Siedem filmów, dla których warto się wybrać na Azjatycki Festiwal Filmowy „Pięć smaków”
Przegląd programowych atrakcji sprawia, że człowiekowi chce się schować w sali projekcyjnej i zobaczyć wszystko albo prawie wszystko. Ta sztuka uda się jednak tylko kilku najbardziej ześwirowanym na punkcie kina osobom.
Za kilka dni rusza kolejna edycja Azjatyckiego Festiwalu Filmowego Pięć Smaków – od 13 listopada w Muranowie i Kinotece będą pokazywane filmy, których nie będziecie mieli okazji zobaczyć nigdzie indziej. Tak jak w latach poprzednich, impreza odbędzie się w formule hybrydowej – poza kinowymi seansami w Warszawie, do 1 grudnia będzie możliwość oglądania filmów online, w zaciszu swoich mieszkań i na prywatnych wyświetlaczach. Bardzo się cieszę, że ta pozostałość czasów pandemicznych weszła na stałe do praktyki najważniejszych festiwali. Część z nas mieszka w Warszawie i lubi spotykać ludzi w kinie, ale dzięki dostępności większej części programu na platformie VOD, Pięć Smaków pozostaje wydarzeniem otwartym także na zatwardziałych domatorów i osoby mieszkające w innych częściach Polski.
Tekst powstał w ramach współpracy z Azjatyckim Festiwalem Filmowym Pięć Smaków.
Według chińskiej astrologii rok 2024 upływa pod znakiem Drewnianego Smoka. W kontekście festiwalu jest to informacja istotna o tyle, że zwierzę ma symbolizować pomyślność, obfitość, siłę, poszerzanie horyzontów i mądrość. Tak więc będziemy stykali się z czarującym, drewnianym smokiem nie tylko w identyfikacji wizualnej wydarzenia – cechy lunarnego patrona tegorocznych Pięciu Smaków widać też w bogactwie programu. Ponad czterdzieści filmów podzielonych na sześć sekcji tematycznych składa się tu na panoramę najnowszego i klasycznego azjatyckiego kina. Będziemy mieli okazję bliżej poznać twórczość Stanleya Kwana, weterana hongkońskiej nowej fali i jednego z najważniejszych twórców azjatyckiego kina queerowego – w programie znalazł się jego rzadko pokazywany debiut Kobiety (1985) oraz kilka szerzej znanych, kasowych produkcji z lat 80. W sekcji Tokijskie Opowieści zaprezentowane zostaną filmy pokazujące przemiany japońskiej metropolii od lat 60. do współczesności, między innymi Dmuchana lala (2009) nagradzanego i popularnego Hirokazu Koreedy czy odjechany, słabo w Polsce znany film bokserski Tokyo Fist (1995) twórcy kultowego Tetsuo (1989), Shin’ya Tsukamoto. Kuratorzy Pięciu Smaków w ramach Focus: Środowisko wybrali siedem zróżnicowanych stylistycznie produkcji opowiadających o relacjach człowieka z naturą, a w ramach Odrestaurowanej Klasyki pokazany zostanie między innymi Namaszczony do zabijania (1967) Seijuna Suzukiego. Jak co roku, do sekcji konkursowej zakwalifikowanych zostało dziesięć współczesnych tytułów, które dają obraz tego, czym jest dzisiaj nowe kino Azji. Wytchnienie od arthouse’owych wrażeń może nam dać siedem tytułów z Asian Cinerama – szybkiej przebieżki po aktualnych azjatyckich repertuarach.
Przegląd programowych atrakcji sprawia, że człowiekowi chce się schować w sali projekcyjnej i zobaczyć wszystko albo prawie wszystko. Ta sztuka uda się jednak tylko kilku najbardziej ześwirowanym na punkcie kina osobom, więc poniżej przygotowaliśmy listę siedmiu filmów, dla których warto wziąć udział w festiwalu.
Jako film otwarcia festiwalu zaprezentowany zostanie debiutancki Pamiętnik z dzieciństwa Nicka Cheuka, współscenarzysty paru hongkońskich akcyjniaków, między innymi Bez wyboru (2017) w reżyserii Wilsona Yipa. W odróżnieniu od jego scenopisarskich współprac, Pamiętnik z dzieciństwa reprezentuje tę część kina z Hongkongu, która zamiast gatunkowych fajerwerków oferuje nam wyciszone pochylenie się nad losami zwykłych ludzi, a w tym konkretnym przypadku – nad historiami najmłodszych. Fabuła idzie tak – nauczyciel znajduje w szkolnej klasie samobójczy list i zaczyna dochodzenie, który z jego uczniów chce odebrać swoje życie. Powoli zaczyna wychodzić na to, że mógł być to każdy, co daje reżyserowi okazję do stworzenia poruszającego portretu współczesnych mu dzieci. Co więcej, śledztwo prowadzone przez nauczyciela rozdrapuje jego własne rany i zamiast jednego pamiętnika z dzieciństwa, dostajemy dwa, osadzone w dwóch różnych perspektywach czasowych i pokoleniowych.
Szalone, amoralne, dynamicznie zmontowane coming-of-age ze zbliżającego się do końca tysiąclecia Tokio. Pretekstem do wizualnej szarży autora serii Neon Genesis Evangelion są losy grupy licealistek dorabiających sobie poprzez płatne randki z nudnymi facetami w średnim wieku, których cechują grube portfele, garnitury i nieodróżnialne biografie. Historie dziewczyn zaczynają się od niewinnych randek na lunchach, ale niespokojne bohaterki szybko zaczynają badać, gdzie leżą granice – ich własne i społeczeństwa, w którym żyją. Podpuszczają się nawzajem, a metoda Anno polega na tym, żeby bez zbędnego zastanowienia czy wartościowania iść za ich pomysłami i kaprysami. To film, który konsekwentnie się rozpędza i za nic nie chce zatrzymać, rzecz, od której powinno wam się zakręcić w głowach. To estetyczny flirt z kulturą cyfrową, seria narracyjnych wygibasów, ujęcia markowane na miejski monitoring, a przy okazji – portret miasta wyobcowanych ludzi. Kamera próbuje nadążać za pożądaniem bohaterek, więc pędzi po całej metropolii i szuka dla siebie coraz bardziej nieoczywistych miejsc. Jedna ze scen jest filmowana z mikrofalówki i niech to będzie wystarczająca zachęta – wybierzcie się na seans Love & Pop.
Kolejne z polecanych tutaj filmowych szaleństw. Tym razem chodzi o dzieło nakręcone przez Tsukamoto sześć lat po Tetsuo – jednym z najbardziej spektakularnych obrazów przełamania swojej podmiotowości i wyjścia poza własne człowieczeństwo. Tokyo Fist nazwałbym ciekawszą, odważniejszą formalnie wersją Fight Clubu Davida Finchera, bo fabuły obu filmów mają podobne punkty wyjścia – zaczyna się od kolesia znużonego garniturem, życiem i biurowym ziewaniem. Bohater Tsukamoto zostaje porzucony przez swoją żonę dla sąsiada, który jest atrakcyjniejszy, bo boksuje w pobliskim klubie. Kiedy myślimy, że biedak robi wszystko, aby sprostać męskiemu ego, fabuła robi się nieco bardziej skomplikowana, ale polecam ten film nie przez fabułę, a rozwiązania estetyczne. Rządzi tu bowiem ujmująca ostentacja sztucznej krwi i analogowych efektów specjalnych – twarze bokserów rozpadają się na naszych oczach jak tanie gumowe zabawki, a my wiemy doskonale, że wszystko to jest tylko piękną umową, która służy do opowiedzenia historii rozedrganych ludzi w niespokojnych czasach.
Stanley Kwan to człowiek-instytucja hongkońskiego kina. Od prawie czterdziestu lat funkcjonuje nie tylko jako reżyser i producent wielu znaczących tytułów, ale także działacz na rzecz praw osób queerowych i organizator filmowego środowiska swojego kraju. Będąca częścią programu Pięciu Smaków retrospektywa filmów Kwana to pierwsza okazja do lepszego zapoznania się z jego twórczością w Polsce – podczas festiwalu zostaną pokazane kluczowe dla jego dorobku starsze tytuły jak Miłość na straty (1986) czy Aktorka (1991), a także dwa filmy, które wyprodukował rok temu – Życzę ci dobrze w reżyserii Sashy Chuk i Pożyczony czas w reżyserii Choy Ji. Jego styl oraz sposób myślenia o społeczeństwie były wyjątkowe już przy okazji świetnie przyjętego debiutu z połowy lat 80.
Kobiety są historią porzuconej przez syna i męża Bao-er, która byłaby sama i stracona dla świata, gdyby nie wspierające ją przyjaciółki. To historia sojuszu, który opowiada się w zwyczajnych, pełnych humoru scenkach, a zarazem zaproszenie do myślenia o różnego rodzaju sojuszach. Kwan podgląda pozornie nieistotne sytuacje i daje postaciom okazję do długich dyskusji o ich miejscu na ziemi. To kino, które uczy bycia delikatnym i nie wyrzeka się wiary w człowieka, a także popis aktorek wcielających się w główne bohaterki.
Zanim Bong Joon Ho został powszechnie uznanym, chętnie nagradzanym i wszędzie dystrybuowanym autorem Parasite (2019), zachwycił Koreę Południową epickim monster movie o wynurzającym się z rzeki wielkim stworze, uprowadzonej dziewczynce i rodzinie nieudaczników, która podejmuje nierówną i romantyczną walkę o córkę i siostrę. Warto pójść na ten film, żeby pomyśleć, jak cudowne może być spektakularnie nakręcone kino środka. Bong ma bowiem tę niesamowitą umiejętność, że poprzez gatunkowe patenty przedstawia koreańskie napięcia społeczne, które w języku filmowym szybko przestają być tylko lokalne. Twórca Matki (2009) i Zagadki zbrodni (2003) cechuje się też jedynym w swoim rodzaju poczuciem humoru, nie znam też wielu reżyserów z takim uporem i z taką czułością portretujących życiowych przegrywów. Jego opowieści to zawsze gwarancja emocjonalnej karuzeli – w każdym z jego filmów widownia jest wrzucana w niemożliwe do pomyślenia happy endy.
Japońskie kino eksploatacji, które zaczyna się od poetyckich ujęć połowu pereł, a kończy na krwawej jatce i zemście wymierzonej przeciwko chciwym deweloperom. Ci próbują przemienić bajkowe wybrzeże w zmodernizowaną krainę z elektrownią jądrową jako centrum zła. Bohaterką tej przypowieści jest grana przez Mari Shirato kobieta z harpunem, która walczy nie tylko o pamięć męża zabitego przez kapitalistycznych zwyroli, ale także o cały nasz świat, symbolizowany tutaj przez porządek pereł, syren i morskich niesamowitości. I choć film ma już czterdzieści lat, nie zestarzały się w nim ani tematy, ani odważna estetyka łącząca wodne dziwowiska, namiętne sceny erotyczne i szalone sekwencje przerysowanej przemocy.
Tajwański kandydat do Oscara 2025, film reżysera wielokrotnie pokazywanego na Pięciu Smakach. Tym razem Hsiao Ya-chuan cofa się do końcówki lat 80. i trudnych czasów swojej młodości. W Szczwanym Lisie zobaczycie historię jedenastoletniego chłopca, który musi obrać życiowy kurs i zdecydować, czy pójdzie za swoim dobrodusznym, ale biednym ojcem, czy za tytułowym Szczwanym Lisem – kolesiem trzęsącym lokalnym rynkiem nieruchomości, typem cynicznym i zaradnym. A wszystko to w starannie wypreparowanym Tajwanie przełomu lat 80. i 90., na tle szybkiego rozwoju gospodarczego i morderczo wzrastających cen. To kolejna obietnica solidnego kina środka, które może być dobrą równowagą dla zmagań z arthouse’em – film trzyma za gardło, a poprzez estetycznie dopieszczone obrazy przeszłości opowiada nam to, co jest tu i teraz.
Warszawa, 13–20.11.2024
Online, 13.11–1.12.2024
Czytaj też: „Joker 2”. Ciężki sen na megazwale
Dokąd odpłynął „Wieloryb”? Wydawnictwo i uczelnia badają sprawę przekładu
W środowiskach literackich od ponad tygodnia huczy o sprawie „Wieloryba”, bestsellerowej koreańskiej powieści nominowanej do Nagrody Bookera, o której chodzą słuchy, że… na pols...
czytaj więcej ->I taki to był tydzień w kulturze. Nagroda Goncourtów i animowany „Quo Vadis”
To jest prawdziwe wyzwanie – stawiać budynek przez naście lat tylko po to, żeby na dzień dobry okazało się, że pewnie trzeba będzie go przenieść do metawersum.
czytaj więcej ->Coppola zrealizował „wymarzony scenariusz”. „Megalopolis”
Większość widzów i mediów znęca się nad „Megalopolis”. Dodatkowo pogrążają je oskarżenia, że Coppola bez zgody całował w policzek aktorki na planie (reżyser zapowiada pozew). Po...
czytaj więcej ->