I taki to był tydzień w kulturze. Olimpiada w Paryżu, Gaspar Noe w Moskwie
Gaspar Noe, dla jednych wizjoner kina, dla innych naczelny krawędziowiec, dla reszty zwykła pała, pojechał sobie do Moskwy, żeby brać udział w wydarzeniach kolorowego magazynu „Moskvichka”.
Albo gdy płaczę, że nie ma ciekawych amerykańskich nowości w Polsce, a miesiąc później w skrzynce znajduję „Szwajcarę” Jen Beagin w tłumaczeniu Kai Gucio, przysłaną przez wydawnictwo Czarne. To się nazywa manifestacja. Jest niewiele książek, do których chciałbym w tym roku bardzo zachęcać, ale Szwajcara jest właśnie jedną z nich. Śmieszna jak „Ucieczka z Chinatown”, amerykańska jak „Sopranos”, dobrze punktująca styl życia, w którym tekst „jestem w terapii” działa jak karta „wychodzę z więzienia” w Monopoly.
Wiecie, że w 1924 roku w Paryżu też były Igrzyska Olimpijskie? Polacy zdobyli wtedy dwa medale (srebrny i brązowy), co oznacza, że sto lat później już jesteśmy do przodu, a tu jeszcze siatkarze przed nami. No ale to jest tydzień w kulturze, a nie tydzień w sporcie, więc ja tylko przypomnę, że sto lat temu w ramach letnich igrzysk przyznano też medale w takich konkurencjach jak architektura, muzyka, literatura, rzeźba i malarstwo. Co ciekawe, w tych konkurencjach nie było podziałów płciowych, które tak drażnią współczesnych kanapowych komentatorów. Srebro w mozolnej dyscyplinie pisania zajęła Brytyjka Dorothy Margaret Stuart, deklasując rywali z Danii i Irlandii. Generalnie kiedyś to było, kultura to był prawdziwy bój i rywalizacja, a kobiety z facetami mogły startować ramię w ramię. A wy co, dalej przerażeni nowoczesnością? Tymczasem – jako osoba identyfikująca się jako kibic – chciałbym powrotu kultury na Igrzyska. Widzę wielkie starcia pisarzy, najlepiej w literackim pięcioboju: wpis na Facebooku, sprint do Amatorskiej, odmiana zaimków, wymyślanie pomysłów na książki, których się nigdy nie napisze, i maraton w przeciąganiu deadline’u.
A teraz ktoś, kogo powinno się dyskwalifikować w każdej możliwej dyscyplinie: Gaspar Noe, dla jednych wizjoner kina, dla innych naczelny krawędziowiec, dla reszty zwykła pała, pojechał sobie do Moskwy, żeby brać udział w wydarzeniach kolorowego magazynu „Moskvichka”, w którym świat wygląda, jakby wojny nie było – bo w Moskwie wojny nie ma, gdy nad Kijowem latają bomby. Noego na imprezę zaprosiła Kristina Potupchik, która w pierwszych dniach pełnoskalowej inwazji na Ukrainę na Instagramie machała środkowym palcem wymierzonym w kierunku wszystkich osób krytykujących wojnę. Mam nadzieję, że takim spektakularnym wizerunkowym flopem reżyser „Nieodwracalnych” nieodwracalnie zamknął sobie drogę na wszystkie europejskie festiwale. Niech sobie spaceruje po Placu Czerwonym, i niech rosyjska propaganda przyjmie naczelnego reprezentanta kultury typu „zdeprawowany Zachód”. Nie wierzę, żeby usuwanie jego filmów z sieci było dobre, ale usuwanie zaproszeń na kolejne eventy to chyba jedyna słuszna decyzja.
I taki to był tydzień w kulturze. Powrót Masłowskiej i zamówienie rzeźby przez Zuckerberga
To był tydzień pod znaku gwiazdy Doroty Masłowskiej. Jej nowa „Magiczna rana”, premiery, autografy, wywiady (sobie w Mint jeden przeczytacie). Jedna z historii, którą w książce ...
czytaj więcej ->Surrealizm: fakty i więcej mitów
Dlaczego surrealizm, jako jedyny z dwudziestowiecznych „izmów”, wciąż jest tak popularny? Odpowiedzi jest kilka i niektóre z nich tropi wystawa „Surrealizm. Inne Mity” w Muzeum ...
czytaj więcej ->Rola osoby, która fotografuje. Wystawa w Muzeum Fotografii
„Co robi zdjęcie?”, główna wystawa Muzeum Fotografii w Krakowie (MuFo), zachęca nas do myślenia nad rolą osoby, która fotografuje, ale również nad znaczeniem tego, co zostało sf...
czytaj więcej ->