Jak odpuściłam sobie winy w MoMA PS1. Wystawa Rirkrita Tiravanii

Jak odpuściłam sobie winy w MoMA PS1. Wystawa Rirkrita Tiravanii

( 02.02.2024 )

Sztuka Rirkrita Tiravanii roi się od elementów kojarzących się z Duchampem czy amerykańskimi konceptualistami. Największa dotychczas retrospektywa artysty w MoMA PS1 wciąga niczym vintage gra wideo – skutecznie, choć tylko na chwilę.

Do brooklyńskiej filii MoMA staram się chodzić bez większych oczekiwań, bo podróż z dwiema przesiadkami zawsze skutecznie chłodzi mój entuzjazm. Plusem jest to, że odległa lokalizacja odstrasza tłumy turystów. W muzeum jest świetna kawiarnia serwująca wypieki, gdzie masło zastępuje się oliwą. Ich brownie samo w sobie jest warte wyczerpującej recenzji. Na wystawy w MoMA PS1 wkraczam więc zawsze na lekkim cukrowym rauszu. „A Lot of People” nie jest wyjątkiem. 

Dziękujemy!

Rirkrit Tiravanija: A LOT OF PEOPLE, MoMA PS1 fot. Kyle Knodell

Zgodnie z oczekiwaniami: jestem praktycznie sama. W pierwszej kolejności moją uwagę przykuwa czarno-biała projekcja z wnętrza kabiny budowlanego żurawia. Obraz jest tak skadrowany, że widać tylko rękę i kawałek ramienia operatora oraz to, na co patrzy ze swojego okna. Wideo kojarzy mi się z „Szoferem niebieskim” Andrzeja Wróblewskiego, mimo że obydwu dzieł nie łączy ani temat, ani czas powstania czy medium. Wspólna jest natomiast metoda wciągania publiczności w kadr – perspektywa „zza pleców”. To gra we współtworzenie dzieła, rodzaj subtelnej relacyjności, która była udziałem artystów z pokolenia Tiravanii, debiutujących w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych XX wieku. „Chcieliśmy, żeby ludzie oglądający naszą sztukę czuli się, jakby występowali w filmie” – wspomina artysta w jednym z wywiadów. Wszystkie instalacje, które oglądam w MoMA PS1, z podobną łatwością przekraczają granice między obserwatorem, współtwórcą a sztuką. Jedyną rzeczą, której brakuje w muzeum jest… energia tłumu.

*Reklama

Mimo to wystawa robi wrażenie, bo jest dokumentem entuzjazmu i wnikliwej intuicji z jakimi Tiravanija konstruuje swoje artystyczne „zdarzenia”. Na drugim piętrze muzeum, w lobby i na dziedzińcu można zobaczyć wczesne, rzadko udostępniane dzieła z lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Pisuary, lustrzane obrazy ze sloganami, stoły do ping-ponga z nadrukowanymi hasłami „Tomorrow is The Question”, skrzynki z butelkami po sodzie ustawione jak wieża Babel aż po sam sufit. Odkurzacze Rumba tańczące po długowłosym dywanie, opony rozrzucone po gołej podłodze w towarzystwie wideo przedstawiające płonącą oponę beztrosko toczącą się po betonie w nastrojowym świetle zachodzącego słońca. 

Rzeźby, projekcje i instalacje ukazują zdolność tajskiego artysty do traktowania przestrzeni galerii jako placu zabaw z pogranicza sztuki, naukowego doświadczenia i badania poziomu empatii widza. Integralną częścią wystawy jest prezentacja historycznych działań interaktywnych wystawianych w formie sztuk teatralnych. Odtwarzają je byli i obecni studenci Tiravanii z Uniwersytetu Columbia. Do najbardziej znanych zalicza się ikoniczne „untitled 1990 (pad thai)” i „untitled 2011 (t-shirt, no t-shirt)”. 

Dziękujemy!

Rirkrit Tiravanija: A LOT OF PEOPLE, MoMA PS1 fot. Kyle Knodell

Jednym z określeń, jakimi zachęca się widzów do odwiedzenia retrospektywy Tiravanii, jest fraza „rewolucyjne podejście do przestrzeni”. Jeśli mamy na myśli przestrzeń instytucjonalnego świata sztuki z jej minimalistycznymi wnętrzami, kuratorskimi opisami i wartością przypisywaną przez krytyków – Tiravanija jest wiernym uczniem Duchampa, Warhola, amerykańskich konceptualistów czy nawet Eda Ruschy. Ich dowcip i przewrotność wzbogaca własną mieszanką przypraw zaczerpniętych z tajskiej kultury. 

Najbardziej znany jest z intymnych instalacji, które krążą wokół tematu wspólnego spędzania czasu podczas gotowania i jedzenia tradycyjnych potraw z Tajlandii. Pod tym względem Tiravanija jest dzieckiem swojej epoki – lat dziewięćdziesiątych, kiedy punkt ciężkości awangardowych działań przesunął się z gry obiektami w stronę „relational aesthetics” – estetyki relacyjnej, która była surowa, ulotna, niedookreślona. To była sztuka, która realizowała się w rytuale i spontanicznej wymianie między ludźmi, którzy przyjęli zaproszenie przyjścia na „wystawę”, żeby… zjeść zupę. Tego rodzaju uczestnictwo oczywiście wywodzi się także ze  społecznego aktywizmu: Tiravanija często porusza szersze problemy społeczne i polityczne, takie jak ruchy protestacyjne przeciwko rządowi tajskiemu, które są w dużej mierze pomijane przez zachodnie media.

Dziękujemy!

Rirkrit Tiravanija: A LOT OF PEOPLE, MoMA PS1 fot. Kyle Knodell

Dziękujemy!
( Sztuka ) ( Anna Korytowska )

Antykryzysowy Klub. Spotkanie osób w kryzysie bezdomności ze sztuką

Problemem wystawy „A Lot of People” jest pomysł pokazywania tej efemerycznej sztuki w formie nieożywionych eksponatów. Sam artysta przyznaje, że pokaz w MoMA jest rodzajem eksperymentu, bo jego prace zawsze powstawały w konkretnym kontekście, z myślą o prezentacji w konkretnym czasie. „Rzeczy nie mają nic mówić do widza, nie należy na nie patrzeć, tylko ich używać wspólnie z innymi ludźmi” – wspomina artysta w wywiadzie dla „Art in America”, kilka tygodni po otwarciu retrospektywy. 

Dzisiaj ilość przepisów nie pozwala na odtworzenie niektórych interakcji, jak chociażby wspomniana ikoniczna akcja wspólnego gotowania pad thaia czy „Untitled 1993 (café deutschland)”, pierwotnie zorganizowanego w Kolonii. Pod tym względem „A Lot of People” jest krytyką sztywnego świata instytucji sztuki, a puste sale MoMA PS1 – najbardziej krytyczną instalacją potwierdzającą tezę, że podejście Tiravanii wygrywa w walce o uwagę i serca wrażliwców na całym świecie. O ile nie kastruje się go rygorami instytucjonalnej sztuki, oczywiście.  

Dziękujemy!

Rirkrit Tiravanija: A LOT OF PEOPLE, MoMA PS1 fot. Kyle Knodell

Dla mnie jako osoby, która profesjonalnie zajmuje się pisaniem o sztuce, wizyta na tej wystawie jest rodzajem katharsis. Poczułam się oczyszczona z poczucia winy, że chodzenie do muzeów w przeważającej większości wypadków po prostu przestało mnie kręcić. Jako szóstkowa uczennica z narzuconymi mi w dzieciństwie fundamentami katolickiej duchowości – poszukiwania źródeł mojego zblazowania zaczęłam oczywiście od siebie. I tak od dekady biczuję się myślami o tym, jak łatwo nudzę się wysiłkami osób, które są zdolniejsze lub bardziej zdeterminowane od yours truly

Ale po wyjściu z MoMA PS1 pomyślałam, że może wrażliwość odbiorców współczesnej sztuki rozlała się poza tradycyjną adorację obiektów szybciej niż instytucje są w stanie to zanotować, i że Tiravanija to po prostu przewidział. Sztuka ma być sposobem na dowiedzenie się czegoś o sobie i o kimś jedzącym gorącą zupę niecały metr od ciebie. „My art is about letting go” – powiedział artysta. Z przyjemnością opuściłam więc progi MoMA PS1, grzebiąc swoje przeskalowane wymagania względem samej siebie na dziedzińcu muzeum. Mam nadzieję, że ziarno odpuszczenia zakwitnie jako drzewko oliwne, którego olej dodadzą do tego brownie z pierwszego akapitu, które tak bardzo lubię.  

Czytaj też: Gdzie jest Spike? Lee w Brooklyn Museum

Dziękujemy!

Portret Rirkrit Tiravanija. 2019. fot: Mark Blower

( Mintowe Ciasteczka )

Nasza strona korzysta z cookies w celu analizy odwiedzin.
Jeżeli chcesz dowiedzieć się jak to działa, zapraszamy na stronę Polityka Prywatności.