Chappell Roan zaprasza na dyskotekę w teatrze. Co zmienia jej sukces?

( 02.10.2024 )

Wieści o dziewczynie, która robi z koncertu przebieraną imprezę, rozeszły się szybko i szeroko. Chappell Roan zaczęła pojawiać się w muzycznych segmentach popularnych programów telewizyjnych.

Queerowe kobiety nie zdobywają szczytów list przebojów. Chyba że to Chappell Roan. Znani i lubiani nie stawiają granic w relacjach z fanami. Chyba że są Chappell Roan. Jeśli płyta jest dobra, to odniesie sukces od razu. Chyba że to debiut Chappell Roan. Może Roan jest tylko wyjątkiem potwierdzającym regułę. A może jest wyjątkową gwiazdą, która głośno kwestionuje dotychczasowe reguły?

„Lubię wyglądać ładnie i jednocześnie strasznie. Lubię wyglądać ładnie i tanio. Albo mogę wyglądać nieładnie, tak też lubię” – mówiła niedawno w show Jimmy’ego Fallona, tłumacząc, że jej sceniczna persona jest i bohaterką z klasycznego horroru, i artystką burleski. A w jej telewizyjnym występie było tyle samo luzu, co sztywności. Chappell Roan emanuje charyzmą urodzonej diwy, ale też bywa ewidentnie speszona skalą zainteresowania, które dziś wzbudza. Naprawdę nikt się nie spodziewał? W czasach niedorzecznej wręcz nadprodukcji muzyki i efemerycznych trendów, które dyktuje nieobliczalny algorytm TikToka, kariera budowana powoli, ale konsekwentnie, jest czymś niespotykanym. Eksperci z branżowych mediów pytają więc jak to możliwe, że dziewczyna, która wydała debiutancki album w ubiegłym roku, dominuje na listach przebojów dopiero kilka dobrych miesięcy później. To przecież kwestionuje bezwzględną regułę rynku: albo płyta chwyta od razu, albo żegnam i proszę nie wracać. Chappell Roan podważa jeszcze kilka niepisanych zasad. Jak ta, że queerowa kobieta nigdy nie odniesie spektakularnego sukcesu w muzyce pop – bo choć branża nauczyła się doceniać autonomiczną kobiecą perspektywę w opowiadaniu o relacjach romantycznych i seksualnym przebudzeniu, to niezmiennie premiuje heteronormatywne doświadczenia. Albo jak ta, że im większa gwiazda, tym więcej wolno jej fanom. W końcu sławni ludzi są własnością tych, dzięki którym zdobyli sławę, prawda?

Chappell Roan, Kaleidoscope, fot. Ryan Clemens

Superfan nie jest super

*Reklama

Chappell Roan przekonuje – i ma rację – że to jedna z najbardziej toksycznych bzdur, jakie pozwoliliśmy sobie wmówić. Media społecznościowe dały muzykom i muzyczkom możliwość bezpośredniego kontaktu z publicznością, wielokrotnie wyłączając z tej relacji kontrolujące wytwórnie i menedżmenty czy manipulujące narracją tradycyjne media. Stały się skutecznym narzędziem przejmowania kontroli nad publiczną opowieścią, ale też niepokojąco skróciły dystans i zbudowały w obserwujących przekonanie, że pomiędzy nimi a ulubioną wokalistką czy popularnym raperem jest tylko ekran telefonu. Jasne, że to poczucie bywa głęboko iluzoryczne, bo to najczęściej element przemyślanej strategii marketingowej, realizowany nie przez gwiazdę, a jej rzutki team PR. W ostatecznym rozrachunku jednak to, czy Rihanna sama publikuje posty na Instagramie, czy ma do tego ludzi, nie ma większego znaczenia. Bo znacząca jest kulturowa zmiana. Niegdyś podziwiani z daleka, dziś są dostępni na wyciągnięcie ręki, można im nawrzucać w komentarzach, można wyznać miłość w wiadomości prywatnej. Gdy już nie dzielimy życia na online i offline, przyzwolenie na bezpośrednie zaczepki rozlewa się poza relatywnie bezpieczne wirtualne przestrzenie, z których zawsze można się wylogować, i ingeruje w realne życie społeczne.

„Doświadczyłam tylu niekonsensualnych interakcji, że muszę wyłożyć czarno na białym: kobiety są wam gówno winne. Wybrałam tę ścieżkę kariery, ponieważ kocham muzykę i sztukę. Nie akceptuję jednak żadnej formy naruszenia. I nie zasługuję na naruszenia tylko dlatego, że wybrałam sobie właśnie taką ścieżkę kariery” – pisała Chappell Roan w długim poście, który opublikowała w swoich mediach społecznościowych pod koniec sierpnia. „Nie zgadzam się z przekonaniem, że jestem winna energię, czas i uwagę osobom, których nie znam, którym nie ufam i które wzbudzają mój niepokój – tylko dlatego, że wyraziły swój podziw dla mnie. Kobiety nie muszą tłumaczyć, dlaczego nie chcą być dotykane albo nie mają ochoty na rozmowę. Mam na myśli zwłaszcza napastliwe postawy, ukryte pod płaszczykiem miłości superfana, które czytamy jak coś normalnego, bo tak traktowano sławne kobiety w przeszłości”. Wyznanie Chappell Roan okazało się heroicznym gestem, którego wszystkie potrzebowały, ale mało która miała odwagę o niego poprosić, powstrzymywana obawą, że zaraz jej wypomną niewdzięczność i pogardę wobec elektoratu, który nie tylko płaci za bilety na koncerty, ale też zaczepia w kawiarni i żąda wspólnego zdjęcia. Oświadczenie sprowokowało dyskusję o tym, ile wolno fanom i czy aby nie za dużo. Włączyły się do niej inne muzyczki, jak chociażby Hayley Williams, liderka zespołu Paramore, podzielająca frustracje i lęki Roan. „Wyłączyłam komentarze pod postem, bo to nie jest temat do dyskusji” – pisała w sierpniu Chappell Roan na swoim Instagramie. „Jeśli masz mnie za niewdzięczną sukę albo moje oświadczenie sprawia ci przykrość, to problem jest w tobie, kochanie. Zastanów się, dlaczego doprowadza cię do takiej furii dziewczyna, która stawia granice”.

Chappell Roan, materiały ze strony artystki

Dyskoteka w teatrze, kostiumy z second handu

( Sztuka ) ( Aleksander Hudzik )

7 najciekawszych wystaw, które zobaczycie wiosną 2025 roku w Europie

Chappell Roan nie jest typową popową piosenkarką. Nie tylko dlatego, że odważnie stawia się fanom, którzy naruszają jej poczucie komfortu. Z porównywalną zuchwałością wprowadza na szczyty list przebojów treść i estetykę wciąż rzadko obecną w top 10. Mówią, że Chappell Roan jest „brakującym ogniwem pomiędzy drag queens a gwiazdami popu”, bo jej muzyka jest na wskroś kampowa, celebracyjna. Gdy czołowe wokalistki jak Beyonce czy Taylor Swift realizują swoją misję ze śmiertelną powagą, Chappell Roan puszcza oko i spuszcza powietrze. Jej piosenki są proste, ale niebanalne. Wykoncypowane, a mimo to naiwne. Mają w sobie wdzięk i niewinność popowych hitów sprzed 25 lat (myślcie: debiut Britney Spears), ale też słychać w nich wolność muzycznych eksperymentów sprzed 45 lat (myślcie: debiut Kate Bush).

Chappell Roan zaprasza na dyskotekę w teatrze. Cała w cekinach i piórach z second handu, bo, jak mówi, „na myśl o luksusowych markach spada mi libido”. Z twarzą niechlujnie usmarowaną talkiem i ustami hojnie zmalowanymi burgundową szminką. Świetnie się czuje w tanecznych, synthpopowych numerach, nie traci rezonu w patetycznych, ekspresyjnych balladach. Energia bachanaliów jest wyzwalająca, to siła, która buduje – w kontrze do niszczącej polityki wykluczenia, tak częstej w przemyśle muzycznym. Mamy we współczesnej muzyce rozrywkowej parę wpływowych, niehetenormatywnych postaci jak Troye Sivan czy Sam Smith, ale piosenki pisane przez queerowe kobiety zaczęły zajmować wysokie pozycje na listach przebojów stosunkowo niedawno. Renee Rapp, Billie Eilish, a dziś również Chappell Roan triumfują w walce o sprawiedliwą reprezentację. „Napisałam te piosenki, zanim jeszcze zdążyłam pocałować się albo pójść na randkę z dziewczyną. To były bajki. Podkolorowane opowieści o tym, co się wydarzało, albo kompletne fantazje o tym, co jeszcze się nie stało” – mówiła Roan w rozmowie z „Vanity Fair”. „Wreszcie musiałam dogonić muzykę. Nadrobić zaległości z całowania i randkowania z dziewczynami. Ten projekt pozwala mi eksplorować takie kawałki siebie, o których nie miałabym pojęcia, gdybym nie wybrała pracy na scenie. Mogę być bezczelna, głośna i nosić to, na co mam ochotę”. Chappell Roan (która naprawdę nazywa się Kayleigh Rose Amstutz) regularnie nazywa cały swój estradowy byt projektem. Mówi, że prywatnie jest introwertyczką, która lubi siedzieć sama w domu i grać w „Mario”, a boa i falbany trzyma w specjalnie wynajętym magazynie. Wszystko, co robi jako Chappell Roan, niby bierze w cudzysłów, jak nakazuje kamp, ale równocześnie pozostaje ujmująco autentyczna. Jej muzyka jest w końcu potężnie autobiograficzną – i dlatego tak silnie rezonującą – opowieścią o homoseksualnej dziewczynie z konserwatywnej, katolickiej rodziny. Z lęku przed odrzuceniem ukrywa swoją tożsamość, by wreszcie zaznać bezinteresownej akceptacji w queerowych społecznościach.

Chappell Roan, materiały ze strony artystki

Oczekiwany zwrot wypadków

Zwycięża, gdy zaczyna być w pełni sobą? To prawda także o muzyce Chappell Roan, która jest obecna w branży od prawie dekady. Swój pierwszy kontrakt, i to od razu z dużą wytwórnią, podpisała, gdy miała zaledwie 17 lat i publikowała na YouTubie melancholijne, introspektywne piosenki. Na tych smutnych melodiach zbudowała całkiem przyzwoite zasięgi, miała swoją publiczność, wytwórnia była zadowolona. Ale jej w duszy grał pozbawiony pruderii refren o młodej kobiecie, która porzuca życie na rodzinnej farmie i wyjeżdża do Kalifornii, by zostać tancerką w klubie go-go. Jak ta z utworu „Pink Pony Club”, wciąż jednego z największych hitów Chappell Roan, który sprawił… że straciła umowę na płytę. Właśnie dlatego, że nie miał nic wspólnego z wczesnymi kompozycjami dziewczyny. Wykonała radykalną woltę, która nie od razu się jej opłaciła, więc może być zahartowana w czekaniu na swój moment.

Album „The Rise And Fall Of A Midwest Princess” ukazał się we wrześniu 2023 roku, ale dopiero w czerwcu 2024 roku pierwsza z piosenek muzyczki awansowała do najwyżej notowanej dziesiątki listy „Billboarda”, więc debiut Roan uznano za podręcznikowy przykład „śpiocha”, wydawnictwa, które odnosi sukces z dużym opóźnieniem. Tak bardzo przyzwyczailiśmy się do viralowych hitów z TikToka, które potrafią z dnia na dzień rozpędzić karierę, że przypadek Chappell Roan został uznany za rodzaj fenomenu, którego nie da się logicznie wyjaśnić. Fart i tyle? Pudło.

Chappell Roan nie zawdzięcza sukcesu żadnym szczęśliwym zbiegom okoliczności. To żniwo konsekwencji, determinacji i dobrych pomysłów. Po premierze albumu zagrała świetnie przyjętą trasę koncertową. Zapraszała lokalne drag queens, by rozgrzewały widownię przed jej występem, a publiczność zachęcała, by przychodziła do klubów w kostiumach. Wieści o dziewczynie, która robi z koncertu przebieraną imprezę, rozeszły się szybko i szeroko. Chappell Roan zaczęła pojawiać się w muzycznych segmentach popularnych programów telewizyjnych, wystąpiła u Colberta i Fallona. Wiosną zagrała na Coachelli, jednocześnie kontynuowała trasę z Olivią Rodrigo. „Zawsze miałam wywalone na listy przebojów i na to, czy radio będzie grało moje piosenki” – opowiadała na łamach „Interview”. „Udało mi się, bo pozostałam wierna sobie. Nie zaprzedałam duszy, nie poddałam się presji. Dlatego mogę spać spokojnie”. To nie Chappell Roan czekała na swój czas. To my czekaliśmy na taką gwiazdę pop jak Chappell Roan.

Chappell Roan, fot. Ryan Clemens

( Mintowe Ciasteczka )

Nasza strona korzysta z cookies w celu analizy odwiedzin.
Jeżeli chcesz dowiedzieć się jak to działa, zapraszamy na stronę Polityka Prywatności.