10 najlepszych płyt na wakacje. Polecenia Mint Magazine
( 22.07.2025 )
Tajemniczy duet z Zachodniej Walii, surrealistyczna elektronika, a do tego inspirowany hip-hopem jazz Kuby Więcka i Alex Freiheit znana z duetu Siksa. Poleca Mint Magazine
HINODE TAPES & HIROKI CHIBA – ITA
(Instant Classic)
Stosunkowo łatwo Hinode Tapes – zespół muzyków z różnych światów: Piotra Kalińskiego (Hatti Vatti), Jacka Prościńskiego (Lasy) i Piotra Chęckiego (Nene Heroine) – wepchnąć w szufladkę pod hasłem ambient jazz albo fourth world music. Przeplatają się tu senne dźwiękowe krajobrazy i orientalne motywy perkusyjne, ale trójmiejskie trio na trzeciej płycie lawiruje na skraju gatunków, tworząc muzykę oniryczną, w której na gitarze malują subtelne tło, saksofon, jeśli się pojawia, cedzi oszczędne frazy, a perkusjonalia ograniczają się często do gry na talerzach albo quasi-marimbowych brzmieniach. Japoński gość, Hiroki Chiba, na kontrabasie dodaje tej muzyce dodatkowej barwy, oszczędnego, ale w wielu momentach sugestywnego podbicia. Na pierwszy rzut ucha nie dzieje się tu wiele, ale wielowarstwowość tych kompozycji wciąga z każdym odsłuchem.
PASZKA – estoy chillando
(LOM)
Abstrakcyjna i surrealistyczna elektronika, buzujące utwory, w których nawet jeśli wyłaniają się szczątki melodii, to w kolejnych utworach dokonywane wolty sprawiają, że na „estoy chillando” przeglądamy się w całej palecie emocji i gatunków. Paszka to projekt ekscentryczny, zarówno jak na europejską, jak i na polską scenę, bo jak w krzywym zwierciadle ukazuje cechy muzyki z pogranicza tanecznej elektroniki, ambientu czy bedroom popu. Zachwyca feerią barw, muzycznych rozwiązań, łączących glitch, sampledelię, nierówne bity, muzykę niespokojną, ale pulsującą pomysłami. Próżno na albumie Paszki szukać transowych i statycznych motywów, ponieważ cały czas coś tu się dzieje, muzyka kwitnie z utworu na utwór, a plejada gości zachwyca: Kacha z Coals, Ursula Sereghy czy Julek Ploski. Weird eastern post-pop? Czemu nie.
HOSHII – Her Name Was Yumi
(KXNTRST)
Kuba Więcek szybko stał się objawieniem na polskiej scenie jazzowej. Jego album w serii Polish Jazz ożywił ją, bo saksofonista bardzo się w nim rozpycha i szuka w wielu miejscach. Sięgał po tradycję, nagrywał z Kozą, żonglował estetykami. Hoshii powstał z jego fascynacji hip-hopem, którego rozbujane, miejskie struktury Więcek postanowił przepisać na kwartet jazzowy. Ale daleki od stereotypowych skojarzeń: perkusja Miłosza Berdzika zapodaje tu zawadiacki, zwarty rytm, gęste linie kontrabasu Maksa Muchy, który grał m.in. z Christianem Scottem, wzmacniają ten groove, a gra wybitnego pianisty Grzegorza Tarwida na klawiszach i syntezatorach dodaje muzyce zelektryfikowanego kolorytu. Jest w tym wszystkim lekkość, żonglerka stylistyczna mocno osadzona w duchu Domi & JD Beck, BadBadNotGood czy Y-Otis.
CAROLINE – caroline 2
(Rough Trade)
Jeśli „muzyka rockowa” najczęściej trąci myszką, „muzyka gitarowa” o wiele bardziej nadąża za tym, co dzieje się na świecie. Takie zespoły jak Squid, Moin, Still House Plants i Black Country New Road pokazują, jak otwarcie podchodzić do gitarowego etosu. Podobnie jak Caroline, co udowodnili już swoim debiutem sprzed 4 lat. „caroline 2” definiuje, czym może być dziś post-rock: to zestaw rozedrganych emocjonalnie małych symfonii, w których piosenkowe formy przeplatają się z improwizacjami, liryczne wokalizy z glitchem czy autotune’em, ściany dźwięku z brzmieniem dęciaków albo dronowej linii wiolonczeli. Otwierający płytę utwór „Total euphoria” nasuwa mi skojarzenia z serialem o tej nazwie – a co gdyby dzieciaki chwyciły po gitary i zaczęły grać na spontanie? Caroline grają spontanicznie, ale w pełni dojrzale i w bardzo przemyślany sposób, dzięki czemu wprowadzają świeżość do gitarowego świata.
ALAN SPARHAWK – With Trampled by Turtles
(Sub Pop)
Po odejściu wieloletniej partnerki Sparhawka, Mimi Parker, z którą tworzył grupę Low, bluegrassowy zespół Trampled by Turtles zaprosił go w trasę i do wspólnego grania. W wolnym momencie muzycy weszli do studia. Sparhawk wydał album już po śmierci Parker – „White Roses, My God” było płytą odrealnioną, przepuszczoną przez efekty, jego głos był zniekształcony przez autotune, jakby chciał się odciąć od przytłaczającej rzeczywistości. Próby radzenia sobie ze stratą podejmowali Mount Eerie na „A Crow Looked at Me” czy Nick Cave na „Ghosteen”. Sprarhawk wydaje się godzić ze stratą – zarejestrowany na setkę album to zestaw kompozycji z nurtu bluegrass i americana, w których okazjonalnie pojawia się głos Parker, zarejestrowany jeszcze za czasów funkcjonowania Low. Dzieli się swoimi doświadczeniami, opisuje trudne przeżycia, ale przy okazji z nadzieją patrzy w przyszłość.
ALABASTER DEPLUME – A Blade Because A Blade Is Whole
(International Anthem)
Płyt Alabastra dePlume warto słuchać, bo muzyk zawsze ma coś nowego do zoaferowania. Z jednej strony to muzyka ciepła, niezwykle kojąca, odświeżające spojrzenie na spiritual jazz. Ale w te pełne rozmachu utwory artysta wprowadza swoje przemówienia, śpiewa, przyjmując kaznodziejski ton, ale do słuchaczy i słuchaczek mówi partnersko, spontanicznie. To uduchowione spojrzenie czerpie sporo z folku, wpływów muzyki etiopskiej, czasem też elektroniki, a konglomerat muzyków (łącznie 10 osób) tworzy przejmującą, liryczną i niezwykle emocjonalną opowieść. DePlume w trakcie pisania materiału odwiedził Palestynę i podkreśla, że jego muzyka ma ukazywać znaczenie empatii, ale też godności – również do samego siebie. Na warszawskim koncercie w maju krzyczał ze sceny „This is not a car park but a garden”. To hasło można odczytać na wiele sposobów, od działań proekologicznych po interpersonalne dotyczące wyznaczania własnych granic. Tak różnorodnie jak jego album.
NATH + EXPO – oxox
(Poppyn)
Zaczęło się od gościnnego udziału w utworze „Kingsize/Queensize” na ubiegłorocznym „ad hoc”. To była pierwsza solowa płyta Expo2000, znanego z produkcji kawałków Belmondawg. Nath miała na koncie już sporo duetów – czy to z Kachą z Coals czy z 1988. Jeden kawałek zaowocował koncertami supportującymi gdyńskiego rapera, a po koncertach – próbami i nagraniami w hotelowych pokojach. Kiedy duet wreszcie wszedł do studia, zarejestrował oniryczny, ale mocno osadzony w rzeczywistości album, gdzie sugestywny bit jest podstawą do zgrabnie sklejonych sampli. Te subtelne melodie są raczej wyciągnięte ze starych nagrań i świetnie pasują do obrazowych tekstów Nath obracających się wokół relacji. Mają lekko terapeutyczny wydźwięk, czasem romantyczny, czasem mniej, za każdym razem w nieoczywisty sposób puentując rzeczywistość.
ALEX FREIHEIT & ALEKSANDRA SŁYŻ – GHSTING
(Mapple Death)
Alex Freiheit jest znana z duetu Siksa snującego zazwyczaj punkowe społeczno-obyczajowe historie, często w formie postmodernistycznych baśni. Aleksandra Słyż, nominowana do paszportów „Polityki”, tworzy dronowe pasma na bazie brzmienia syntezatora czy instrumentów dętych. Ten pozornie niepasujący do siebie duet razem tworzy opowieść z pogranicza horroru i thrillera. Elektroniczne struktury Słyż z wplecionymi instrumentami dętymi i perkusjonaliami wprowadzają aurę w klimacie „Lśnienia” Stanleya Kubricka lub „Ciszy Nocnej” Bartosza Kowalskiego. Freiheit wokół tych brzmień snuje opowieść o szpiegowaniu w tajemnicznym hotelu, przyglądaniu się napotkanym tam bohaterom, serwuje detale, które działają na wyobraźnię, jakbyśmy wścibsko przyglądali się bohaterom i ich pokojom. Muzyka stopniowo się rozwija, nie ma tu nagłych zwrotów akcji – jest za to mrok i niepokój, które trzymają w napięciu do samego końca.
NADAH EL SHAZLY – Laini Tani
(One Little Independent)
Nadah El Shazly powraca z drugim albumem „Laini Tani”, na którym łączy eksperymentalną elektronikę z arabską tradycją i improwizacją. Robi to w fascynujący sposób, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę, że urodzona i wychowana w Kairze El Shazly rozpoczęła swoją muzyczną drogę jako członkini Sick Gdrch, zespołu grającego covery Misfits. Teraz, we współpracy z 3Phaz i harfistką Sarah Pagé, tworzy hipnotyzujące dzieło, które ma brzmienie pełne kontrastów – intymne, a zarazem intensywne. Jej potężny głos prowadzi przez labirynt dźwięków: od pulsujących basów, przez przetworzony wokal, po oniryczne brzmienia harfy. To opowieść o nadmiarze, emocjach i nocach bez końca, w których miesza się introspekcja z euforią – efektem jest bogata w znaczenia muzyczno-liryczna historia, w której każdy dźwięk i słowo odsłaniają osobiste wątki.
THOOL – Cwmcerwyn
(Prah)
Thool tworzy tajemniczy duet z Zachodniej Walii i południowo-wschodniego Londynu. Na tle współczesnej sceny elektronicznej wyróżniają się hipnotycznym, immersyjnym brzmieniem, w którym acid house i breakbeat są podane w otoczce współczesnej mitologii. Ich nowa epka powstała w bezpośrednim sąsiedztwie wzgórza Foel Cwmcerwyn – najwyższego punktu w paśmie Preseli w Walii. W wyniku improwzacji tworzonych w izolacji przy użyciu przenośnego sprzętu – często tuż po pieszych wyprawach, powstały utwory odnoszące się swoimi nazwami do lokalnej topografii i tradycji. Muzycznie zachęcają do eksploracji w formie psychodelicznego rytuału w duchu inicjatywy Weird Walk, która zachęca do odwiedzania mitycznych krain w Wielkiej Brytanii. Bo czemu nie robić tego w mglistym, walijskim krajobrazie, nie przy folku, ale w rytmie syntetycznych bitów i onirycznych melodii?