I taki to był tydzień w kulturze. Pożegnanie Davida Lyncha, reportaż o Alice Munro

Aleksander Hudzik
Bez kategorii
przegląd tygodnia
17.01.2025
3 min. czytania

Lynch ukazywał nadprzyrodzone siły, amerykańskie pejzaże i ludzkie obsesje w sposób, który zmienił język sztuki XX wieku. I dlatego David Lynch i Laura Palmer nie umrą nigdy.

Wiedziałem, kim jest David Lynch, zanim w ogóle poznałem kino. Opowieść o Bobie, demonie z Twin Peaks, krążyła po moim domu. Siwowłosy morderca Laury Palmer czaił się u nas na strychu. Tak przeczuwała moja mama. A wszystko to dzięki cudowi przemiany polskiej telewizji, która jesienią 1990 roku nadawała serial nijak nie pasujący do telewizyjnej ramówki. Po latach zobaczyłem „Miasteczko Twin Peaks”. Strach przed Bobem mnie nie opuścił, lecz zacząłem też odczuwać bezkrytyczny zachwyt, bo Lynch ukazywał nadprzyrodzone siły, amerykańskie pejzaże i ludzkie obsesje w sposób, który zmienił język sztuki XX wieku. I dlatego David Lynch i Laura Palmer nie umrą nigdy.

Dom przy ulicy Alma Real Drive w Los Angeles, w którym Robbie Krieger napisał największy przebój zespołu The Doors, „Light My Fire”, spłonął podczas pożarów trawiących miasto. 

Los Angeles jest niszczone przez żywioły, o którym Joan Didon w „Dryfując do Betlejem” pisała tak: „Ludziom, którzy nie mieszkali nigdy w Los Angeles, trudno pojąć, jak radykalne piętno Santa Ana odciska na miejscowej wyobraźni. «Miasto w ogniu» to najgłębiej zakorzenione wyobrażenie Los Angeles o sobie samym – dostrzegł to Nathanael West w Dniu szarańczy; to pożary były też tym zjawiskiem, które najtrwalej naznaczyło wyobraźnię w czasie zamieszek w Watts w 1965 roku. Przez wiele dni, jadąc Harbor Freeway, widziało się płonące miasto, dokładnie takie, jakim od zawsze spodziewaliśmy się je w końcu zobaczyć. Aura Los Angeles to aura katastrofy, apokalipsy i podobnie jak niezawodnie długie i srogie zimy Nowej Anglii warunkują tamtejszą działalność życiową, tak więc gwałtowność i nieprzewidywalność Santa Any oddziałują całościowo na kształt życia w Los Angeles, podkreślają jego prowizoryczność, jego zawodność. Wiatr pokazuje nam, jak blisko jesteśmy przepaści” (tłum. Mikołaj Denderski, wyd. Cyranka).


2024 rok skończył się reportażem o Alice Munro – o tym, jak wielka pisarka latami ukrywała przemoc s*ualną, której jej partner dopuścił się na nieletniej córce Munro. 2025 rok zaczął się od reportażu na temat tego, jak Neil Gaiman, uwielbiany przez czytelników pisarz fantastyki, molestował kobiety i traktował je, jakby były jego niewolnicami. Te przypadki są skrajnie różne, w jednym mamy wielką, odważną pisarkę, która jednak godzi się na to, by wrócił do niej partner znęcający się nad jej własnym dzieckiem. Z kolei historia Gaimana przypomina raczej to, co słyszeliśmy o Marilynie Mansonie – kult mrocznego artysty, który bezbronnym osobom zgotował piekło.

W zeszłym roku w Polsce ukazała się książka „Potwory. Dylemat fanki” Claire Dederer, która pisze o potworach i potworzycach kultury. Dederer krytykuje kulturę wykluczenia, a jednocześnie wskazuje, w jaki sposób radzić sobie ze sztuką tworzoną przez artystów i artystki, z różnych dziedzin, którzy wykorzystywali swoją pozycję i zachowywali się przemocowo. To „dylemat fanki” i „dylemat pracownicy”, o których w najnowszym numerze Mint pisze J. Szpilka – te tematy niestety pozostają ciągle aktualne. 

I taki to był tydzień w kulturze.