Pierwszy nerd polskiej abstrakcji geometrycznej. Wacław Szpakowski
( 05.03.2024 )
Wszystkie kompozycje Szpakowskiego są w rzeczywistości jedną linią, która wije się pod dyktando jego wyobraźni, niczym geometryczna kaligrafia. Anna Diduch ogląda wystawę w Miguel Abreu Gallery
Inżynier-artysta i outsider. Abstrakcyjne rysunki polskiego architekta Wacława Szpakowskiego uwodzą prostotą i sposobem, w jaki uchwytują prawa natury. Pierwsza nowojorska wystawa rozbudza apetyt na kolejne linearne, analityczne dzieła.
Ciągła linia przecina powierzchnię pożółkłego papieru kalkowego. Wzrok podąża za zmysłową głębią czarnego atramentu. Powstają formy przypominające greckie ornamenty geometryczne. Grubość linii wynosi jeden milimetr, a jej towarzyszki biegną w odległości czterech milimetrów od siebie nawzajem. Przy szczegółowym oglądzie widać miejsca, w których natężenie czarnego barwnika zanika na brzegach kalki. Harmonia kompozycji przywodzi na myśl krystalizowanie się jakiegoś nienazwanego prawa fizyki lub astronomii. Kalkowe kompozycje powinny nazywać się „1kSzp” („jeden kiloSzpakowski”) – od nazwiska swojego „wynalazcy”, Wacława Szpakowskiego. Ich twórca przewidział jednak inne tytuły.
Swój język wizualny zaczął rozwijać w czasie studiów architektonicznych w Rydze. Większość rysunków Szpakowskiego powstała w połowie lat dwudziestych XX wieku; pogrupował je w serie, oznaczane od A do F. W latach 1939–1943 utworzył dodatkową serię, oznaczoną literą S. W 1968 roku, w wieku osiemdziesięciu pięciu lat, opublikował swój pierwszy i jedyny tekst programowy, zatytułowany „Linie Rytmiczne”, gdzie opisał swoją metodę artystyczną. „Przedstawione rysunki zostały wykonane w spontanicznych chwilach twórczości, zarówno w domu, podczas nauki, jak i w biurze, pomiędzy profesjonalnymi zadaniami inżynieryjnymi. […] moje projekty liniowe mogą zostać nazwane jedynie improwizacjami”, wyjaśniał artysta. Ostatnie zdanie sugeruje, że Szpakowski albo nie zdawał sobie sprawy z bogatej tradycji abstrakcji geometrycznej dwudziestowiecznych awangard, albo – że nie miał intencji jej hołdować.
Do dziś zachowało się około osiemdziesięciu jego prac. To stosunkowo mało, biorąc pod uwagę siedem dekad nieustannego zainteresowania tematem geometrycznych motywów. Na pokazie prac Szpakowskiego na Lower East Side w Nowym Jorku ten dorobek został zredukowany do jeszcze mniejszej liczby: zaledwie pięciu rysunków. W pierwszej chwili czuję się zawiedziona tym wypreparowanym minimalizmem, wydaje mi się zbyt „galeryjny”. Po kilku dniach od wizyty w Miguel Abreu Gallery dochodzę do wniosku, że jednak to posunięcie kuratorskie jest bardzo rozsądne, bo chroni integralność prac Szpakowskiego. Prezentowane w większej grupie, jego rysunki mogłyby się „opatrzeć” i zacząć wydawać dekoracyjne, jak secesyjne motywy, które inspirowały artystę.
WACŁAW SZPAKOWSKI S3, 1939–1943
W okresie, w którym Szpakowski studiował w Rydze, architektura secesyjna z prostymi i nowoczesnymi zdobieniami była bardzo popularna. Artyści postrzegali spiralne rozwijanie się linii jako metaforę wolności od ciężaru estetycznych tradycji. Z kolei czystość kształtów była fundamentem wiedeńskiej secesji i Wiener Werkstätte, założonego w 1903 roku przez Kolomana Mosera i Josefa Hoffmanna. „Flächenmuster” tego ostatniego z wczesnych lat dwudziestych XX wieku na pierwszy rzut oka bardzo przypomina kompozycje Szpakowskiego. Rysunki Hoffmanna były jednak pomyślane jako motywy dekoracyjne, nigdy nie miały istnieć jako autonomiczne dzieła sztuki. Jako architekt i inżynier, Szpakowski studiował rysunek z punktu widzenia strukturalnego. Jego studenckie notatniki wskazują na żywe zainteresowanie zjawiskami naturalnymi, takimi jak prądy powietrzne, wiatry i cyklony. Bliżej mu więc do Pieta Mondriana i serii jego redukcyjnych obrazów przedstawiających drzewo, którego konary minimalistycznie sprowadził do pionowych i poziomych linii, niż do użytkowych dzieł Josefa Hoffmana. Marzenie o linii jako uniwersalnym języku zajmowało innych współczesnych Szpakowskiemu – Paula Klee, Wasilija Kandinskiego czy Aleksandra Rodczenki i Lubow Popowej, których myśl rozwinęli po wojnie na przykład François Morellet i Frank Stella.
Na wystawie w Miguel Abreu Gallery najbardziej podoba mi się praca z 1927 roku zatytułowana „A00000”. Poziomy pas papieru kalkowego o szerokości siedemnastu centrymetrów i długości ponad pół metra przedstawia sterylny zygzak tworzący trzy identyczne piramidy. Schodkowe piramidy są flankowane od góry i od dołu prostymi liniami zamykającymi kompozycję. Studiowanie tego motywu jest dla mnie szczególnie relaksujące, bo rysunek wydaje mi się idealną hybrydą kultury egipskiej, greckiej i etruskiej, a jednocześnie przypomina schematyczny rysunek cząsteczek tłuszczy nienasyconych (to te najzdrowsze!).
Wystawa Waclaw Szpakowski in Continuity with Paul Pagk, Miguel Abreu Gallery 2
Najbardziej w pracach Szpakowskiego pociąga mnie to, że wszystkie jego kompozycje są w rzeczywistości jedną linią, która wije się pod dyktando jego wyobraźni, niczym geometryczna kaligrafia. Energia skupienia, którego artysta potrzebował w procesie tworzenia, jest uwalniana etapami, bo rysunek odkrywa się stopniowo: najpierw jako całość, potem linia i po linii, zygzak po zygzaku, przestrzeń po przestrzeni. Podobnie jak w japońskim malarstwie tuszem, puste przestrzenie papieru są w idealnej równowadze z elementami poprowadzonymi ludzką ręką.
Studia Szpakowskiego są dokumentami z epoki, w której tworzenie sztuki nie było sposobem na konsumpcję, lecz na relaks. Sprowokowana tym spostrzeżeniem, mam ochotę iść za impulsem i „skonsumować” jego rysunki w poprzek galeryjnym standardom. Gdyby ktoś mi podarował katalog z reprodukcjami tych prac, z przyjemnością pokolorowałabym je akwarelami lub pastelami – wydaje mi się, że taki sposób interakcji byłby bliższy intencjom Szpakowskiego, który nigdy nie dążył do publicznego prezentowania swoich kompozycji. Praca nad nimi była prywatnym zajęciem i moje kolorowanie także by takie było. Myślę, że artysta cenił taką nonszalancję.
Wacław Szpakowski, Autoportret Wielokrotny, 1912, Muzeum Sztuki w Łodzi
