Antonina Tosiek, fot. Maksymilian Rigamonti

Mówili na nie: „dziewczyńskie ple-ple”. Felberg recenzuje książkę Tosiek „Przepraszam za brzydkie pismo”

( 21.10.2025 )

Ubiegłowieczne pamiętnikarki ze wsi pisały nie dla pieniędzy czy sławy, lecz „pod ukratkiem” – w lęku i wstydzie, że mogłyby zostać nakryte. A w wypadku publikacji zastrzegały sobie zwykle anonimowość. I zdaje się, że osobiste skrępowanie odróżnia je od osób piszących współcześnie autofikcje.

Przekopywanie milczenia

W Życiu, starości i śmierci kobiety z ludu Didier Eribon nawiązywał do praktyk Simone de Beauvoir i Michela Foucaulta, którzy przyglądali się mechanizmom społecznym, by dotrzeć do treści zmilczanych oraz wypartych przez oświecony rozum z dyskursu oficjalnego. Zainicjowana przez nich w połowie ubiegłego wieku „archeologia milczenia” pozwoliła zrekonstruować mechanizmy powstawania nowoczesnych instytucji. Okazało się, że jednym z ważniejszych wynalazków poczynionych przez męskocentryczny logos było wszczęcie powszechnych procesów normalizacyjnych oraz standaryzacja produkcji. Czynniki te znacząco podniosły efektywność pracy i płynące z niej zyski, co przełożyło się na przedsięwzięcia cywilizacyjne takie jak kolonializm, kapitalizm i imperializm. Równocześnie pojawiły się zjawiska „normy” – lub jej braku – i stygmatyzacji wszystkiego, co wobec niej „obce” – nietożsame z klasycznym gustem czy klasycyzującym kanonem. Normy społeczno-kulturowe stały się potężnym narzędziem kontroli, represji i (samo)dyscypliny. Przykładowo – kobieca fizjologia nawet na wsi przeobraziła się w niemożliwie zawstydzający defekt.

Inspirowane Francuzami wykopaliska od dwóch dekad stanowią w Polsce ważną gałąź badań kulturowych. Kilka lat temu podjęła je również Antonina Tosiek – poznańska poetka oraz literaturoznawczyni, która w niedawno opublikowanym eseju Przepraszam za brzydkie pismo. Pamiętniki wiejskich kobiet (Wydawnictwo Czarne 2025) zrekonstruowała praktyki autobiograficzne ubiegłowiecznych chłopek oraz rolniczek, odsłaniając – warstwa po warstwie – kształtujące je mechanizmy.

Bez zawodu

Opracowany przez Tosiek materiał ukazuje realność jej bohaterek. Pamiętnikarki chętnie piszą o żalu, złości, strachu, żądzach, tęsknotach i niespełnieniach, ale zamiast gniewu mitycznego Achillesa, który zaważył (lub wcale nie) na losach dzielnych Achajów i Trojan, wyrażają demonizowane i równocześnie bagatelizowane w literaturze pięknej emocje oraz potrzeby niemęskoosobowej większości (kobiet, dzieci), a także ludów rdzennych albo zależnych (autochtonów, chłopów i robotników). Jeśliby umuzycznić ich skargi – byłyby bluesem lub protest songiem.

„Mój życiorys nie różni się wiele od losów setek i tysięcy kobiet wiejskich – stwierdza w 1970 roku Elżbieta D., działaczka ludowa z Podlasia. – W całej Polsce jest nas kilka milionów. W dowodach osobistych, w rubryce określającej zawód, wpisują nam – bez zawodu, ale w lepszych przypadkach – gospodyni domowa. Gospodarstwa rolne figurują na naszych mężów mimo, że nie małe wnieśliśmy posagi w ziemi, po kilka a czasami po kilkanaście ha. Nie mamy prawa podjąć pieniędzy za dostawy kontrakcyjne bo figurują one na imiona mężów. Nie mamy prawa podjąć pożyczki, nie mam prawa zaciągnąć jej na jakieś drobne inwestycje w gospodarstwach domowych. Ale za to mamy prawo do pracy. I to każdej. »Męskiej«, »babskiej«, bez różnicy. Mężowie nasi nie uważają za ujmę na honorze, jeśli kobieta pomaga w »męskich« pracach, natomiast uważają za poniżające pomóc kobiecie w domu szczególnie gdy wychowuje dzieci”.

Pamiętnikarka ujawnia systemowe wykluczenie i wyzysk domowy rolniczek. Świadoma wyrugowania z Polski Ludowej pańszczyzny i innymi form niewolnictwa, nie rozumie, dlaczego państwo sankcjonuje nieodpłatność kobiecej pracy na roli. Dodatkowo upomina się o uregulowanie prawa własności rolnej oraz sprawiedliwy podział domowych obowiązków. Jednocześnie zauważa, że przeżytkiem niegodnym XX wieku jest postrzeganie prac reprodukcyjnych (opiekuńczych) za „babskie”. Gdzie diarystka z Podlasia mogła spotkać się pół wieku temu z tego rodzaju zabobonem? Ano, wszędzie. Po przewrocie październikowym było to oficjalne stanowisko zarówno władz świeckich, jak i duchowych.

*Reklama

Przypadek Elżbiety jasno wskazuje, że to nie kobiety ze wsi cechowało zapóźnienie wobec rzeczywistości. To nowoczesność pozostawała na nie niegotowa! Nie da się bowiem pogodzić wypisywanych na sztandarach idei „równości”, „wolności” oraz „braterstwa” z odmawianiem pracującym produkcyjnie i reprodukcyjnie gospodyniom prawa do płacy, świadczeń socjalnych oraz dysponowania własnym majątkiem?

Czy zapiski działaczki z Podlasia otworzyły włodarzom oczy? Raczej nie, ale dwa lata później rolnicy obu płci otrzymali wreszcie prawo do bezpłatnej opieki zdrowotnej, a ustawa o ochronie emerytalnej rolników weszła w życie w 1977 roku – choć nie uwzględniała żon właścicieli ziemi. Te objęto przywilejem emerytalnym pięć lat później, a w 1987 roku przyznano im prawo do płatnego urlopu macierzyńskiego. Zestawiając to wszystko z informacją, iż w tym samym roku urodziło się pierwsze dziecko poczęte metodą in vitro, Tosiek podkreśla, że budowniczowie socjalizmu potrzebowali aż kilkunastu lat, by w przywileju tym zrównać rolniczki z pracownicami innych sektorów. W momencie wprowadzania planu Balcerowicza odsetek rodzin wiejskich doświadczających ubóstwa wynosił 10,7 procent, a w połowie lat 90. wzrósł do 59,5.

W optyce Przepraszam za brzydkie pismo dziejowa niesprawiedliwość trwa więc w najlepsze. Nie może być zresztą inaczej, skoro wolny rynek prywatyzuje konflikty, problemy oraz kryzysy. Nawiasem mówiąc, komu przyrasta nieodpłatnych obowiązków opiekuńczych w momentach przesileń – rewolucji, pandemii, wojen? Ano właśnie.   

Niewystarczające na literaturę

Tosiek skupiła się na tekstach nadsyłanych w latach 1933–1995 na konkursy pamiętnikarskie organizowane przez Instytut Gospodarstwa Społecznego, Państwowy Instytut Kultury Wsi, Komitet Badań nad Kulturą Współczesną PAN, Zakład Socjologii Wsi PAN, Związek Młodzieży Wiejskiej, Ludową Spółdzielnię Wydawniczą, prasę oraz szereg innych organizacji. I jeśli w rozpisanym przez Ludwika Krzywickiego Konkursie na „pamiętnik chłopa” z 1933 roku uczestniczyło 17 kobiet i 498 mężczyzn, to już w konkursie Jeden miesiąc mojego życia z 1962 roku połowa z prawie dwóch tysięcy nadesłanych zgłoszeń należała do kobiet, a w dodatku to one zgarnęły 7 z 10 głównych nagród.

Ubiegłowieczne pamiętnikarki ze wsi pisały nie dla pieniędzy czy sławy, lecz „pod ukratkiem” – w lęku i wstydzie, że mogłyby zostać nakryte. A w wypadku publikacji zastrzegały sobie zwykle anonimowość. I zdaje się, że osobiste skrępowanie odróżnia je od osób piszących współcześnie autofikcje. W pozostałych aspektach obie strategie pisarskie zdają się niemal tożsame i równie oporne wobec nowoczesnych norm.

Co ciekawe, nawet zarzuty wysuwane wobec pamiętników tak zwanych zwykłych ludzi brzmią podobnie jak te, które wysuwa się obecnie wobec autofikcji. I zwykle sugerują  ich „niewystarczalność”. Tosiek wspomina środowiskowe niesnaski po wygranej drugiego tomu Pamiętników chłopów w ogłoszonym przez redakcję „Wiadomości Literackich” konkursie na najlepszą książkę polską w 1936 roku. Zwolennicy Melchiora Wańkowicza,  Czesława Miłosza oraz pozostałych pisarzy, których książki nie zdobyły lauru, argumentowali, że pamiętniki nie mogą stanowić literatury pięknej. Twierdzili, że napisali pozbawieni świadomości pisarskiej chłopi, którzy w dodatku odwoływali się do własnych doświadczeń, co zbliżało ich teksty co najwyżej do gatunków dziennikarskich – na przykład reportażu. Dla odmiany Antoni Słonimski uznał je za literaturę, ale „złą” i wcale niechłopską, „bowiem »proletariusz, robotnik fabryczny czy chłop zdolny do świadomego, zorganizowanego wysiłku twórczego […] staje się inteligentem”. Jedna tylko Maria Dąbrowska, która zgłosiła Pamiętniki chłopów do konkursu, ponieważ dostrzegła w nich „niezamierzone dzieło sztuki”, nie widziała powodu, by kogokolwiek – nawet niepiśmiennego chłopa pańszczyźnianego – uważać za niezdolnego do „samoświadomej refleksji i twórczego myślenia”.

Z kolei w Polsce Ludowej krytykowano kobiece pamiętniki już nie tylko za zbyt potoczny język czy nie dość wyrafinowaną formę, ale także za nieprzyzwoity ton. Włodzimierz Odojewski winił „niemal wszystkie” pamiętnikarki za „brak samokrytycyzmu” i „tendencje autoterapeutyczne”. Wiesław Myśliwski skwitował jeden z tekstów nadesłanych na konkurs jako „dziewczyńskie ple-ple”, a Jerzy Barszczewski uznał pamiętnik 19-latki z Kielecczyzny, która porzuciła naukę, by w skrajnej biedzie poświęcić się opiece nad dziesięciorgiem rodzeństwa, za „życiorysik sympatyczny”, lecz niepodejmujący „żadnych istotnych problemów”.

Dziękujemy!

Antonina Tosiek, fot. Maksymilian Rigamonti

Wystarczające na autofikcję

Współczesnym autofikcjom zarzuca się dokładnie to samo. Z jednej strony drażnią, bo czyniąc prywatne politycznym, godzą w interesy i samopoczucie grup uprzywilejowanych. Z drugiej zaś – podejmowane w nich problemy nadal nie są uważane za wystarczająco „literackie”. I w odróżnieniu od podmiotu klasycznej autobiografii, „ja” autofikcjonalne nie eksponuje indywidualnych osiągnięć, ale solidaryzuje się z osobami doznającymi podobnych co ono krzywd, opresji, wykluczenia. Zdaniem Tosiek, kobiety ze wsi także najchętniej ukazywały swoje doświadczenia „w kontekście wspólnotowym – rodziny, społeczności, lokalnej kultury”.

„To napięcie – pisze badaczka – pomiędzy przeżyciem indywidualnym a kolektywnym czyni kobiece teksty autobiograficzne szczególnie interesującymi. Ich uważna lektura pozwala dostrzec między innymi, w jaki sposób piszące kobiety negocjują autorską podmiotowość, jak rozumieją swoje miejsce w przestrzeni prywatnej i publicznej i jak je przedstawiają – lub w jaki sposób chciałyby je zmienić. Wiele kobiecych pamiętników łączy także wątki osobiste z niemal sprawozdawczym opisem konkretnych wydarzeń czy procesów – prac rolnych, planowania budżetu, działań wojennych”.

Podobne chwyty cechują autofikcje Natalii Fiedorczuk, Doroty Kotas, Mateusza Pakuły, Katarzyny Michalczak, Macieja Jakubowiaka, Emilii Dłużewskiej, Elizy Kąckiej, Joanny Wilengowskiej czy Katarzyny Sobczuk. I co ciekawe – bohaterom ich książek (a zwłaszcza bohaterkom) także zarzuca się niewystarczalność, żerowanie na „ważnych społecznie” tematach, a nawet monetaryzowanie osobistej tragedii czy frustracji.

Dziękujemy!
( Film ) ( Recenzja ) ( Michał R. Wiśniewski )

Profesor Kleks i Doctor Who. Zupełnie nowe bajki

Z niemałym odrzuceniem spotkała się Aleksandra Pakieła – autorka opublikowanej w 2022 roku autofikcji o zaburzeniach odżywiania, zatytułowanej prowokacyjnie Oto ciało moje. Na łamach „Kultury Liberalnej” Marcin Bełza upomniał pisarkę, że „literatura to sprawa życia i śmierci, a z życiem i śmiercią nie gra się na flecie w szkolnym apelu”, a z kolei Agnieszka Budnik zarzuciła jej w „Dwutygodniku” debiutowanie czymś „na kształt krótkiej sesji terapeutycznej splecionej z rekonstrukcją wspomnień i publicystycznym komentarzem”, w najlepszym zaś razie – .„fabularyzowanym pamiętnikiem, który dryfuje w bliżej nieokreślonym kierunku”. Chcąc nie chcąc, te ostre opinie upewniają mnie, że współczesne autofikcje to faktycznie ubiegłowieczne pamiętniki. Antonina Tosiek nie pisze o tym bliźniactwie, choć oba gatunki wynikają z tych samych afektów – z gniewu, który od zawsze stanowi siłę polityczno- kulturotwórczą, oraz wstydu, który z kolei znamionuje pisarstwo osób wyłamujących się z reżimu normy.    

Wołanie o ulgę

Kto walczy z losem w naszej kulturze? Jednostki skłonne do epokowych wyczynów albo wielkiej ofiary – herosi, święci, idole, dyktatorzy, wizjonerzy i superbohaterowie. Z jakimi pojęciami kojarzy się zaś życie, które nie wynosi się ponad przeciętność – chłopki lub normalsa? Z dolą lub niedolą. Znamienne że oba te słowa wyrażają nieistotność trwania poza reżimem patosu. Przez całe wieki zwyczajny człowiek, bez względu na to, czy jego życie było dobre oraz spełnione, czy naznaczone codziennymi trudami i niedostatkami, przechodził do lamusa historii jako liczba w roczniku statystycznym.

Urodzona w 1900 roku Janina K. odnotowała w 1933 roku, że choć kobiety ze wsi wszystko składają „w ofierze ojczyźnie i społeczeństwu”, niczego w zamian nie dostając, to jednak „niema chyba na świecie więcej zapomnianej i niedocenianej istoty, jak wieśniaczka, a najbardziej u nas w Polsce”. Ją samą ojciec oddał za pięć mórg znacznie od niej starszemu „gospodarzowi piętnastomorgowemu” z powiatu warszawskiego – gwałtownikowi nadużywającemu alkohol. Z obawy przed mężem domorosła pamiętnikarka pisała wyłącznie nocami – w imieniu „już nie tysiąca, ale chyba miljona tych zapomnianych istot”, o które „nikt się nie zatroszczy, nikt się o nic nie zapyta”, a które, rozdzieliwszy „ostatni kawałek chleba, ostatnią kwartę mleka […] pomiędzy męża i głodne dzieci”, same za jedyny posiłek nierzadko miały wyłącznie „gorzkie łzy gdzieś po kryjomu połykane”.

Te skargi łamały wiejskie tabu. Przede wszystkim dlatego, że autorka Pamiętnika nr 3, który doczekał się publikacji w 1935 roku oraz przedruku w połowie lat 50., zamieściła w nim stricte polityczną odezwę. Upomniała się w niej o adekwatną do realiów politykę socjalną i rozwiązania prawne zrównujące gospodynie z gospodarzami:

*Reklama

„Chcę, by nareszcie zrozumieli wszyscy, że my kobiety wiejskie, na których barki spadł ogromny ciężar obowiązku, stokroć cięższy, jak na mężczyzn, wołamy o swoje prawa! Dopominamy się poprawy losu, wołamy o ulgi! Bo gdy tak dalej pójdzie, to zabraknie zupełnie zdrowych matek, zabraknie silnych gospodyń, a w tym wypadku każdy mi przyzna, że… może zabraknąć Polski!”.

Tosiek rozpoznała w Janinie figurę nowoczesnej odporności wobec reżimów religijnych, społecznych, kulturowych i ekonomicznych, ale nie zatrzymała się dłużej przy postulowanej przez nią uldze. A szkoda, bo i to jest cecha dystynktywna obu typów autonarracji. Dodatkowo, „ja” w ubiegłowiecznych pamiętnikach oraz współczesnych autofikcjach utyskuje przede wszystkim na (nie)dolę sprzeczną z podstawowymi prerogatywami nowoczesności. I szczerze dziwi się własnemu położeniu, ponieważ nawet na chłopski rozum wydaje mu się ono sprzeczne z logiką. Wszak z dwudziestowiecznych badań wynika, że gospodarstwa prowadzone samodzielnie przez kobiety miały większą szasnę na przetrwanie i rozwój niż gospodarstwa pozbawione kobiecej ręki. Dlaczego więc dobrostan kobiet podlegał (i nadal podlega) ścisłej reglamentacji? Obecnie zakładnikami arytmetyki sejmowej pozostają prawa reprodukcyjne kobiet oraz ustawa o asystencji osobistej, a przecież te relatywnie małe wyzwania dla dwudziestej gospodarki na świecie wielu osobom przyniosłyby natychmiastową ulgę!

Przepraszam za mowę domową

Autorki 826 przebadanych przez Tosiek pamiętników często przepraszały profesjonalną vel miejską publiczność za brzydkie pismo. Gestem tym wyrażały nie tylko konwencjonalne pardony za pospolite błędy, koślawe literki lub kleksy, ale i silne zawstydzenie związane z zabieraniem głosu publicznie, i to nierzadko w wiejskim (regionalnym, rodzinnym, domowym) – nienormatywnym zatem – idiomie!

Pamiętnikarki bezustannie obawiały się, że ich pilnie skrywane tajemnice (na przykład przed mężczyznami) – wyjdą na światło dzienne. Katarzyna ze wsi pod Tyliczem przebywała w domu z murarzem, kiedy nagle zaczęła rodzić. Tak się speszyła, że zamiast poprosić o pomoc, uciekała z domu. A z kolei Józefa – jedyna bohaterka Tosiek, która przeniosła się na stałe do miasta, do końca życia maskowała przed sąsiadami wiejskie pochodzenie, lecz z drugiej strony zawstydzało ją korzystanie z miejskich przywilejów – takich jak przesiadywanie w roboczy dzień na ławce w parku, kiedy „miliony ludzi na wsiach ciężko pracują”.

„Nazwanie i opisanie własnego wstydu – stwierdza Tosiek – to w pewnym sensie także jego ujarzmienie. […] Bo przecież potrzeba wyjątkowej odwagi, żeby zwierzyć się z własnych słabości, które wcześniej spowodowały tak silny ból. Być dziewczyną ze wsi, doświadczyć z tego powodu poniżenia, wstydzić się za własne pochodzenie, a potem przyznać się w pamiętniku do każdej z tych niełatwych emocji przed czytelnikami, to znaczy zbuntować się przeciwko cudzym normom. Zauważyć ich absurd i niesprawiedliwość. Przeciwstawić się rygorom społecznej adekwatności, które powodowały, że przez długie lata uzależniało się własną wartość od tego, w jakim stopniu upodobniło się do rówieśniczek z miasta”.

Absurdalność i niesprawiedliwość „cudzych norm” to podstawowy temat współczesnych autofikcji – począwszy od Annie Ernaux, przez Didiera Eribona, po Kingę Sabak czy Martę Michalak. Ta ostatnia napisała niedawno książkę o „oidzie” – specyficznym rodzaju wstydu, który odbiera kobietom ze wsi przywilej mowy. Bohaterki Tosiek wielokrotnie doświadczały „oidy”, lecz mimo to nie czekały, aż ktoś „odda” im głos. Zabrały go samodzielnie – płacąc za niego niemałą cenę. Dość przypomnieć, że zwykle pisały nocą – kosztem snu, którego miały raczej niewiele, skoro według badań Stefanii Śliwińskiej za Gomułki zimą pracowały średnio 15–17 godzin na dobę, a latem nawet i 18–20.

Magda Szcześniak czytała te same pamiętniki co Tosiek, ale zapamiętała je nieco inaczej. Ogromne wrażenie zrobiły na niej opisy płomiennych romansów i radosnych zabaw na wsi oraz wyrazy kobiecej dumy z powodu solennie wykonywanej pracy i przynależności do wiejskiego środowiska. Kulturoznawczyni zarzuciła więc Tosiek w recenzji opublikowanej w „Dwutygodniku” nadmierny fokus na negatywne emocje: wstyd, lęk, żal, rozczarowanie i rozpacz. Przyznała jednak, że z zaprojektowanego w ten sposób „»kolażu« wyłania się niezwykła odporność pamiętnikarek, które żyją i działają niejako mimo opisywanych emocji”.

Nie istnieją eseje wyczerpujące dany temat. Mnie w Przepraszam za brzydkie pismo zabrakło podsumowania poetyk poszczególnych pamiętników, a także dookreślenia różnic pomiędzy nimi. Niemniej uważam, że esej Antoniny Tosiek ujawnia jedne z najstarszych w polszczyźnie dokumentów poświadczających kobiece rozczarowanie męskocentryczną nowoczesnością – normami nakładającymi na kobiety tak wiele ograniczeń, lecz jednocześnie zaspokajającymi tak niewiele ich potrzeb. Zwłaszcza tych podstawowych vel naturalnych.

Dziękujemy!

Antonina Tosiek, „Przepraszam za brzydkie pismo. Pamiętniki wiejskich kobiet”, wyd. Czarne 

( Mintowe Ciasteczka )

Nasza strona korzysta z cookies w celu analizy odwiedzin.
Jeżeli chcesz dowiedzieć się jak to działa, zapraszamy na stronę Polityka Prywatności.