fritz-kola: Kultura i kulinaria idą w parze
Lokale, które polecamy, to miejsca z charakterem i własnym stylem, tworzone w odpowiedzialny sposób i pełne niezależnej kultury.
Czy butelka czerwonego wina pasuje do jagnięciny, a matcha do deseru? Dobrze znamy ten typ food pairingu, ale razem z fritz-kolą proponujemy Wam zupełnie inne kulinarne parowanie. Co zjeść i gdzie się bawić przez spotkaniem z kulturą lub tuż po nim? Gdzie usiąść przed wizytą w Muzeum Sztuki Nowoczesnej i do jakiej restauracji zajrzeć, jeśli czytacie książki z wydawnictwa Tajfuny?
fritz-kola i kultura idą w parze. Marka stworzona przez dwójkę studentów z Hamburga od 2002 roku stawia na zmianę. Zmiana kultury, choćby przez korzystanie ze zwrotnych szklanych butelek w trosce o środowisko, i zmiana naszych nawyków, bo fritz-kola dostępna jest w małych porcjach, dzięki którym możemy łatwo kontrolować ilość spożywanego cukru i kofeiny. Marka, która zaprosiła nas do stworzenia przeglądu dobrych miejsc na kulinarnej i kulturalnej mapie stolicy, też ma własną opowieść – to napój, który od początku można było spotkać w niezależnych miejscach, raczej squatach niż bulwarowych knajpach, raczej miejscach z alternatywną muzyką niż w lokalach nastawionych na jak największy zysk. I takie są też miejsca, które wybraliśmy – dbające o to, co na talerzu i w szklance, troszczące się nie tylko o klientów, ale i o swój zespół. To do nich zapraszamy na kulturalny food pairing razem z fritz-kolą. Oto nasza lista.
Od Zdechłego Osy po Ty Segalla, dj-skie debiuty z akademii Instytutu oraz pierwsze koncerty rockowych zespołów i rapowych ekip – Chmury i Hydrozagadka to miejsca, w których wciąż można poczuć się jak na pierwszych występach przyszłych gwiazd. Jest ciemno, jest ciasno, jest duszno. Praskie podwórko pasuje do klimatu niezależnej muzyki. Kilka ulic dalej znajdziecie z kolei knajpę, w której na nowo odkryjecie smak różnych warzyw. Pieczone pomidory, kukurydziane risotto, fasolka szparagowa ze śliwką węgierką albo absolutny hit, jakim są grillowane boczniaki w glazurze z kremem z nerkowców. Kuchnia Peaches to połączenie doskonale znanych smaków z wyrafinowanym twistem – w dodatku wszystko jest całkowicie wegańskie. Jeszcze zanim queerowa ekipa Peaches Gastro Girls przeniosła się ze SPATiF-u na Stalową, jadłem tam najlepszą pieczoną kapustę w życiu. Niestety nie ma jej teraz w karcie, ale liczę, że jeszcze kiedyś powróci, jak Oasis.
Tajfuny proponują selekcję najciekawszej azjatyckiej literatury, która nie sprowadza się do oczywistych języków i nazwisk. Wszystkie książki Tajfunów są warte uwagi, ale szczególnie polecamy wznawiany właśnie zbiór singapurskich opowiadań „Ministerstwo moralnej paniki” Amandy Lee Koe, pisaną w drugiej osobie „Wędrówkę” indonezyjskiej pisarki Intan Paramadithy czy nominowanego do Bookera „Przeklętego królika” Koreanki Bory Chung. Jeśli popołudnie z książką chcielibyście domknąć autentyczną japońską kuchnią, polecamy wizytę w ursynowskiej Zajegyozie. Jest to jedna z tych restauracji, do których można jechać i pół godziny, bo oferta jest warta wycieczki. Z zewnątrz jest niepozornie. Budynek, w którym znajduje się restauracja wygląda jak opuszczona hurtownia farb – dobre jedzenie nie musi nadrabiać efektowną oprawą. W środku czeka na Was robiony na miejscu makaron ramen w tradycyjnej wersji z bulionem shoyu i wegańskim, kremowym miso oraz – a jakżeby inaczej – autorskie pierożki gyoza. A jeśli nie chcecie odrywać się od książki, na stronie restauracji możecie zamówić jedzenie z dowozem i pomarańczową fritz-limo w małej butelce, zapewniającą maksymalne orzeźwienie bez kofeiny.
Pamiętacie jeszcze lokal Eufemia znajdujący w piwnicy Akademii Sztuk Pięknych? To miejsce – legenda na mapie Warszawy, w którym wychowały się pokolenia artystów – doczekało się swojej kontynuacji. Od sześciu lat na Powiślu działa Młodsza Siostra, cudownie odmienna knajpa. Po pierwsze ze względu na kluseczki ryżowe o wdzięcznej nazwie patathai, po drugie dlatego, że to tam spotkacie grających w szachy artystów, których prace możecie oglądać w najważniejszych galeriach sztuki – między innymi również w pobliskim Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Młodsza Siostra ma swój klimat, nie poddaje się galopującej na Powiślu gentryfikacji. Ujmuje stołami owiniętymi w kotkowe ceraty i fotelami, które mogą pamiętać czasy, gdy na ASP zdawał Wojciech Fangor. To wszystko sprawia, że każda artystyczna dusza poczuje się tu dobrze. Na fritz-kolę super zero — o intensywnym smaku, z pełną zawartością kofeiny, ale bez cukru, na noc z eksperymentalną muzyką, na zabawę po wernisażu i na najlepsze wakacyjne danie polecamy Młodszą Siostrę.
Kilka miesięcy temu odwiedziliśmy z redakcją Mint tymczasowy pawilon Sinfonii Varsovii przy ulicy Grochowskiej. Pod wielką płachtą namiotu orkiestra pod przewodnictwem Joolza Gale’a grała program wypełniony klasyką muzyki symfonicznej, a widownia słuchała koncertu, siedząc między wykonawcami. Praskiemu lokalowi Dwójka Kielichów przyświeca podobna idea: łączyć tradycję z eksperymentem. Lepszych ogórków kiszonych w płatkach chili nie zjecie, a przegryźć je można warszawską rurką z kremem wypchaną bliskowschodnim kremem z pistacji. Gdy trafiamy do Dwójki Kielichów w letnie niedzielne popołudnie, oprócz jabłkowego szprycera od fritz-koli na stole ląduje olbrzymi kotlet, który jak dywan skrywa pod sobą kopiec frytek, obok wegańskie pierogi ukraińskie i świeże polskie wino. Na ścianach zamiast dekoracji pokaz wideo-artu, przy barze palą się świeczki, których wosk ścieka na blat, tworząc formę nazwaną przez obsługę lokalu ołtarzykiem. Można się nastroić, można się cieszyć polską kuchnią, którą chciałbym się dzielić z ludźmi całego świata. Po takim obiedzie chce się słuchać nowych interpretacji polskiej muzyki klasycznej.
Najpierw był Big Book na Dąbrowskiego, potem nadeszła epoka Big Booka przy placu Konstytucji. Teraz odbywa się tam mniej więcej połowa wszystkich wydarzeń literackich organizowanych w Śródmieściu, a my cenimy to miejsce przede wszystkim za połączenie kameralnej księgarni z pysznym jedzeniem i super przestrzeń, w której wystawiane nam pod nos książki mogą trochę pooddychać. Na parterze czas na relaks, a na pierwszym piętrze odbywają się debaty i premiery, zawsze z oddaną publicznością. Do tego stopnia, że niekiedy brakuje miejsc stojących. Tych z was, którzy zgadzają się, że kultura to nie tylko czytańsko i oglądańsko, ale też – nieśmiało podpowiemy – sport, całą mocą szerokich mintowych barków zapraszamy do świeżo wyremontowanej przestrzeni najwspanialszej ścianki wspinaczkowej w Warszawie. Przejrzyjcie sobie nowości książkowe w Big Booku i idźcie trenować na Cruxa, popijając najnowszy, cytrusowy mischmasch fritz-koli, albo odwrotnie, to zależy, jaki macie rytm dnia. Oba porządki dozwolone. Plac Konstytucji – Hoża 51, Hoża 51 – Plac Konstytucji.
Przy wejściu do baru pod arkadami Mostu Poniatowskiego wita napis „Fuck u”, ale atmosfera w knajpie zgoła odwrotna. Dobrze oddaje ją motto, które towarzyszy obu lokacjom Karma Crew – tej warszawskiej i tej gdyńskiej. „Dla siebie i dla ludzi”, powtarza założyciel, który najpierw przeprowadził się z Mińska do Kijowa, a wraz z wybuchem wojny ruszył do Polski. Tu otworzył dwie arcyprzyjazne miejscówki. Do Karma Crew warto przyjść na wege dania, benefity i granie każdego rodzaju, a że bar zazwyczaj jest czynny od 18, zachęcamy do spędzenia godziny czy dwóch w pobliskim Muzeum Azji i Pacyfiku. W miarę świeżo upieczonym fanom animacji „Blue Eye Samurai” jak i doświadczonym już wielbicielom kultury japońskiej spodoba się cały arsenał samurajskich mieczy, które można tu oglądać na wystawie tymczasowej. W pozostałych salach czekają na was wspaniałe maski jawajskie, mongolskie wędzidła dla wielbłądów przypominające kamertony albo siedemnastowieczne rzeźby statków zrobione z goździków z Wysp Korzennych, które dawniej były dla Europy jedynym źródłem pierniczkowych przypraw. Na zachętę dodajmy, że Muzeum od Karma Crew dzieli zaledwie pięciominutowy spacer.
We wszystkich sparowanych przez nas miejscach szukajcie prostej butelki z twarzami dwóch kumpli, którzy od 2003 roku robią rzeczy po swojemu. Tak samo powstała ursynowska Zajegyoza, którą Yukari Mori założyła ze swoim polskim wspólnikiem, by serwować autentyczną japońską kuchnię. Tak powstało Peaches. Monika Mazurek i Klaudia Górak zaczęły od gotowania dobrego jedzenia dla swoich znajomych, by w końcu otworzyć na Stalowej jedną z najlepszych wegańskich restauracji w Warszawie. Lokale, które polecamy, to miejsca z charakterem i własnym stylem, tworzone w odpowiedzialny sposób i pełne niezależnej kultury.
Komu przyśnił się „American Dream” Wojciecha Fangora?
To nie był sen o wielkiej karierze i sukcesie, to nie był sen o lepszym świecie i wielkiej sztuce. „American Dream” to był sen, który Wojciechowi Fangorowi przydarzył się napraw...
czytaj więcej ->I taki to był tydzień w kulturze. Pieniądze z KPO rozdane, Conrad Festival lepszy niż Open’er
To był trudny tydzień w kulturze. Najpierw z opóźnieniem dowiedziałem się, że Alice Munro jednak canceled, a potem poszedłem do Komuny Warszawa tylko po to, żeby po godzinie prz...
czytaj więcej ->Najlepsze premiery literackie. Jesień 2024
Jak przeczytacie już artykuł „Summertime sadness. Książki na koniec lata”, to polecamy W...
czytaj więcej ->