10 najlepszych płyt jesieni 2025
( 27.10.2025 )
OMASTA, СОЮЗ / SOYUZ, JAKUB JAN BRYNDAL. Jakub Knera wybiera najlepsze płyty na jesienną smutę.
OMASTA – Jazz Report from the Hood
(Astigmatic Records)
Jazzowy album jesieni. Omasta wpisuje się w szersze zjawisko młodej sceny jazzowej, która bez kompleksów wychodzi z lokalnych scen i dołącza do grona obywateli świata, obficie czerpiąc z różnych gatunków, ale też grając z wielkim luzem. Wydają się bardziej swobodni w stosunku do przodowników z serii Polish Jazzu, nie muszą być też tak buńczuczni jak yassowcy i post-yassowy na przełomie wieków. Jednocześnie ma Omasta osiedlowy luz, zaczepny groove i świetne aranże, co owocuje muzyką kipiącą energią, zawadiacką, czasem swobodną jak hip-hopowe, rozbujane bity (aranżowali też utwory Madliba), czasem pełną kapitalnych solówek (ten flet Antoniego Blumhoffa w „Burnerze”!), a przede wszystkim kolektywnego zgrania. To nie jazz patrzący z góry, ale jazz partnerski, uliczny i miejski, spod trzepaka, a jednocześnie ambitnie mierzący w kierunku najwyższych pięter blokowisk.
MARTA FORSBERG – Archaeology of Intimacy
(Warm Winters Ltd)
Marta Forsberg pochodzi ze Szwecji, mieszka w Berlinie, a jej przodkowie są z Polski. Chodziła do szkoły z Ellen Arkbro czy Kali Malone, z którymi rozwijała scenę mikrotonalną w Sztokholmie. Często w swojej muzyce mierzy się z pamięcią, czasem, trwaniem, co zachęca do głębokiego słuchania. Kasetę „New Love Music” rozpisała na cytrę, elektronikę i chór, tworząc medytacyjną, rozwijającą się powoli, minimalistyczną suitę. „Tkać” to dwa elektroniczne utwory, które zdają się trwać bez zmian, ale skupione ucho wychwyci ich piękno. „Archeology of Intimacy” na tym tle jawi się wręcz jako płyta piosenkowa, może kojarzyć się z Cucina Povera czy Julią Holter, jednak Forsberg w swój charakterystyczny sposób skupia się czy to na powtarzanych akordach, czy to śpiewanych słowach, elektronicznych melodiach, wszystko trzymając w tytułowym intymnym charakterze, w którym swobodna i lekka piosenkowość zyskuje nowy wymiar.
ATA KAK – Batakari
(Awesome Tapes From Africa)
Ata Kak dorastał przy muzyce highlife w Ghanie, łączącej rytmy zachodnioafrykańskie z wpływami współczesnej muzyki elektronicznej w Ghanie, ale swój unikalny styl muzyczny wypracował w Kanadzie. W latach 90. stworzył przełomowy album Obaa Sima, ale ten ukazał się raptem w 50 kopiach i mało kto go dostrzegł. Światu przypomniał o nim Brian Shimkovitz i label Awesome Tapes From Africa, który wydał reedycję płyty w 2014. Efektem była trasa i m.in. takie festiwale jak Glastonbury, Roskilde, Le Guess Who? czy Off Festiwal, gdzie zrobił furorę. „Batakari” to pierwsze od tamtego czasu wydawnictwo, które powstawało kilka lat. To ekstatyczny miks highlife, rapu i dance music. Ata Kak jest czasem określany mianem pioniera Twi-rapu. Tym razem stworzył niezwykle barwną i taneczną płytę, która pochłania bez reszty. Na jesienną smutę serwuje idealnie ciepłe, klubowe brzmienia, które w swojej oldschoolowości mają ogromny urok.
СОЮЗ / SOYUZ – KROK
(Mr Bongo)
Białoruski Soyuz opuścił ojczyznę po rewolucji w swoim kraju i po wybuchu wojny w Ukrainie. Osiedlili się w Polsce i szybko rozprzestrzenili swoją muzykę na cały świat – ich poprzedni album, „Force to the Wind”, znalazł uznanie w wielu miejscach, z audycjami Gillesa Petersona na czele. Soyuz czerpie inspiracje z brazylijskiej sceny, trochę tak jak Gilberto Gil czy Os Mutantes w latach 70., swoją ciepłą muzykę kontrastując z tym, co dzieje się na świecie. „Krok” śpiewają wyłącznie po białorusku, a w wyniku różnych zbiegów okoliczności, płytę nagrywali w Brazylii u boku gitarzysty Sessa. Efektem jest dziewięć lirycznych piosenek, które mieszają post-jazzowe wpływy z folkiem, bossa-novą, bogatymi aranżami ze smyczkami i dęciakami na czele. Płyta subtelna, a jednocześnie bardzo charakterystyczna, coś w stylu wschodnioeuropejskiej tropicalii.
RICHARD HRONSKÝ – Pohreb
(Mappa)
Słowacki muzyk Richard Hronský buduje swój świat w rzeczywistości postinternetowej, czerpiąc z wielu różnych elementów. Jego muzyka składa się z elementów ambientu, nagrań terenowych, loopów i partii instrumentów dętych, odpowiednio zniekształconych i zaszumionych. Pohreb (pol. Pogrzeb), jego trzeci album studyjny, jest dźwiękowym dziennikiem pożegnania z bliskimi i światem, który z nimi dzielił. Nagrania terenowe z rodzinnej wioski, modlitwy babci, drone music, brzmienie gitary elektronicznej tworzą intymną opowieść o przemijaniu, pamięci i tradycji. Z długich, powoli budowanych utworów Hronsky tworzy niemal filmową narrację, mnożąc przy tym motywy straty i odejścia. To album, który rozwija się, jakby powstawał pośród sennej, mglistej chmury – czujemy się w niej niczym w filmie Ingmara Bergmana, ale osadzonym w Słowacki Raju.
GEESE – Getting Killed
(PIAS)
Te gęsi swój język mają. I nieprzypadkowo zostały okrzyknięte jednym z najciekawszych tzw. gitarowych albumów roku. Trzecią płytę zespołu trudno jednoznacznie umieścić na osi rozpiętej między pomiędzy art-rockiem i post-punkiem. Oczywiście leniwy głos Cameron Winter przypomina Thoma Yorke’a, ale na tym podobieństwa się kończą, bo „Getting Killed” zachwyca brawurą, gitarową frywolnością i nieskrępowaniem – zarówno kompozycyjnym, kiedy ich muzyka funkowo buja, daleko puszczając oczko do dokonań Cam, ale też tekstowym. Zespół zgrabnie opisuje absurdalne albo codzienne sytuacje, metaforycznie pokazując dziwność świata, którą ich muzyka obrazuje idealnie. Świetnym przykładem niech będzie moja ulubiona piosenka „100 horses”, która wymyka się tylu schematom, ile zwierząt w tytule.
JAKUB JAN BRYNDAL – Auto-dojazd
(JuNouMi Records)
Wydawniczo Groh działa na kilku frontach – od U Know Me, przez JuNouMi, po U Jazz Me, w każdej atrakcyjnie i barwnie urozmaicając polską scenę muzyczną. Jakub Jan Bryndal nie mniej różnorodnie, czego dokumentacją jest jego debiut „Auto-dojazd” o jakże wieloznacznym (albo i jednoznacznym właśnie) tytule. Przez tę płytę przewija się cała plejada artystów i artystek, co pokazuje, jak frapującą mamy scenę – z jednej strony Nadzia LOLO czy Paulina Przybysz, z drugiej Vito Bambino, z trzeciej Klawo, Joanna Duda, Envee i Natan Kryszk. Na tle tego wszystkiego nie gubią się jednak gorzkie spojrzenie na rzeczywistość, celne puenty, lingwistyczne i stylistyczne żonglerki, w których na pierwszy plan wysuwa się czujne i często sarkastyczne spojrzenie na rzeczywistość. Płyta-kompilacja, obserwacja, mixtape stworzony z plejadą artystów i mocnym komentarzem społecznym.
HANIA RANI – Non Fiction. Piano Concerto In Four Movements
(Universal Music)
Po solowych płytach na pianino, elektronikę i głos, pianistka Hania Rani, dla której zapełniają się sale koncertowe na całym świecie, stworzyła swoje najbardziej ambitne dzieło rozpisane na 45-cio osobową orkiestrę i dwójkę improwizatorów – Jacka Wyllie z Portico Quartet i perkusistkę Valentinę Magaletti. Bezpośrednią genezą tego materiału była postać Joasimy Feldush, młodej kompozytorki z getta warszawskiego, a pośrednią – obserwacja konfliktów i przemian, których świat doświadcza w Ukrainie i Palestynie, często przez ekrany smartfonów. Efektem jest płyta mroczna, nastrojowa, ale też porywająca i wielowarstwowa: od obezwładniających smyczków, przez tlące się kotły i subtelnie snute wstęgi saksofonu. Kilkadziesiąt osób artystycznych pod wodzą pianistki nagrało płytę koherentną i wyrazistą, a jednocześnie bardzo poważną i wymowną w tonie, może wręcz idealną na czasy, w których żyjemy.
CHICAGO UNDERGROUND DUO – Hyperglyph
(International Anthem)
Tegoroczna jesień przynosi albumy dwóch przełomowych i aktywnych od dawna zespołów dla sceny chicagowskiej. O ile Tortoise na nowej płycie raczej zjada własny ogon, o tyle Chicago Underground Duo – kapitalny skład Roba Mazurka i Chada Taylora – przypomina, że w tak małym gronie też można tworzyć rzeczy wybitne. Ich nowa płyta krąży pomiędzy akustycznymi, post-jazzowymi kompozycjami, elektronicznymi wstawkami na syntezatorach czy zawadiackim rytmem i pulsacją zaczerpniętymi z kultury Nigerii, Mali i Ghany. Są subtelne fragmenty, w których słychać głównie liryczny dialog między trąbką i kalimbą, są pędzące na złamanie karku kompozycje, które brzmią jakby grało je całe ensemble. Mazurek i Smith pokazują, że wspólna przyjaźń od lat i wielość projektów, w których biorą udział, cały czas wpływają na ich świeże i kreatywne pomysły, dzięki którym znacząco rozpychają się w szufladce „jazz”.
AGRICULTURE – The Spiritual Sound
(Flenster)
„Ekstatyczny black metal” – tak o sobie piszą Agriculture, nawet na własnych koszulkach. I trudno o trafniejsze określenie. Widziałem ich w zeszłym roku na żywo dwukrotnie i za każdym razem uderzała mnie ta sama energia: ściana gitar o niemal fizycznej sile rażenia, a przy tym emocjonalna otwartość, która rzadko towarzyszy metalowym koncertom. Ich nowa płyta, „The Spiritual Sound” to 44 minuty muzyki, w której black metal stapia się z post-hardcore’em, shoegazem i ambientem, tworząc brzmienie zarazem surowe i wzniosłe. Zespół balansuje między hałasem a kontemplacją, między krzykiem a ciszą, i poszukuje duchowego wymiaru w samym akcie grania. To album o transcendencji poprzez dźwięk – o tym, że ciężar może być formą katharsis, a ekstremalna muzyka nośnikiem piękna, a do tego teksty, które poruszają tematy takie jak queerowość, nierówności społeczne i kryzys AIDS. Kwartet z Los Angeles pokazuje jednak, że jest dla nas jakaś nadzieja.