Czy skóra musi tyle ważyć? Rozmowa z Małgorzatą Rejmer

Czy skóra musi tyle ważyć? Rozmowa z Małgorzatą Rejmer

( 27.10.2023 )

Reportaż to dyscyplina. Literatura piękna to triumf wyobraźni. Aleksandra Pakieła rozmawia z Małgorzatą Rejmer



Debiutowałaś powieścią Toksymia, potem jednak zwróciłaś się ku pisaniu reportaży.
Bukareszt. Kurz i krew oraz Błoto słodsze niż miód. Głosy komunistycznej Albanii zdobyły prestiżowe nagrody. Skąd ponowny zwrot ku fikcji? 


Od małego wyobrażałam sobie, że w najlepszym scenariuszu mojego życia będę pisarką, ale dopiero przy debiucie w wieku dwudziestu czterech lat zrozumiałam wreszcie, jakie to będzie trudne. Toksymia była gęsta, pełna literackich nawiązań oraz moich i cudzych historii. Po wydaniu książki poczułam się pusta, jakbym nie miała z czego brać kolejnych opowieści, i dlatego zaczęłam podróżować i pisać reportaże. Zawsze czułam się pisarką, która musiała zostać reportażystką, żeby żyć z pisania. Próbowałam przesuwać granice gatunku, pisząc reportaże-baśnie, reportaże-dramaty i reportaże-ballady. Szukałam formy, która zamieni reportaż w uniwersalną opowieść. Ale im bardziej byłam świadoma warsztatu i potrzeby reporterskiej dyscypliny, tym bardziej tęskniłam za puszczeniem hamulców, za opowieściami, które brałyby się z wyobraźni.  


Zbiór opowiadań Ciężar skóry (Wydawnictwo Literackie) powstał z tęsknoty za fikcją?

W Ciężarze skóry opowiadam historie, które sama wymyśliłam, choć zdarza się, że jakieś elementy pochodzą z moich polsko-albańskich doświadczeń albo wybrzmiewa w nich echo dawnych spotkań czy rozmów. W reportażu przede wszystkim słucham i montuję to, co usłyszę, wyłapuję szczegóły, emocje i zwroty akcji, a potem sama układam opowieść z gotowych elementów. I muszę robić to tak, żeby nie skrzywdzić bohatera, żeby miał poczucie, że wydobywam z jego historii to, co najważniejsze. To wymaga wielkiej dyscypliny i uważności. A w fikcji mogłam napisać wszystko. 

To brzmi jak uwalniające doświadczenie. 


Tak, ta nieskończoność możliwości w pisaniu literatury pięknej jest porywająca. Każdy akapit może poprowadzić historię w zupełnie innym kierunku. Reportaż to dyscyplina. Literatura piękna to triumf wyobraźni. 

Czy doświadczenie reporterki pomogło ci w pisaniu opowiadań?

Wszystkie narzędzia, które zdobyłam jako reporterka, pomogły mi przy pisaniu prozy. W reportażu ogromne znaczenie odgrywa konstrukcja, kręgosłup opowieści i to, w którym momencie pojawiają się informacje. Podobnie jest z opowiadaniami, ale tam każdy szczegół i wątek powinny mieć znaczenie. Najlepiej, gdyby reportaże też takie były, ale je tworzy się z konkretnych elementów, puzzle mają zawsze określony kształt. Opowiadaniom dużo łatwiej nadać idealnie zwartą formę. Poza tym jako reporterka muszę uważnie rejestrować rzeczywistość, obserwować, wyciągać wnioski ze szczegółów. To reporterskie wyostrzenie uwagi na detal bardzo przydaje się w prozie, choćby w opisywaniu przestrzeni. 

Twoje reportaże są bardzo literackie – czy opowiadania, które tworzysz, też mają w sobie elementy prawdziwych historii?

Mimo że te opowieści są wymyślone, różnego rodzaju detale czy anegdoty były inspirowane życiem czy moimi obserwacjami. W reportażu anegdota to za mało, by oprzeć na niej tekst, czasem i suma anegdot nie wystarczy. Co innego w fikcji. Ostatnia scena w opowiadaniu Zła baletnica to rozmowa bohaterki z bardzo młodą sprzedawczynią w sex shopie, niemal dzieckiem. Mamy wrażenie, że w ogóle nie powinna znaleźć się w takim miejscu. Ta historia przydarzyła się mojej znajomej, i gdy mi ją opowiedziała, byłam wstrząśnięta – rzeczywistość stała się literaturą. Niektóre elementy świata przedstawionego biorą się z życia, ale cały kręgosłup opowieści jest wymyślony, podobnie jak bohaterki. 

Z kolei Zaburzenie powstało dzięki dwóm historiom, które mnie poruszyły. Jedna z moich albańskich przyjaciółek opowiedziała mi, że po tym, gdy zaczęła miesiączkować, jej mama zabroniła jej wychodzić z domu. Dojrzewanie stało się zagrożeniem, źródłem lęków, dlatego  ona sama zaczęła bandażować sobie piersi, żeby nie było widać, jak staje się kobietą. Wkrótce potem inna moja przyjaciółka z Polski powiedziała mi, że podczas podróży po Japonii cały czas miała wrażenie, że pod jej stopami trzęsie się ziemia. Od razu wyobraziłam sobie postać, która odczuwa każde drganie ziemi, ostre światło odbiera jak ból, czuje fakturę kamieni pod podeszwą butów. Jej zmysły są tak wyostrzone, że cały czas pozostaje czujna jak zwierzę. 

Ta bohaterka jest w pewien sposób magiczna. 

Ma na imię Liri, to znaczy po albańsku – wolność. Dołożenie wątku spoza świata realizmu sprawia, że tę opowieść można interpretować na różne sposoby. Zaburzenie może być realistycznym opowiadaniem o dziewczynce poczętej z gwałtu, która zostaje odrzucona przez matkę, albo mroczną baśnią o bohaterce, która ma supermoce, ale nikt tego nie dostrzega i ta obojętność otoczenia prowadzi do nieszczęścia.

Podczas lektury opowiadań wielokrotnie zastanawiałam się, czy dane zakończenie jest metaforą, czy mam je rozumieć dosłownie. 

*Reklama

Co się stało z chłopcem z Serca syreny? Czy Wilczyca w opowiadaniu Mój księżyc ma zielone oczy naprawdę robi to, co robi? Czy bohater historii Czarcie bydlę zabija psa swojego ojca? 

Tu akurat byłam pewna, że bohater tego psa zabija. 

Hmmm…

Taki freudowski motyw. Bohater krzywdzi zwierzę, bo zwierzę przypomina mu o jego przemocowym ojcu.

Wiesz, w pierwszej wersji opowiadania syn wziął psa do siebie do domu. 

To dlaczego jednak go nie wziął? 

Bo zaczęłam rozpisywać to opowiadanie i skupiłam się na tym, co i jak bohater mówi. Zrobiłam w sobie miejsce na jego głos, i zrozumiałam, że ten głos jest pełen nienawiści i żalu, ale też przekonania o własnej słuszności. Jest moment w opowiadaniu, gdy bohater zaczyna rozumieć, jaka krzywda spotkała jego siostrę, i to jest dla niego szansa, żeby dostrzec coś więcej niż tylko swój ból – stworzyć nową narrację, która pozwoli mu pogodzić się z przeszłością. Ale potem znika refleksja i pojawia się impuls. Dla niego jest już za późno. Staje się swoim ojcem, człowiekiem, którego przez całe życie nienawidził.  

Porozmawiajmy jeszcze o zwierzętach. Występują w prawie każdym opowiadaniu ze zbioru Ciężar skóry – dosłownie, metaforycznie lub w języku. Najwięcej tu psów…

Stosunek człowieka do psów jest miarą człowieczeństwa. Psy dużo mówią o społeczności i o tym, ile mamy zasobów, żeby pomagać innym i rozwijać swoją empatię. Przeraża mnie, że niektórzy nie rozumieją tego, że zwierzę czuje i cierpi tak samo jak człowiek. Kiedy mieszkałam w Albanii, niemal fizycznie przeżywałam widok poturbowanych, kulejących zwierząt. Cierpienie zwierząt w jakiś sposób odbija też cierpienie ludzi wokół, to że ludzie są zbyt zmęczeni, zbyt obarczeni problemami, by otoczyć troską zwierzęta. W ciągu ostatnich dwóch dekad jako społeczeństwo wykonaliśmy gigantyczną pracę, by poprawić los zwierząt, ale jest jeszcze wiele do zrobienia. 

W twoim opowiadaniu jeden z bohaterów okazuje pogardę drugiemu człowiekowi, mówiąc do niego „j*bany psie”…

Tak, to straszne słowa. W patriarchalnym społeczeństwie najważniejsza jest hierarchia – na szczycie jest mężczyzna, na dole zwierzę, a pomiędzy nimi – siła i przemoc, ciągłe ustanawianie relacji władzy i podległości. Przemocowi mężczyźni nie widzą piękna, jakim jest zwierzęca empatia. Nie widzą głębi, jaką ma zwierzę dzięki swojej wrażliwości, nie widzą, że relacja człowieka ze zwierzęciem jest darem, tak samo pięknym jak relacja z drugim człowiekiem. 

Krzywda zwierząt wybrzmiewa w opowiadaniach tak często, jak krzywda ludzi. 

Te motywy się przeplatają. Bohaterka Liri widzi psa, który potwornie boi się ludzi, a kiedy sama mija mężczyzn w wiosce, boi się ich równie mocno. Bo wie, że różnica w tym, jak oni mogą potraktować zwierzę, a tym, jak mogą potraktować ją jako człowieka, jest płynna. 

W dwóch korespondujących ze sobą opowiadaniach występują także lisy. To Lisica,  historia Elizy i Antka, którzy jadą, żeby zrobić aborcję na Słowacji, oraz Krawędź – opowieść o ciąży Almy i o jej przemocowym partnerze Edonie.  

Lisy są tam metaforą tego, co w nas ukryte, nieświadome, a co nieoczekiwanie pojawia się na powierzchni jako rodzaj objawienia, dostrzeżenia prawdy o nas samych. W opowiadaniu Krawędź bohaterka nie rozumie, że jest ofiarą przemocy. Na dziurę, którą jej agresywny mąż wybił w drzwiach, przykleja naklejkę z lisami. Bohaterka myśli, że wesołe lisy odnoszą się do jej pragnienia, by wieść spokojne dobre życie, ale chodzi o co innego – one reprezentują potrzebę zrozumienia tego, co w jej świadomości wyparte. Gdyby bohaterka zmierzyła się z prawdą o sobie, runąłby cały jej świat. Ale przecież zawsze za wolność i samoświadomość płaci się cenę. W obydwu opowiadaniach motyw lisa pojawia się, gdy bohaterki są w momencie kryzysu. To zapowiedź zmiany.

Dziękujemy!

Małgorzata Rejmer. Archiwum prywatne

Ładna interpretacja lisa, bo zazwyczaj kojarzy się ze sprytem i przebiegłością. Z dzieciństwa pamiętam, że w bajkach nie był pozytywnym bohaterem. 

Przyjaciele dają mi czasem figurki lisów, bo wiedzą, że mam w sobie lisa-włóczęgę. Kiedyś, w ważnym momencie mojego życia, jadąc autobusem z Albanii do Polski, zobaczyłam pięknego lisa skaczącego w śniegu. Puszysty, miedziany lis w chmurze śnieżnego pyłu. Jak prezent od losu. Zawsze, gdy widzę lisa na żywo, a zdarzyło mi się to raptem kilka razy w życiu, mam wrażenie, że natura objawia się przede mną w całym swoim pięknie. To doświadczenie zobaczenia stworzenia, które jest dzikie, schowane przed ludzkim wzrokiem, a jednocześnie żyje tak blisko człowieka, ma w sobie coś z epifanii.

Tego piękna w twoich opowiadaniach nie ma zbyt wiele. Nie przedstawiasz Albanii jako „Malediwów Europy”, jak często bywa ona reklamowana w Polsce. 

Właśnie jestem w Tiranie, i wczoraj przy kolacji przyjaciółka powiedziała: „Mój świat to ciągła strata. Ciągle ktoś stąd wyjeżdża i wiem, że już nie wróci. Trudno być z ludźmi blisko, kiedy wiem, że prędzej czy później mnie opuszczą”. 

Dlaczego ludzie opuszczają Malediwy Europy? Dlaczego tak ciężko żyje się w Tiranie, idealnym mieście fasad, pełnym brawurowej architektury, street artu i miejsc, w których można sobie zrobić dobre zdjęcie na Instagrama? Brytyjscy dziennikarze nie mogli się nadziwić, dlaczego w zeszłym roku na pontonach i motorówkach płynących nielegalnie przez kanał La Manche było tylu młodych obywateli Albanii. Przecież tam nie ma wojny, klęsk żywiołowych, Albania jest krajem kandydującym do Unii Europejskiej, w tym roku była hitem międzynarodowych biur podróży. Co jest nie tak?

Przytoczę fragment opowiadania Zła baletnica: „Tirana szkliła się i błyszczała przed nią, miasto strzelistych narkotykowych wież, pieniędzy i przemocy, potwór o tysiącu rozżarzonych oczu, który płodzi swoje dzieci tylko po to, by je pożreć”.

Tak, Zła baletnica jest też opowieścią o tym, że w Tiranie słabi są pozostawieni sami sobie, wygrywają najsilniejsi. Ci, którzy kontrolują handel kokainą, ci, którzy mają stanowiska w rządzie. Albania jest rządzona przez przedziwny układ mafijno-polityczno-policyjny, w centrum wyrastają kolejne wieżowce, które są pralnią brudnych pieniędzy, a jednocześnie Edi Rama wzbudza zachwyt zagranicznych mediów i europejskich polityków, którzy wiedzą, że ich dobre relacje z albańskim liderem stabilizują niepewną sytuację w regionie. Nawet ci, którzy Ramy nienawidzą, mówią, że jest geniuszem PR-u, że wypromował Albanię jako „nieodkryty klejnot”. On jest twarzą Albanii, ekscentrycznym premierem-artystą dla Europy i autorytarnym przywódcą dla Albańczyków, bezwzględnym wobec swojego otoczenia. Tę pogardę dla przeciwników, rządy siły i bycie ponad prawem znamy zresztą doskonale z naszego podwórka, w końcu przeżyliśmy osiem lat rządów PiS-u. 

Dlatego chciałabym, żeby to wyraźnie wybrzmiało: przemoc jest problemem uniwersalnym, który występuje zarówno w społeczeństwie polskim, jak i albańskim. Przez lata rządów PiS-u kobiety musiały mierzyć się z systemową przemocą i z własnym strachem. Państwo ustawiło się w pozycji przemocowca i gnębiciela, chciało upokorzyć kobiety, podporządkować sobie ich ciała. Myśleliśmy, że jesteśmy prozachodnim społeczeństwem miłującym wolność, a jednak osunęliśmy się w mrok. Nawet w ostatniej kampanii wyborczej problemy kobiet nie wybrzmiały, brakowało kobiet-liderów, dyskusje o przyszłości kraju toczyli przede wszystkim mężczyźni. 

Opisywana przez ciebie przemoc wymierzona jest głównie w kobiety i dzieci. Te ekstremalne wydarzenia z życia bohaterów nie zawsze łamią twoich bohaterów. Czułam, że z ich bólu może narodzić się coś pięknego, silnego. 

Dla mnie bardzo ważna jest scena, w której bohater Ciała syreny mówi – powtarzając słowa swojej babci – „Mężczyźni mają blizny”, a wujek odpowiada mu: „Ale lepiej, żeby ich nie mieli”. Wujek jest kontrapunktem dla postaci ojca. Niektórzy bohaterowie mają i swojego kata, i swojego opiekuna, żeby nie byli skazani na absolutną samotność, żeby się nie rozpadli. 

Dzięki temu znajdują w sobie siłę, by przełamać schemat przemocy. Czy musimy mieć blizny? Czy skóra musi tyle ważyć? 

Ważnym wątkiem mojej książki jest to, jak możemy się chronić przed przemocą. Jak możemy chronić bliskich. Dlatego opowiadanie Zła baletnica jest dla mnie ważne – bohaterka pracuje w fundacji, która pomaga ofiarom przemocy, ale nie widzi przemocy, która dzieje się pod jej nosem, a gdy ktoś prosi ją o pomoc, nie potrafi zareagować. 

Dziękujemy!
( Muzyka ) ( Rozmowa ) ( Andrzej Cała )

„Sierpień” napisałem z przekory i złości. Rozmowa z Pawłem Sołtysem „Pablopavo”

Bohaterki twoich opowiadań biorą leki, by odciąć się od otaczającej je rzeczywistości – przede wszystkim od podporządkowania toksycznym mężczyznom. Łykają Xanax, antydepresanty…

Leki antydepresyjne są bardzo potrzebne, pozwalają normalnie funkcjonować osobom, które mierzą się z chorobami psychicznymi. Jestem ostatnią osobą, która by je demonizowała, natomiast mam bardzo sceptyczny stosunek do Xanaxu. Swego czasu dostałam od psychiatry Xanax, gdy moja przyjaciółka zachorowała na białaczkę, a ja zaczęłam pracować jako wolontariuszka na oddziale białaczkowym. Codziennie budziłam się z lękiem, że dziś przyjdzie śmierć. A potem w moim życiu pojawił się Xanax, i nagle umiałam dowcipkować, rozmawiając z pacjentami. Wokół szalał sztorm i burza z piorunami, a morze było spokojne. 

Xanax jest wielkim wyparciem. Sprawia, że póki masz dostęp do leku, możesz miesiącami tkwić w trudnych, patologicznych sytuacjach. Genialnie odcina od emocji i rzeczywistości. Tworzy iluzję spokoju i daje złudne wyobrażenie, że różne problemy można znieść, gdy obiektywnie znieść ich nie można i w ogóle nie powinno się znosić. Xanax to bardzo zły dobrodziej. 

Czytelnicy i czytelniczki nie wiedzą, jak się kończą opowiadane przez ciebie historie. A ty sama wiesz, co się dzieje dalej? Czy myślisz, że te postaci mają szansę na happy end?

Bardzo lubię opowiadania bez jasnego zakończenia, bo one sprawiają, że zostaję z bohaterami na dłużej. Muszę sama wykonać pracę, żeby dopowiedzieć sobie ich historię. Bardzo bliscy są mi Raymond Carver, Jhumpa Lahiri, Roberto Bolaño – oni często zostawiają w tekście jakąś tajemnicę, którą muszę wyjaśnić przy użyciu narzędzi, w jakie wyposażyło mnie życie. Niemal każde z moich opowiadań można sobie dopowiedzieć w scenariuszu optymistycznym i pesymistycznym, korzystając z tropów, które zostawiłam w tekście.

Ja w większości dopowiadałam optymistyczne zakończenia. Młodzi bohaterowie i młode bohaterki przecież mają w sobie dużo nadziei. Buntują się przeciwko rodzicom. Zastanawiają się: „Jak zdjąć z siebie skórę, jak zeskrobać twarz”. Nie chcą powielać destrukcyjnych schematów. 

Tak, niektóre opowiadania mówią o byciu w potrzasku i poszukiwaniu wewnętrznej siły, która sprawia, że zmieniasz swoje życie. Dlatego bardzo ważne dla mnie jest opowiadanie Zaburzenie – o dziewczynce, która zostawia za sobą wszystko, co ją ograniczało i sprawiało jej ból. Napisałam je zainspirowana przez przyjaciółkę, która, tak jak wspomniałam, kiedyś bandażowała sobie piersi, a teraz jest jedną z czołowych albańskich feministek. Jej siła mnie zadziwia za każdym razem, gdy się spotykamy. 

Tu w Albanii otaczam się kobietami, które wywalczyły sobie mocną pozycję, idąc na czołowe zderzenie z systemem, rodziną, społeczeństwem. Chciałabym, żeby te opowiadania były czytane nie tylko jako opowieści o przemocy, ale także o poszukiwaniu własnej drogi.

Poruszasz także wątek LGBT. Dziewczynka w sex shopie mówi: „Myślałam, że w Albanii nie ma lesbijek”. W tytułowym opowiadaniu Ciężar skóry występuje para mężczyzn, których dotyka homofobia. 

Mam przyjaciółkę, która jest twarzą ruchu LGBT w Albanii. W 2012 roku poszła do telewizji, żeby wśród publiczności wspierać swojego przyjaciela, który miał przyznać na antenie, że jest gejem. Kiedy to zrobił, siedzący obok polityk powiedział: „Gdyby mój syn był gejem, zastrzeliłbym go. W Albanii nie ma żadnych gejów. Ty jesteś jedyny”. W tym momencie moja przyjaciółka wstała i zawołała: „To nieprawda, w Albanii jest wielu gejów, a ja jestem lesbijką!”. A potem wyszła ze studia i poszła nocować do przyjaciół, bo wiedziała, co na nią czeka w domu. Początki były trudne, ale przez lata Xheni zbudowała wokół siebie niezwykły krąg ludzi. Od lat prowadzi centrum pomocy, dystrybuuje paczki żywnościowe, organizuje dopłaty do czynszów, opłaca lekarstwa, pomoc psychologiczną dla innych. Co rok w maju organizuje w Tiranie miesiąc tolerancji, zakończony Paradą Wolności. Prowadzi prelekcje w liceach, warsztaty dla policjantów. Dzięki niej nowe pokolenie osób LGBT ma swoją wspólnotę, miejsce, gdzie mogą się schronić, zespół ludzi, do których mogą zadzwonić, gdy dzieje się coś złego. Nie są sami.

To daje nadzieję. 

Głęboko wierzę w siłę empatii. Im więcej będziemy wiedzieć o sobie, im więcej będziemy rozmawiać – o zaburzeniach psychicznych, o terapii, o swoich słabościach i lękach – tym lepiej będziemy rozumieć innych. 

Moje opowiadania są pochwałą samoświadomości. Jeżeli jesteś człowiekiem świadomym, masz szansę nie powtórzyć błędów ludzi wokół i zerwać łańcuch przemocy. Dobre życie jest możliwe tylko wtedy, gdy mamy w sobie empatię i możemy zrozumieć ból i cierpienie innych. Wierzę w tę zmianę. Mam nadzieję, że nowy rząd słucha debaty publicznej i będzie umiał sprawić, by postulaty empatii, troski o drugiego człowieka i walki z przemocą miały przełożenie na działania polityczne. 

Jako społeczeństwo powinniśmy się wspierać i rozumieć, a nie udowadniać sobie swoje racje i ze sobą walczyć. Musimy dbać o wspólnotę, o krąg ludzi wokół nas, bo tylko to daje prawdziwe szczęście, osadza nas w rzeczywistości. Cała reszta jest iluzją, niepotrzebną przepychanką, pogonią za rzeczami, których nie można złapać.

Dziękujemy!

Małgorzata Rejmer, Ciężar skóry, Wydawnictwo Literackie, s. 192, premiera 8.11.2023.

( Mintowe Ciasteczka )

Nasza strona korzysta z cookies w celu analizy odwiedzin.
Jeżeli chcesz dowiedzieć się jak to działa, zapraszamy na stronę Polityka Prywatności.