Brìghde Chaimbeul, fot. Michał Murawski / Unsound

Dlaczego zawsze wracam na Unsound

( 28.10.2025 )

Unsound w Krakowie to znacznie więcej niż festiwal – to echo naszej własnej tęsknoty za bliskością w epoce wszechobecnego hałasu.

*Reklama

W starym audytorium medycznym przy ul. Kopernika 15 odbywają się koncerty z cyklu Morning Glory. Francuska gitarzystka Nina Garcia doprowadza swój instrument do granic eksperymentu: przeszywający feedback, pulsujący noise i krótkie rytmiczne interwencje, dźwięki jak refleksy porannego światła na stali.

Afternoon Glory przynosi kolejnego radykała gitary – Tashiego Dorjiego. Bhutańczyk z niemal rytualną cierpliwością ociosał instrument z dźwięku, zmieniając tempo powoli i przez czterdzieści minut pozwalając sobie na jeden jedyny wybuch.

Podczas wydarzeń w ramach cyklu Glory nie ma wizualizacji – jest tylko słońce, które wlewa się do wnętrza, i hałas, który kłóci się z klinicznym spokojem dawnego szpitalnego kompleksu. Gdyby Lars von Trier miał kiedyś kręcić film o polskim szpitalu, zrobiłby to tutaj. A gdyby ten duński polonofil miał tworzyć serial o hotelu, z pewnością zakochałby się w Hotelu Forum: zimny beton, boazeria wyjęta z lat 80. i dźwięki rozsadzające ściany, od kiedy działa tu Unsound. Po kilku latach przerwy festiwal na ostatniej prostej powrócił bowiem do swojego betonowego serca - Forum.

Dziękujemy!

Nina Garcia, koncert z cyklu „Morning Glory”, fot. Helena Majewska / Unsound

Gdy budynek sam zaczyna śpiewać

Forum, monumentalny, brutalistyczny hotel pamiętający czasy partyjnych rautów i wizyty zagranicznych dyplomatów, stał się dziś przestrzenią zupełnie innych doświadczeń. Marii Bertel, duńska puzonistka, wydobywa z instrumentu metaliczne wibracje i głębokie, cielesne pomruki. Szesnaście minut czystej intensywności!

Dziękujemy!

Maria Bertel, fot. Helena Majewska / Unsound

Z kolei szkocka dudziarka Brìghde Chaimbeul zabiera słuchaczy w dronową podróż, precyzyjną i elegancką jak ambient Purelink. W Ballroom norweski duet Smerz otworzył drzwi do elektropopowego, nordyckiego świata posypanego brokatem, gdzie autotunowane wokale drżą chłodną energią, szybując nad funkowym basem.

Co jeszcze wydarzyło się w hotelu? A Guy Called Gerald w czarnej skórzanej kurtce stał jak żywy pomnik narodzin Jungle. Bez mrugnięcia oka rozwarstwia swój DJ-set, gdzie amen-breaki, dub i soul zlewały się w spoconą, hipnotyczną całość. Gerald Simpson wciąż mówi tym samym językiem, którego wiele lat temu był współtwórcą. Za to indonezyjski duet KUNTARI wymyślił własny gatunek: primal-core. Perkusja i gitara mieszają sludge metal, czyli powolne tempo i basowe brzmienie gitar, z jazzem i jawajskim folkiem, tworząc wybuchową, elektroniczną opowieść, jakby powstałą w głębokiej, wulkanicznej grocie – pośród dymu i odgłosów zwierząt.

Dziękujemy!

A Guy Called Gerald prezentuje „Black Secret Technology”, fot. Helena Majewska / Unsound

RP Boo, legenda footworku, muzyki house’owej z lat 90, i polski perkusista Piotr Gwadera odnaleźli nowe, wspólne brzmienie – gdzieś  między chicagowskim basem a polską ludową melodią. Z tego duetu zrodził się pulsujący, niemal rytualny bas, który wnikał w podłogę Forum.

Crooning, kontrola i przypadkowe spotkania

W socrealistycznej Nowej Hucie nowojorski zespół YHWH Nailgun serwował muzykę jednocześnie melodyjną i destrukcyjną. Frontman Zack Borzone balansował między delikatnym crooningiem w stylu Sinatry i wrzaskiem, tak jakby jego głos był rzeczywistą bronią. Na tej samej scenie brytyjski kolektyw Caroline prezentował żywiołowy post-rock komponujący się z wrażliwym wokalem. Po koncercie już się nie zastanawiam, dlaczego Anglicy tak bardzo ich kochają.

W Kinie Kijów KA Baird i FUJI|||||||||||TA kładli większy nacisk na komputerowe brzmienia i mieszali śpiew z elektroniką. Baird walczyła z dwoma mikrofonami, dmuchała, krzyczała, szeptała. Nawet flet – którego tym razem nie zabrakło – wybuchał w drobnych pejzażach dźwiękowych, otulonych organicznymi formami FUJI|||||||||||TY.

Dziękujemy!

Baird i FUJI|||||||||||TA, fot. Michał Murawski / Unsound

I znów niespodziewane spotkania. Actress i Suzanne Ciani – niczym badacze odmętów dźwięku – ostrożnie odkrywali wspólne terytorium, aż beat powoli nabrał ciała, gdzieś pomiędzy algorytmem a intuicją, duchowością a teksturą. Nie zawsze iskrzyło, lecz sama wspólna droga stała się dziełem. Podobnie poszukujące – i też nie do końca spełnione – było The Providenza Ensemble: Sinfonietta Cracovia z Kelmanem Duranem, Loraine James i Puce Mary. Zanim muzyka zdążyła nabrać kształtu, już rozpływała się jak para.

Wszystko jest dostępne. Dlatego tęsknimy

Unsound powstał w 2003 roku jako niewielki, krakowski festiwal. Dziś to globalne zjawisko – w tym roku po raz pierwszy odbył się także w Osace, a z końcem października rozpoczyna się Unsound New York.

*Reklama

Jak co roku nie zabrakło również debat – bo w Krakowie rozmowa o roli dźwięku jest równie ważna jak muzyka. W świecie algorytmicznego szumu Unsound pytał: co uważamy o gwiazdach z TikToka i Apple-girls (internetowy trend polegający na pojawianiu się celebrytek i influencerek na scenie podczas koncertów Charli XCX – przyp. red.), które przemysł muzyczny wyciąga z internetu na scenę? Co robimy, gdy AI zaczyna mieszać się do ludzkiej kreatywności i podpala prawa autorskie? Badacz Zachary Cooper zachęcał artystów, by wynajdywali nowe formy walki o twórczość i własność intelektualną.

Dziękujemy!
( Sztuka ) ( Aleksander Hudzik )

Norman Leto chodzi własnymi drogami

Kuratorzy, naukowcy i muzycy próbowali zrozumieć, co znaczy tworzyć w świecie, w którym wszystko już jest. Nigdy wcześniej cała muzyka i cała estetyka nie były dostępne naraz. To między innymi dlatego nostalgia triumfuje w niemal każdym gatunku muzycznym. Aha! I jeśli ktoś to przegapił: estetyka Tumblr wróciła. A immersyjne koncerty stały się sposobem na utrzymanie naszej uwagi.

Echa z zaświatów

Unsound zagościł także w Cricotece – muzeum Tadeusza Kantora. Można było niemal poczuć jego obecność, gdy japońska osoba artystyczna 1729 wywoływało dźwiękowe echo mrocznej poetyki Kantora – stworzyło przestrzeń z syren, głosów i fragmentów dźwięków z wystawy, rozwijającą się jak akustyczne życie po życiu artysty.

Koncert filharmoniczny okazał się natomiast bladym finałem. Harry Górski-Brown (dudy), Wojciech Rusin (elektronika) i Sinfonietta Cracovia stapiali się w mglistych brzmieniach, lecz całość tonęła w szarości. Klawiszowe medytacje Kary-Lis Coverdale były senne, ale i wyczerpujące – intymność zagubiła się w dużej sali. Orkiestra dołączyła do muzyków dopiero po czterdziestu minutach. Pytanie po co? A amerykańska wokalistka eksperymentalna Joan La Barbara sprawiała wrażenie zupełnie wyjętej ze swojego naturalnego kontekstu. W klubie 89 – otoczona betonem i mrokiem – bez wątpienia zagłuszyłaby nawet najbardziej dudniący bas.

Dziękujemy!

Harry Górski-Brown, Wojciech Rusin i Sinfonietta Cracovia, fot. Zuza Sosnowska / Unsound 

Równoległy świat dźwięku

W piwnicy Hotelu Forum znajduje się lokal 89 – znany jako The Secret Lodge – gdzie dywany na podłodze i suficie pochłaniają wszelkie dźwięki. Lampy rodem z science-fiction sprawiają, że człowiek czuje się tu kompletnie poza czasem. To właśnie w lokalu 89 miał miejsce jeden z najpiękniejszych koncertów: Jim O’Rourke i Eiko Ishibashi reinterpretowali dzieła Włodzimierza Kotońskiego, kompozytora i pierwszego polskiego twórcy muzyki elektronicznej. Molekuły dźwięku ruszały na nowe orbity, a analogowe warstwy szumu wprawiały piwnicę w drżenie. Archiwum dźwięków Kotońskiego ożyło.

Hotel Forum jest jak widmo minionej epoki. Może dlatego wciąż tu wracam. Od pierwszej wizyty w 2012 roku Unsound jest moją coroczną ucieczką do świata równoległego – do betonowego serca Polski, gdzie w tym samym czasie wibrują hałas i cisza.

Dziękujemy!

Jim O’Rourke i Eiko Ishibashi, fot. Michał Murawski / Unsound 

( Mintowe Ciasteczka )

Nasza strona korzysta z cookies w celu analizy odwiedzin.
Jeżeli chcesz dowiedzieć się jak to działa, zapraszamy na stronę Polityka Prywatności.