Sztetl i aromat panieńskiego pokoju. O Fradl Sztok
Autorka Białych futer nie stroni od ukazywania kobiecej intymności, erotycznych pragnień. Jednak to jej feministyczne zacięcie i aktualność podejmowanych zagadnień mają szansę przemówić do współczesnych czytelniczek.
Sztetl zajmuje centralne miejsce w żydowskim imaginarium jako archetyp, symbol bezpowrotnie utraconych stylów życia i struktur społecznych. W zależności od przyjętej perspektywy może być enklawą swojskości, pobożności i tradycji albo zaściankowości i konserwatyzmu.
Dla osób żydowskich, które w międzywojniu emigrują z Europy do Stanów Zjednoczonych, sztetl, tak odmienny od amerykańskich metropolii, staje się bezpowrotnie utraconą, małą ojczyzną. Zwłaszcza po II wojnie światowej bywa obiektem nostalgii, jest romantyzowany i przedstawiany w stereotypowy sposób. Jeśli kojarzycie Skrzypka na dachu, wiecie, co mam na myśli.
Sztetl – bardzo konkretny, opatowski – uwiecznia na swoich płótnach Majer Kirszenblat; warszawskie Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN prezentuje je w ramach trwającej do grudnia wystawy czasowej. Ale sztetl bywa także kobietą: z takiej właśnie perspektywy pewne galicyjskie miasteczko opisuje w swoich opowiadaniach Fradl Sztok.
Fradl Sztok przychodzi na świat w 1888 roku w kilkutysięcznej Skale Podolskiej (dzisiejsza Ukraina). Matkę traci jako dwulatka, ojca – osadzonego w więzieniu za udział w bójce – osiem lat później. Świetnie się uczy, gra na skrzypcach, czyta niemiecką literaturę. Wychowuje ją ciotka, Cypora, wraz z którą w 1907 emigruje do Stanów Zjednoczonych; po trwającej dwa tygodnie podróży trafia na słynną Ellis Island i zostaje zarejestrowana jako Fredie Stock.
Trzy lata później debiutuje w roli poetki; jej wiersze pojawiają się w poczytnych pismach i antologiach, a ona sama kojarzona jest z nowoczesną jidyszową grupą literacką Di Junge. W kręgach nowojorskiej bohemy zyskuje rozpoznawalność nie tylko ze względu na swój talent i inteligencję, lecz także – co znaczące – „romantyczny wygląd” (Rochelle Weprinski) czy wręcz „pikantną urodę” (Jankew Glatsztejn). Twórczość i wizerunek Sztok są więc naznaczone stereotypem „pięknej Żydówki”. Podobne zjawisko zawłaszczenia w rodzimej kulturze obserwujemy na przykładzie o wiele popularniejszej u nas Zuzanny Ginczanki, co świetnie opisały Agata Araszkiewicz i Bożena Keff.
Na literacki dorobek Sztok – prócz utworów poetyckich – składają się sztuka teatralna (nigdy niewydana), anglojęzyczna powieść oraz liczne opowiadania, których akcja rozgrywa się w podolskim sztetlu oraz w Nowym Jorku. Choć Sprzedawca futer, najprawdopodobniej ostatni tekst autorki, opublikowany zostaje w roku 1942, lata trzydzieste XX wieku wyznaczają symboliczny kres jej aktywności twórczej. Przestaje się wówczas identyfikować jako pisarka i – jeśli wierzyć legendom – po raz pierwszy trafia na leczenie psychiatryczne. W kolejnych dekadach ponawia je dwukrotnie, przez co na jej postaci kładzie się cieniem kolejny stereotyp: „pisarki-histeryczki” i „pisarki-wariatki”, jak figury te określa Karolina Szymaniak.
Sztok przeżywa niemal cały wiek – umiera w roku 1990. Otaczająca ją aura tajemniczości i brak biograficznych konkretów sprzyjają konstruowaniu rozmaitych mitologii. W polsko- i anglojęzycznych źródłach niczym refren powraca chociażby efektowna historia o tym, jak spoliczkowała autora negatywnej recenzji jej prozatorskiego debiutu. Długofalowym efektem tego epizodu ma być porzucenie jidysz jako języka twórczej ekspresji.
Zmaskulinizowanie literackiego świata oraz patriarchalny filtr, przez który zwykle przepuszcza się kobiecą twórczość, dają o sobie znać i w tym przypadku. Zarzuty dotyczące monotonności prozy Sztok można – zależnie od indywidualnych preferencji czy oczekiwań – uznać za uzasadnione. Ale poczynione w 1927 roku stwierdzenie Mejlecha Rawicza, iż wycofując się z życia literackiego udowodniła, że jest „bardziej kobietą, niż poetką”, to już dziaderstwo w najczystszej postaci.
Choć trzy z jej wierszy – Czas, Serenada, Z sonetów – zostały opublikowane w Mojej dzikiej kozie. Antologii poetek jidysz (2018), dotychczas Sztok znana była głównie w kręgach akademickich. W ostatnich latach w Stanach ukazały się dwie poświęcone jej publikacje; w Polsce z anonimowości wydobywała ją Karolina Szymaniak, literaturoznawczyni i tłumaczka, skrupulatna przewodniczka po szczątkowej biografii żydowskiej pisarki i poetki, autorka wstępu do wydanych właśnie Białych futer. Opowiadań wybranych (w przekładach Szymaniak, Belli Szwarcman-Czarnoty i Krzysztofa Modelskiego).
Na opublikowany po raz pierwszy w roku 1919 zbiór składa się kilkadziesiąt tekstów – każdy z nich to mikroświat wypełniony lokalnym kolorytem, również językowym (teksty sztetlowe pełne są slawizmów i germanizmów oraz słów w jidysz; teksty nowojorskie – uproszczonej odmiany angielszczyzny). Nieważne, czy akcja toczy się w podolskiej mieścinie czy nowojorskiej metropolii, czy dominuje atmosfera dusznej swojskości czy emigracyjnego wyobcowania, niebagatelną rolę odgrywa tu zwykle kobieca perspektywa.
Otwarcie linii kolejowej, przybycie wędrownych grajków czy wyprawa po tytułowe futro – pozornie zwyczajne zdarzenia – prowadzą do zderzeń tradycji z nowoczesnością. Szejndl, bohaterka Obciętych włosów, fantazjuje o autonomii, wyzwoleniu z roli „porządnej żony czyszczącej lustro”. Pozbywa się nawet peruki i wychodzi z domu z odsłoniętymi włosami. Swoboda decydowania o sobie, którą kobiety na różne sposoby próbują wywalczyć sobie do dziś, nie trwa jednak długo. Kończy się wraz z przypadkowym spotkaniem oburzonej sąsiadki i wizją kolejnej fali bezlitosnych plotek.
Również w tekstach, których bohaterami są mężczyźni, autorce udaje się subtelnie oddać na pierwszy rzut oka niewidoczne, genderowe napięcia. Idąc w poprzek stereotypowych podziałów, Sztok wyzwala swoje bohaterki poprzez subtelne gesty (odsłonięte włosy, krople wody spływające po odsłoniętej łydce), bohaterom pozwalając z kolei na zupełnie nieoczywiste w patriarchalnej kulturze (nie tylko żydowskiej) postawy: nieporadność, zagubienie, wrażliwość.
Opowiadanie Taniec – wpisujące się w nurt amerykański zbioru – jest tak bogate w znaczenia i symbole, że Sonia Gollance poświęciła mu osobny tekst naukowy. Protagonista tej historii, Meir (na emigracji nazywany Maxem) ma niespełna trzydzieści lat, ale jego sterane fizyczną pracą ciało postarza go co najmniej o dekadę. Gdy podczas wesela krewnego rozpoczyna się frejlechs, radosny taniec weselny, bohaterowi nieoczekiwanie puszczają hamulce.
Muzyka gra, a on przez tę krótką chwilę może wszystko. Znikają konwenanse, rodzinno-środowiskowe układy i codzienne ograniczenia, znika czekająca w domu żona z bolącymi zębami i nowonarodzone dziecko; powracają marzenia o karierze subiekta w Wiedniu i poczucie niezwykłej wolności, otwierają się nowe, niedostępne dotąd perspektywy i wykluwają ambitne plany na przyszłość.
Nim na powrót stanie się zrezygnowanym żydowskim emigrantem w filcowym kapeluszu, Meir/Max wytańczy swój American dream. Będzie gwiazdą wieczoru, wyzwoloną, przebojową, natchnioną. Gdy wesele dobiegnie końca – niczym w genderowo zmodyfikowanej wersji baśni o Kopciuszku – wróci do domu, powłócząc nogami i nucąc wpadającą w ucho melodię: rachta-ri-ram, rachta-ri-ram.
Wspomniany już Mejlech Rawicz, awangardowy poeta, wyczuwa w twórczości Sztok co najwyżej „aromat panieńskiego pokoju”. Owszem, autorka Białych futer nie stroni od ukazywania kobiecej intymności, cielesności, erotycznych pragnień – ale to właśnie jej feministyczne zacięcie, zaskakująca niekiedy aktualność podejmowanych zagadnień i przełamywanie genderowych stereotypów w zupełnie nieoczywisty sposób, mają szansę przemówić do współczesnych czytelniczek, zaimponować im bardziej niż modernistyczne eksperymenty z formą.
Ten kontekst twórczości Sztok wydaje mi się znacznie ważniejszy niż ocena walorów literackich jej prozy. Choć zapewne ze względów marketingowych Białe futra promowane są przy pomocy odniesień do Sylvii Plath i Virginii Wolf, warte przywołania wydają się inne żydowskie pisarki tworzące w jidysz. Zwłaszcza że konstelacja kobiecych głosów jest najczęściej spychana na margines kanonu, którego świętą trójcę stanowią Szolem Alejchem, Mendele Mojcher Sforim i Icchok Lejb Perec.
Odpomniana niedawno Irena Klepfisz – poetka, pisarka, eseistka, aktywnie działająca w organizacjach feministycznych i lesbijskich, której zbiór tekstów ukazał się nakładem wydawnictwa słowo/obraz terytoria – napisała o Sztok wiersz. Norma Fain Pratt, zajmująca się historią kobiet, historią polityczną oraz emigracją, opublikowała opowiadanie inspirowane życiorysem „wariatki na strychu żydowskiej literatury”. Ten rodzaj bezinteresownej, siostrzańskiej nobilitacji chyba mówi nam więcej, niż jakiekolwiek męskie laury. W końcu nie od dziś wiadomo, że prywatne jest polityczne, a małe zdarzenia życia mogą – o czym przekonywała poetka Rachela H. Korn – prowadzić do rewolucji. W prozie Fradl Sztok dochodzi do niej nieustannie.
Fred Sztok, „Białe futra i inne opowiadania”, przekład, Krzysztof Modelski, Bella Szwarcman-Czarnota, Karolina Szymaniak wyd. Fame Art
I taki to był tydzień w kulturze. Powrót Oasis i wielki duet Madonny z JP2
Jeśli okaże się prawdą, że w biograficznym filmie o Madonnie (tworzonym przez Madonnę) Jana Pawła II zagra Piotr Adamczyk, będzie można symbolicznie domknąć pontyfikat tego, jak...
czytaj więcej ->I taki to był tydzień w kulturze. Płacz za mozaikami w Panoramie i opera Węgorzewskiej
Zamiast płakać za zamalowanym muralem Picassa, moglibyśmy płakać za mozaikami Strachockiej-Zgud. Tyle że najpierw musielibyśmy uświadomić sobie, że mają one jakąś wartość.
czytaj więcej ->Norman Leto chodzi własnymi drogami
Syntetyczne obrazy w końcu zdominują internet, ale póki to nie nastąpi, Norman Leto pcha sztuczną inteligencję w kierunku awangardy
czytaj więcej ->