I taki to był tydzień w kulturze. Han Kang z Nagrodą Nobla i śmiech na sali Nagrody Nike
( 10.10.2024 )
Był to tydzień, w którym zobaczyłem film „Wybraniec” o Donaldzie Trumpie. Przy okazji jest to też krótki kurs zarządzania w polskich instytucjach kultury.
To był literacki tydzień! Han Kang z Nagrodą Nobla. To pierwsza osoba z Korei i pierwsza kobieta z Azji, która otrzymała tę nagrodę. Za to Urszula Kozioł została uhonorowana Nagrodą Nike. Jest to najstarsza laureatka, a zarazem największa przegrana tegorocznej gali Nike.
Bo na gali zamiast na pisarstwie skupiono się na tak zwanych ofiarach cancel kulczer. Zaraz potem okazało się, że ten tydzień literacki ma więcej niż jedno oblicze. Statuetki krążyły z ręki do ręki, a po skrzynkach mailowych krążyły listy: pierwszy w obronie Maszy Potockiej, podpisany przez osoby, których nazwisk nie spodziewałem się na tej liście, i drugi, sprzeciwiający się listowi pierwszemu, podpisany przez 400 osób. Nie podpisałem żadnego z tych listów, choć nie mam wątpliwości, że moja solidarność jest po stronie ofiar. Mam jednak wrażenie, że oba listy są po prostu wyrazem przynależności do jakiejś grupy, a cały czas niewiele się mówi o ofiarach i systemie, który ich nie chroni.
Był to tydzień, w którym zobaczyłem film „Wybraniec” o Donaldzie Trumpie. Przy okazji jest to też krótki kurs zarządzania w polskich instytucjach kultury. A więc tak:
1) atak, atak, atak!,
2) nie odbieraj telefonów,
3) nigdy nie przyznawaj się do porażek.
Sam film jest trochę jak „Sukcesja”, w której Jeremy Strong, czyli Kendall Roy, gra Roya Cohna, a trochę jak przestroga przed tym, kim się staniesz, jeśli nie kocha cię tata. Przede wszystkim jednak doceniłem genialny myk związany w obsadą – Ivankę Trump gra tu Maria Bakalova, czyli ta sama aktorka, która w drugiej części Borata zagrała Tutar, córkę Borata. Ta doprowadziła do tego, że Rudy Giuliani, ówczesny przyjaciel prawdziwego Trumpa, zrobił z siebie durnia.
A my w Mint pozazdrościliśmy Gazecie Wyborczej konkursu na recenzję i ogłosiliśmy swój własny konkurs: Przepis na Ziemniaki imienia Małgorzaty Lebdy.
Zgodnie z obietnicą publikujemy przepis i gratulujemy jego autorce Mariannie Mokoszyłło.
Najlepszy ziemniak to taki, który jest uczciwie wygrzebany z ziemi – jako bulwa własnej, czułej i pełnej szacunku pracy. Takie warzywo nie potrzebuje udziwnień, samo skumulowało w sobie smak, dlatego przepis na jego wydobycie jest prosty. Gdy nie mamy własnych ziemniaków, kupujemy je u kogoś miłego. Ziemniaka zawiniętego w folię aluminiową wrzucamy do ogniska, najlepiej żarzącego się, na około 30 minut do godziny – w zależności od wielkości. Gdy ziemniak, sprawdzony nadpalonym patykiem, którym bawiliśmy się przez ten miniony czas, będzie wystarczający miękki i pozwoli wbić w siebie ów patyk, gorącą bulwę możemy wyturlać z ogniska. Parujący miąższ posypuje się solą wedle upodobań lub dodaje masło… ale bądźmy szczerzy, kto zabiera masło na ognisko? Mama? I chociaż większość z nas pieczonego ziemniaka jadła ostatni raz w dzieciństwie, bo przecież łatwiej jest zrobić sushi ze składników, które przejechały pół świata, niż rozpalić ognisko i wrzucić do niego kartofla, to warto pamiętać o tej dzikiej możliwości… a także dzikiej przyjemności. Należy jedynie uważać, żeby nie poparzyć sobie języka, i pamiętać, że dłonie pachną dymem i można je wąchać i wąchać. Zapach ziemi, ognia i dymu wydobywa delikatną prostotę każdego warzywa, ale ponieważ to oda do feniksowatego ziemniaka i ku chwale wybitnej poetki, którą z tego miejsca serdecznie pozdrawiam, to apeluję do łakomych czytelników, aby tej jesieni oddali się dzikiemu smakowi pieczonego w ognisku ziemniaka i zjedli go z solą. Życzę sobie i Wam ognisk z przyjaciółmi i ziemniakami!
Wiceredaktorka naczelna Kinga Sabak w ziemniakach
