Pocztówka z minionej epoki
( 14.12.2023 )
W rozpikselowanym świecie sztuki współczesnej fotografie Rineke Dijkstry są jak tokeny z minionej epoki: kiedy szczerość wciąż potrafiła kłaść na łopatki, a robienie zdjęć było sposobem na prawdziwą intymność. Jej najnowsza wystawa w nowojorskiej Marian Goodman Gallery to prawdziwe święto odpoczynku
Takich wystaw były już setki tysięcy: białe ściany, fotografie w neutralnych ramach, instalacja wideo w osobnym, zaciemnionym pomieszczeniu. Po raz kolejny okazuje się jednak, że jakość dobrze się sprzedaje. Rineke Dijkstra jest wytrawną tropicielką więzi międzyludzkich, o czym przekonuję się, jak tylko wchodzę do galerii. Chociaż znam jej serię Beach Portraits z albumów, wcześniej nie widziałam jej prac na żywo. Na tej konkretnej wystawie Dijkstra pokazuje grupowe portrety ze słynnej serii. Dotychczas nie były prezentowane, w przeciwieństwie do jej popularnych portretów solo.
Pierwsza runda to rozgrzewka, podczas której oswajam się z konwencją. Młodzi modele uwiecznieni w swobodnej pozie na tle błękitnego nieba, morza i piasku. Stoją na plaży wpatrzeni prosto w obiektyw holenderskiej artystki. Druga runda jest zarezerwowana na wyłapanie szczegółów: spojrzeń i języka ciała. Nagle okazuje się, że niepozorna, prostolinijna metoda portretowania jest bogata w szczegół: te zdjęcia są jak amerykański small talk, niby nic, a jednak wiele można się o człowieku dowiedzieć ze sposobu, w jaki opowiada o pogodzie. Bohaterowie Dijkstry nie pozują – są w relacji z artystką w momencie, w którym ona robi im zdjęcie. Sam portret jest genialną kapsułą tego ułamkowego przejścia między współistnieniem z kimś a samoświadomością własnego ciała.
fot. Rineke Dijkstra
Nieco przebodźcowana idę do drugiego pomieszczenia, gdzie jest prezentowana trójkanałowa instalacja wideo pod tytułem Night Watching (2019). Artystka dostała możliwość sfilmowania różnych osób oglądających słynny obraz Straż nocna Rembrandta, a projekt trwał przez 6 dni po demontażu dzieła w celu renowacji. Dijkstra zaprasza do podsłuchiwania rozważań na temat arcydzieła Rembrandta, obiektyw kamery jest skierowany na zwiedzających. Sam obraz jest poza kadrem, uobecnia się tylko w dyskusjach i minach widzów. Sceny rozwijają się jak rozdziały – od spekulacji na temat niewyraźnie namalowanego psa czy jedynej postaci kobiecej na obrazie, do osobistych uwag na temat związku między dziełem a doświadczeniami oglądających. Dijkstra błyskotliwie reżyseruje ten spektakl, podkreślając, że relacja ze sztuką zawsze polega na dialogu: dzieło jest tylko pretekstem do rozmowy, którą prowadzimy sami ze sobą.
Zarówno nowe warianty Beach Portraits jak i instalacja wideo stawiają to samo pytanie: jaką formę może przybrać ludzka intymność? Dijkstra szuka odpowiedzi w rozbrajająco bezpretensjonalny sposób, zupełnie jak holenderscy mistrzowie, od których wywodzi się jej wrażliwość. W jednym z wywiadów powiedziała: „Nigdy nie interesowałam się obrazami dawnych mistrzów, ale jeśli chodzisz do Rijksmuzeum, ich wpływ jest nieunikniony. Obserwowanie ich zmagań ze światłem wyraźnie pokazuje, że tutaj, w Holandii, światło zawsze było kluczową sprawą”. Podobnie jak Rembrandt czy Vermeer, estetyka Dijkstry jest precyzyjna, jej siła tkwi w tym, jak ukazuje grę światła, cienia i faktur. Jej zamiłowanie do łączenia światła dziennego z fleszem jest wyjątkowo sugestywne, mimo że to „trick” z lat dziewięćdziesiątych XX wieku. Dzięki temu Beach Portraits są realistycznie trójwymiarowi. Neutralne tła, przed którymi umieszcza swoich modeli, także kojarzą się z prostotą wielu holenderskich arcydzieł.
Rineke Dijkstra Kolobrzeg, Poland, July 25, 1992, 2023
Ale twórczość Dijkstry wyróżnia nie sprawny warsztat – choć artystka opracowała go do perfekcji – lecz zdolność do przekształcania złożonych emocji w kompozycje, które każdy może łatwo zrozumieć. Po prawie dwóch dekadach oglądania najróżniejszych wystaw fotograficznych, przy pracach Dijkstry wreszcie odpoczywam. Oglądam nie tyle portrety osób, co portret całego zaplecza artystki. Żeby móc robić takie zdjęcia, trzeba się trochę znać na ludziach – umieć z nimi pracować, rozkochać ich w pomyśle, żeby mogli się odprężyć mimo wycelowanego w nich obiektywu.
W Nowym Jorku są tylko dwa sposoby zwiedzania galerii: w środku tygodnia rano lub w sobotę. Pierwsza opcja gwarantuje najmniejsze tłumy. Druga pozwala oglądać najciekawsze charaktery, które przychodzą podziwiać i kupować sztukę. Wystawę w Marian Goodman Gallery zwiedziłam kompletnie sama (była to listopadowa środa), aż mi było głupio, że zagracam minimalistyczną przestrzeń white cube’a swoją obecnością. Na szczęście galerzyści kompletnie mnie ignorowali, jak na profesjonalistów przystało. Ich wprawne oczy rozpoznały we mnie amatorkę a nie kolekcjonerkę, więc bez jakiejkolwiek presji przez pół godziny słuchałam dyskusji na temat arcydzieła Rembrandta.
W przejściu między salą z projekcją a pomieszczeniem z portretami szłam korytarzem, przy którym znajdowały się biura pracowników galerii. Każde z nich miało okno, dzięki czemu w jednym z pomieszczeń dostrzegłam realistyczne rzeźby gołębi zastygłych w różnych pozach, prawdopodobnie autorstwa Catellana. W kontekście fotografii Dijkstry rzeźby Catellana są jak tani gimmick. „Kamera sprawia, że ludzie czują się wyjątkowo” – to kolejny cytat z artystki z jednego z wywiadów. Aż mi się ciepło robi na sercu, że ktoś jeszcze wierzy w taką unikatowość. Tęsknię za naiwnością minionego wieku. Dzisiaj nawet koty wiedzą, jak pozować do kamery, bo ich właściciele budują małe fortuny, prowadząc im profile na Instagramie. Napisałam naiwność? Przepraszam, chodziło mi o niepewność. Niepewność była kiedyś synonimem autentyczności. I za zainteresowanie niepewnością osób fotografowanych naprawdę cenię twórczość Rineke Dijkstry.
Rineke Dijkstra Coney Island, N.Y., USA, June 26, 1993, 2023
