I taki to był tydzień w kulturze. Nagroda Goncourtów i animowany „Quo Vadis”
To jest prawdziwe wyzwanie – stawiać budynek przez naście lat tylko po to, żeby na dzień dobry okazało się, że pewnie trzeba będzie go przenieść do metawersum.
W przyrodzie nic nie ginie. Kamala Harris przegrała w USA, za to we Francji Nagroda Goncourtów* trafiła do Kamela Daouda, za książkę „Houris”. Daoud to pisarz algierskiego pochodzenia, którego już tłumaczono na język polski („Sprawa Meursaulta”, wyd. Karakter). W Algierii został zakazany, bo „Hurysy” opowiadają o wojnie domowej, o której w tym kraju mówić nie wolno. Teraz mieszka we Francji, gdzie, jak powiedział, „broni się wolności słowa”. Smutny los pisarza muszącego funkcjonować w kraju, który przez kilka dekad skakał po głowie jego ojczyźnie, propagując tam nie wolność słowa tylko politykę kolonialną.
*Aha! Nienawistnikom, co się śmieją z wysokości polskich czeków za nagrody w kulturze: za Goncourtów pisarz dostaje czek o wysokości 10 (słownie dziesięć) euro.
W Warszawie ruszył Kongres Kultury, czyli cały dzień gadania o tym, co zrobić, żeby coś zmienić – ludzie kultury takie dyskusje lubią najbardziej. Jedną z najciekawszych obserwacji przyniosły słupki i wykresy doktora Macieja Frąckowiaka, socjologa. Wynika z nich, że ponad połowa z nas praktykuje uczestnictwo w kulturze w samotności, a 93 procent badanych przedstawicieli generacji Z (19-24 lata) korzysta z kultury wyłącznie za pomocą internetu. Ci ludzie radzą sobie bez instytucji. Podstawowe pytanie socjologa jest następujące: jak realizować kulturę, gdy instytucje nie są młodym potrzebne, bo kultura wyciekła do internetu. Oglądałem tę debatę online i zza sylwetki Frąckowiaka raz po raz wyłaniała się twarz Joanny Mytkowskiej, dyrektorki Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie, która tydzień temu otworzyła najnowszy w Polsce budynek instytucji kultury. To jest prawdziwe wyzwanie – stawiać budynek przez naście lat tylko po to, żeby na dzień dobry okazało się, że pewnie trzeba będzie go przenieść do metawersum. Można się śmiać, a można z tego zrobić użytek… dla kultury.
A skoro przy kulturze cyfrowej jesteśmy to DLA CZE GO tak mało mówi się o wybitnym polskim dziele, czyli animowanym filmie „Quo Vadis” (2024), który w weekend otwarcia zobaczyło 1457 widzów. Zastanawiam się, kto poszedł na ten film, i myślę sobie, że tylko te dzieci, których rodzice mają jeszcze gdzieś w szafkach schowane „Qvo Vadis” z 2001 roku na pięciu płytach DVD (zazwyczaj oglądało się tylko tę jedną z imprezą u Nerona). Myślę też, że zamiast męczyć się oglądaniem animowanych ekranizacji książki Sienkiewicza, warto byłoby po prostu pokazać dzieciakom, jak w 2001 roku legendarny producent Lew Rywin przepalił rekordowy i dotąd nie pobity budżet filmowy, 76 milionów złotych, na budowanie atrapy Koloseum pod Piasecznem (która ostatecznie spłonęła, jak Rzym Nerona w powieści Sienkiewicza).
Dokąd odpłynął „Wieloryb”? Wydawnictwo i uczelnia badają sprawę przekładu
W środowiskach literackich od ponad tygodnia huczy o sprawie „Wieloryba”, bestsellerowej koreańskiej powieści nominowanej do Nagrody Bookera, o której chodzą słuchy, że… na pols...
czytaj więcej ->Coppola zrealizował „wymarzony scenariusz”. „Megalopolis”
Większość widzów i mediów znęca się nad „Megalopolis”. Dodatkowo pogrążają je oskarżenia, że Coppola bez zgody całował w policzek aktorki na planie (reżyser zapowiada pozew). Po...
czytaj więcej ->Siedem filmów, dla których warto się wybrać na Azjatycki Festiwal Filmowy „Pięć smaków”
Przegląd programowych atrakcji sprawia, że człowiekowi chce się schować w sali projekcyjnej i zobaczyć wszystko albo prawie wszystko. Ta sztuka uda się jednak tylko kilku najbar...
czytaj więcej ->