Robię to, bo mogę. O „Ponurym tygrysie” Neige Sinno

( 21.03.2025 )

„Ponury tygrys” to wielowymiarowy obraz samotności; odsłania maszynerię normalizacji przemocy, na nowo obnaża banalność zła. Sinno ukazuje reguły działania kultury oraz jej mediów, które żywią się sensacją, kontrowersją, brutalnością, cierpieniem…

Zabrać się za tekst krytyczny o książce Neige Sinno (ur. 1977) to jak wejść na pole minowe. 
I nie chodzi tylko o główny temat „Ponurego tygrysa”, ale przede wszystkim o to, że autorka odważnie wywraca na nice wiele tekstów kultury, które kodują nasze myślenie. Parafrazując Kafkę – tekst Sinno to błyskotliwa próba ataku na matrycę kulturową, jej gładkie krawędzie oraz bezpieczne granice. Mamy tu do czynienia z krytyką pojęć o fundamentalnym znaczeniu: dobra i zła, winy i kary.

Ze względu na wyrafinową narrację „Ponurego tygrysa” nie sposób w jednym tekście omówić wszystkich aspektów książki. Spróbuję zatem podejść pod wybrane tropy, które uznałem za najważniejsze. Ten arbitralny wybór jest ryzykowny – jestem mężczyzną, który nigdy nie doznał takiej przemocy, jaką opisuje Sinno, wyrosłym w tak zwanej dobrej rodzinie; nie musiałem przekraczać swojej klasy ani mierzyć się z traumą o tak niewyobrażalnej skali.

Neige Sinno od wczesnego dzieciństwa po wiek wchodzenia w dojrzałość była brutalnie gwałcona przez swojego ojczyma. Zdecydowała się o tym powiedzieć dopiero, gdy opuściła dom i wyjechała na studia. Najpierw najbliższym znajomym, później matce.

Być może jedyną, a na pewno dominującą motywacją ujawnienia zbrodni, jak sama mówi, nie były zemsta, potrzeba sprawiedliwości lub potencjał terapeutyczny tego gestu, ale ochrona jej młodszego rodzeństwa, które było pod władzą jej ojczyma. Razem z matką złożyła zawiadomienie na policji, a oprawcę aresztowano i postawiono w stan oskarżenia. Gwałciciel przyznał się do winy, a Sinno zdecydowała (w świetle prawa francuskiego miała taką prerogatywę), że proces będzie publiczny.

Sprawca został skazany na 15 lat więzienia, choć Sinno o to nie wnosiła – nie wierzy w społeczną skuteczność takich form kary. Już tu warto podkreślić osobliwość intelektualnej, a także moralnej postawy Sinno (cały „Ponury tygrys” to przeszywająca osobliwość). Któż bowiem potrafi potwierdzać swoje liberalne poglądy w zderzeniu z niewyobrażalną krzywdą, gdy ta dotyka nas osobiście? Sinno udało się wydobyć z klasy niższej, w której wyrosła: zrobiła doktorat, wykłada, pisze książki. Założyła też tak zwaną szczęśliwą rodzinę, urodziła córkę. „Ponurego tygrysa” pisze ponad dekadę później.

*Reklama

Gdyby ograniczyć się do tak przedstawionych faktów, można byłoby stwierdzić, że wszystko skończyło się happy endem – a tak lubimy myśleć czy też pisać o tego typu historiach. Ten sposób trawienia lektury przynosi ulgę, pozwala przywrócić oddech po konfrontacji z brutalnymi obrazami przemocy; pozwala też nadal wierzyć w sprawczość instytucji społecznych oraz politycznych. Lektura „Ponurego tygrysa” obnaża ten szczególny mechanizm wyparcia. Pokazuje, że nasze aparaty społeczne nieustannie wchłaniają przemoc, czyniąc ją niewidoczną. Nawet wtedy, gdy zbrodnie uda się ujawnić, publiczne wzburzenie szybko opada, a reguły i mechanizmy społeczne nie podlegają zmianom.

„Gwałcą, ponieważ mogą, ponieważ społeczeństwo daje im taką możliwość, ponieważ udzielono im zezwolenia, a kiedy człowiekowi wolno gwałcić, będzie gwałcił. Jest tak, jakby stale był w nas obecny potencjał zła, a w sytuacji, gdy barbarzyństwo staje się możliwe, uruchamia się automatycznie. Tak wygląda teatr okrucieństwa”.

Niezwykle trudno krytykowi zajrzeć pod powierzchnię zdarzeń, wokół których Sinno prowadzi swoje rozważania, bo to żywe, nieusuwalnie, stale jątrzące doświadczenie. Owo doświadczenie nadaje tekstowi strukturę narracyjną i jest przestrzenią do refleksji – także nad granicami języka. Sinno wskazuje, że nie zakreśla on granic naszej rzeczywistości, ale może być narzędziem do jej przekroczenia. „Ponury tygrys” jest tego olśniewającym dowodem. Żeby tego było mało, pisarka ostrzega czytelniczkę, że na narrację wpływa uprzywilejowana pozycja, z której mówi. Nie znam autobiografii ofiar przemocy seksualnej (a jest ich niezliczona ilość, ciągle ich przybywa, co Sinno nieustannie podkreśla), w których autor lub autorka zdaje sobie (i czytelniczkom) sprawę z subiektywności własnej wypowiedzi. Najczęściej jest wręcz przeciwnie – pozycja ofiary pozwala kodować absolutyzujące, niepoddające się krytyce przekazy o przemocy. Wspominając o własnym uprzywilejowaniu, pisarka rezygnuje z jakichkolwiek roszczeń do moralnej słuszności swoich sądów. W ten sposób zaświadcza o tym, co w „Dziennikach” pisał Albert Camus – „cierpienie nie daje żadnych praw”.

Tytuł książki nawiązuje do znanego wiersza Williama Blake’a, „Tygrys”:

„[…]
Tygrys, tygrys w puszczach nocy
Świeci blaskiem pełnym mocy.
Czyj wzrok, czyja dłoń przelała?

Gdy gwiazd włócznie spadły z góry
I łzy trysły z każdej chmury,
Powiedz, czy ten sam Stworzyciel
W ciebie tchnął i w Jagnię życie?”

Sinno wielokrotnie wraca do pytania postawionego przez Blake’a. Już na początku stwierdza, że rekonstrukcja cierpień, urazów i traumy ofiary jest stosunkowo prosta. Natomiast zajrzenie do głowy oprawcy to zadanie karkołomne, właściwie niemożliwe. W przytoczonym wyżej fragmencie Sinno zdaje się wracać tam, gdzie skończyła Arendt – zło jest banalne. Jak napisał amerykański historyk, badacz Holocaustu, Christopher R. Browning, ludzie dopuszczają się zbrodni, bo na to pozwalają im warunki społeczne, polityczne i prawne, słowem – robią to, bo mogą. Jednak książka Sinno nie jest powtórzeniem ustaleń Arendt czy Browninga, to próba przekroczenia tej perspektywy. Choćby wtedy, gdy pisarka uparcie szuka symetrii między sobą a oprawcą i stara się rozstrzygnąć „dylemat” Blake’a:

„Czy obydwoje, ja i mój gwałciciel, zostaliśmy ulepieni z tej samej gliny? Do jakiego stopnia jesteśmy do siebie podobni? Czy istnieje jakakolwiek możliwość, bym go zrozumiała? Te pytania pojawiają się bezładnie, nie wszystkie oznaczają to samo, nie odnoszą się do tych samych procesów, lecz płoną tym samym ogniem”.

Sinno Neige, fot. Hélène Bamberger, P.O.L

Sinno niezwykle sugestywnie, z wielu perspektyw odsłania mechanizmy władzy, która – gdy tylko pojawią się takie warunki – pozwala zniszczyć każde życie. Pozycja ojca, księdza, przełożonego – wszystkich będących wyżej w hierarchii społecznej – wyposaża w nieograniczoną władzę oraz upiorne, sprywatyzowane środki przemocy. To norma i fundament naszych piętrowych relacji społecznych, immanentne uwarunkowanie cywilizacji, jaką sobie urządziliśmy. Gwałt nie jest aberracją, jest konwencją społeczną.

Jest inna książka, która także nawiązuje do „dylematu” Blake’a. Sinno przywołuje powieść autobiograficzną swojej rówieśniczki Margaux Fragoso (1979–2017) – „Tigre, tigre!” [Tygrysie, tygrysie!]. W Polsce książka wyszła w 2011 roku pod koszmarnym tytułem „Zabawa w miłość. Prawdziwa historia uwiedzionego dziecka”. Ponura wyjątkowość tej powieści polega na tym, jak Fragoso portretuje pedofila – narratorka stara się okazać mu współczucie, zrozumienie, niejednokrotnie przedstawia go z czułością.

Główna bohaterka Fragoso, alter ego pisarki, była gwałcona od ósmego roku życia, z dwuletnią przerwą, aż po dorosłość. Narratorka pisze wprost o związku miłosnym – gdy osiąga dojrzałość, utrzymuje relacje z oprawcą aż do jego samobójczej śmierci. Ona ma wtedy dwadzieścia dwa lata, on sześćdziesiąt sześć. To ona chce z nim przeżyć „ten prawdziwy pierwszy raz” i pragnie zawrzeć z nim małżeństwo (czynią to symbolicznie w opustoszałym kościele).

Wstrząsy, które towarzyszą lekturze powieści Fragoso, dorównują tym, jakich doświadczyliśmy przy pierwszym czytaniu „Lolity” Nabokova. Przywołuję „Lolitę”, bo „Tigre, tigre!” jest niejako rewersem powieści Nabokova. Mamy tu przecież do czynienia z pierwszoosobową narracją ofiary, i to ofiary, która oddaje głos swojemu oprawcy (warto zauważyć, że w powieści Nabokova Lolita nie mówi bodaj ani jednego zdania, wszystkie jej wypowiedzi są podane przez Humberta parafrazą). To ważna powieść także dlatego, że mimo objętej strategii narracyjnej – podobnie jak w „Lolicie” Nabokova – nawet przez chwilę nie pozwala utożsamić się czytelnikowi z oprawcą. Sinno odwołuje się do niej między innymi po to, by uciec od absolutyzujących rozstrzygnięć oraz hierarchizacji tekstów kultury, dotykających kwestii skrajnej przemocy wobec niewinnych istot; to kolejny przejaw wyjątkowej postawy moralnej francuskiej pisarski.

Książka Fragoso zebrała w prasie światowej skrajnie spolaryzowane recenzje – od pochwalnych, po takie, które zarzucały jej pornografię i „rehabilitację” pedofilii. Sinno staje jednoznacznie po stronie Fragoso, która na łamach „New York Timesa” tak odpowiadała na krytykę jej powieści: „Jestem artystką, nie prokuratorem. Nie piszę manifestu; wspomnienia są subiektywne. Uważam, że pisarze powinni dać czytelnikom swobodę samodzielnego myślenia i formułowania własnych opinii”.

( Sztuka ) ( Anna Korytowska )

Antykryzysowy Klub. Spotkanie osób w kryzysie bezdomności ze sztuką

Odnoszę się tak szeroko do powieści Fragoso z kilku powodów. Po pierwsze – „Tigre, tigre!” to w pewnym sensie radykalny sposób rozstrzygnięcia „dylematu” Blake’a, który u Sinno pozostaje nierozwiązany. Nie chodzi o to, że owo rozstrzygnięcie ma ostateczną ważność, bo, rzecz oczywista, nie ma, ale o to – jak zdaje się mówić Sinno – że wszystkie narracje są równoważne, nawet wtedy, gdy zdają sobie przeczyć. Po drugie – Fragoso przyjmuje formę, na którą autorka „Ponurego tygrysa” – także przecież powieściopisarka – świadomie się nie zdecydowała, czyli na powieść. Po trzecie Sinno buduje opowieść rozbitych luster. Stara się włączyć w swoją narrację liczne, często przeciwstawne głosy i perspektywy. Po czwarte wreszcie, odwołaniem do powieści Fragoso Sinno przypomina o tym, że nie wolno nam hierarchizować wypowiedzi ofiar bez względu na ich formę czy artystyczną jakość. Zresztą między innymi dlatego „Ponury tygrys” zawiera tak liczne, wręcz olśniewające nawiązania do tekstów kultury – od bajek i baśni, poprzez Zolę i współczesne reportaże, na Fragoso skończywszy.

Sinno przypomina o tym, że pedofilia jest głęboko zakorzeniona w kulturze. Wraca do debaty, która przetoczyła się we Francji w latach siedemdziesiątych. Otóż przytacza dwa otwarte listy opublikowane w „Le Monde”, w których najznamienitsze osoby epoki wyrażały swój sprzeciw wobec penalizacji pedofilii. Listy podpisali między innymi – Louis Aragon, Roland Barthes, Simone de Beauvoir, Jean-Paul Sartre, Félix Guattari, Gilles Deleuze czy Michel Foucault. Argumenty sygnatariuszy tychże listów mówiły o prawach dziecka, wolnej woli, niezgodzie na krępowanie wyborów i pragnień, czy wreszcie: „przywracaniu dziecku potencjału dzikości, możliwości wykorzystywania twórczej mocy, co wiąże się również z uznaniem jego prawa do seksualności”. Sinno przy tej okazji snuje rozważania o motywach działania swojego ojczyma – być może przeczytał te listy, które stały się zachętą i moralnym uzasadnieniem jego czynów?

W rozważaniach dotyczących własnych doświadczeń Sinno sięga do Zagłady. Oczywiście nie zrównuje pedofilii z Holokaustem, jednak przedstawia władzę zdolną niszczyć dziecko nie jako upiorną aberrację, wyjątek, jednostkową potworność, lecz funkcję nowoczesności. Jak Zygmunt Bauman w swojej najsłynniejszej książce („Nowoczesność i Zagłada”), Sinno zdaje się mówić, że to, jak traktujemy pedofilię, powszechność tych zbrodni i systemowa niemoc w ich karaniu (jedna na cztery dziewczynki doświadcza molestowania seksualnego, niespełna 20%–30% jest zgłaszanych, z czego tylko 10% jest karanych) są implikacją nowoczesności i niezmienną cechą patriarchatu.

„Ponury tygrys” to wielowymiarowy obraz samotności; odsłania maszynerię normalizacji przemocy, na nowo obnaża banalność zła. Sinno ukazuje reguły działania kultury oraz jej mediów, które żywią się sensacją, kontrowersją, brutalnością, cierpieniem… Żyjemy w czasach hiperinflacji obrazów i relacji gwałtów, mordów, wojny i terroru – są stałym krajobrazem naszej codzienności, konkurują o naszą uwagę; w tym paradygmacie szoku coraz trudniej wywołać wstrząs, wszystko uchodzi. Jedyną strategią jest ucieczka w zobojętnienie. Wielkość książki Sinno polega na tym, że nie pozwala odwrócić oczu.

„Może raczej mam o tej dziewczynce mówić «ona». Nie wiem, co będzie dla was lepsze. »Ona« byłoby może bardziej realistyczne. Dla mnie jest oczywiście zawsze mną, nie mam uczucia niepokojącej dziwności, jakiego doznają niektórzy pisarze, kiedy stają twarzą w twarz ze swoimi wizerunkami z przeszłości, ponieważ sama nigdy z niej nie wyszłam. Dla mnie to nadal teraźniejszość. To ja, to się dzieje teraz”.

Sinno udało się przetrwać, nie zginąć z ręki ojczyma, nie zadać sobie śmierci. Pisarka mówi jasno – ocaleć oznacza nieść brzemię uprzywilejowania pośród milionów ofiar. Tylko w przeciwieństwie do wielu narracji ofiar zbrodni politycznych czy Zagłady Sinno w swojej opowieści nie przekonuje o sile oddziaływania literatury i mocy dawania świadectwa. Odwraca wyżej przytoczone twierdzenie Browninga i na pytanie o sens swojego pisania odpowiada: „bo mogę”. Francuska pisarka wie, że koszmaru nie da się przerwać; do końca życia będzie z lękiem oglądać się za siebie, kompulsywnie sprawdzać nawet najbliższych, czy nie wyrządzają krzywdy jej własnej córce. Mroczna siła „Ponurego tygrysa” tkwi w tym, jak makabryczne doświadczenie Sinno wyostrza jej przenikliwe diagnozy kulturowe. Puenta? Oto ona: żadnego happy endu nie będzie.

Za każdym „bo mogę” tkwi jednak olbrzymia, niemal nieograniczona siła, a ja mam ciągle nadzieję, że literatura nie jest grą o sumie zerowej, zwłaszcza literatura takiej jakości, jak „Ponury tygrys”.

okładka

 

Neige Sinno, „Ponury tygrys”, przeł. Katarzyna Marczewska, Wydawnictwo Literackie, 2025.

( Mintowe Ciasteczka )

Nasza strona korzysta z cookies w celu analizy odwiedzin.
Jeżeli chcesz dowiedzieć się jak to działa, zapraszamy na stronę Polityka Prywatności.