Literacki Nobel 2025. László Krasznahorkai

Literacki Nobel 2025. László Krasznahorkai

( 09.10.2025 )

Oto więc siedzę przed geniuszem, który ma ogromne, przenikliwe oczy, nie mówi ani słowa po angielsku i tylko wymienia porozumiewawcze półsłówka ze swoją tłumaczką, genialną Elżbietą Sobolewską. Pijemy jakąś podłą kawę, jest to hotel albo restauracja gdzieś w centrum Warszawy, ale jest w nim ciemno, jest początek października 2007, więc jest mokro, zimno i jest niskie ciśnienie i wszyscy mają trochę dość, w dodatku jest rano.

W latach zerowych rynek wydawniczy w Polsce to było prawdziwe rodeo. Wiadomo, nakłady i zainteresowanie były większe, ale tym, co mnie dziś zdumiewa, jako 40-letnią weterankę branży z dwudziestoletnim stażem, jest to, jak wielu geniuszy non stop przyjeżdżało do Polski, a ja mogłam po prostu napisać maila do pani z wydawnictwa i przejść się do Novotelu w centrum Warszawy, bo tam siedzieli Dubravka Ugrešić, Bora Ćosić i jeszcze pięciu innych mistrzów, a ja sobie z kawką siadałam z jednym z nich. Obłęd. To były czasy kiedy pismo, które wyrosło z zina, czyli „Lampa”, miało 7 tysięcy nakładu i było w kioskach, nie tylko w Empiku, i mogło wysłać 23-letnią niedziennikarkę, bo żadne z nas tego nie studiowało, żeby zrobiła wywiad z kandydatem do literackiej Nagrody Nobla i jednym z największych żyjących pisarzy.

*Reklama

Jesienią 2007, zaledwie rok z kawałkiem po opublikowaniu jakiegokolwiek tekściku, nagle siedziałam sobie jak gdyby nigdy nic naprzeciw Lászla Krasznohorkaia. Redaktora Pawła Dunina-Wąsowicza literatura tłumaczona prawie nie interesowała, uważał on, że to, co tłumaczone, to pic na wodę, fotomontaż i ściema, bo my tak naprawdę nie wiemy, co tam jest napisane i jak to się ma do polszczyzny, i pewnie zgodził się, żebym ja to robiła, bo było mu wszystko jedno i chciał robić coś naprawdę interesującego, np. coś o Grabażu lub Stanisławie Lemie. W czasach, kiedy szybkie łącze jeszcze słabo działało, naszym jedynym źródłem wiedzy o świecie były książki. Wiedziałam, kim jest László nie z neta, ale dlatego, że trzy lata wcześniej byłam na pełnej retrospektywie festiwalu Era Nowe Horyzonty Béli Tarra, a każde dziecko wie, że przynajmniej od „Potępienia” z 1987 roku, a może i wcześniej, wszystkie scenariusze Tarra były pisane wspólnie z Krasznohorkaiem lub były adaptacjami jego powieści.

Nie będę udawała – z sześciogodzinnego „Szatańskiego tanga” wyszłam w połowie i wciąż nie widziałam słynnej sceny rozwiązywania sznurowadeł, która podobno trwa pół godziny. Mnie wtedy dużo bardziej podobało się „Potępienie”, też na scenariuszu Lászla – film noir pisany smołą i węglem podupadłego komunistycznego miasteczka, w którym gangster o twarzy zapuchniętego Jana Himilsbacha namiętnie kocha się w lokalnej piosenkarce, występującej w barze Titanik (of kors), a po mnie chodzą elektryczne ciary za każdym razem, kiedy słucham, jak ta kobieta śpiewa/melodeklamuje. I jak bohaterowie mówią, nie wydając z siebie ani jednej zbędnej sylaby, zdaniami, które składają się z trzech, czterech wyrazów najwięcej. I mimo że jest to film, a nie literatura, to wszystko w tym świecie, od początku do końca, od faktury plandeki do kieliszków na stole, nie wyglądałoby tak, jak wygląda, gdyby opisał je kto inny niż László Krasznahorkai. Bo to jest świat wiecznej zimy, albo raczej wiecznej mokrej jesieni, kiedy światło kończy się o czwartej, a tak naprawdę nie zaczyna nigdy, gdyż wszystko spowija mgła gruba jak dym papierosowy. W tej mgle ludzie żyją trochę jak szczury i nic nie widzą, brną po omacku, nie mając nic, żadnych przedmiotów, żadnych bogactw czy luksusów, są oni tak oddaleni od materializmu jak tylko możliwe. Węgry w tej twórczości to wieczna zawiesina osiadająca na mózgu, to permanentna samotność i zimno, to mentalny mróz, w którym nie ma żadnej nadziei. To świat, który wymyślił Krasznahorkoi, wzorując się na komunistycznych Węgrach, ale  wydestylowanych, Węgrach, gdzie nikt nigdy nie dostaje „szansy” ani wybawienia z piekielnej sytuacji, w której się znalazł; gdzie króluje zawiść, hipokryzja i donosicielstwo, a ludzkość pogrąża się w zbiorowym szaleństwie.

Dziękujemy!

Fragment plakatu z filmu „Potępienia” na podstawie scenariusza m.in. Lászla Krasznohorkaia, Węgry, 1988 r.

*Reklama
Dziękujemy!
( Esej ) ( Jakub Głaz )

Saski w łasce i niełasce

Oto więc siedzę przed geniuszem, który ma ogromne, przenikliwe oczy, nie mówi ani słowa po angielsku i tylko wymienia porozumiewawcze półsłówka ze swoją tłumaczką, genialną Elżbietą Sobolewską. Pijemy jakąś podłą kawę, jest to hotel albo restauracja gdzieś w centrum Warszawy, ale jest w nim ciemno, jest początek października 2007, więc jest mokro, zimno i jest niskie ciśnienie i wszyscy mają trochę dość, w dodatku jest rano. László ma wtedy niewiele ponad 50 lat, łysinę na czubku głowy i czarno-siwe, przetłuszczone długie włosy. Jestem okropnie zestresowana i wszystko zapominam. Pocę się w za grubym swetrze. On ma długie nieobcięte paznokcie, długi czarny płaszcz i kapelusz, taki czarny, co występuje tylko w starych filmach. Niestety bez konsultowania tekstu, który zaginął w odmętach prasy drukowanej, nie jestem w stanie przypomnieć sobie dokładnie, o czym rozmawialiśmy. Mam jednak wrażenie, że poszłam w kierunku ogólników. Dlaczego nie lubi mieszkać na Węgrzech? – pisarz wtedy był już w trzeciej dekadzie swojej tułaczki, bo w latach 80. po otrzymaniu stypendium w Berlinie nigdy już nie wrócił do domu. Od tej pory mieszka w wynajmowanych mieszkaniach w Niemczech, Francji, Austrii i we Włoszech. Pytałam pewnie, przy okazji sama sobie głupio odpowiadając, czy miasto w „Melancholii sprzeciwu” (i filmie Tarra „Harmonie Werckmeistera”) to metafora poprzedniego reżimu. Albo dlaczego Węgry są takie depresyjne. Albo o wojnę. Na pewno jakieś nadęte rzeczy o obrazie ludzkości, wynikającym z jego książek. Nic nie wiedziałam wtedy o jego życiu, ani o życiu w ogóle. Nie wiedziałam na przykład, że był górnikiem, że miał za sobą traumatyczny czas w wojsku, które pewnie było jakimś koszmarem w komunistycznych Węgrzech, po czym zerwał wszystkie kontakty z rodziną i uciekł do Budapesztu na studia. Że pracował latami jako kaowiec w zapadłych wsiach w prowincjonalnych domach kultury. I pewnie tam naoglądał się ludzkiej dziwności i nieszczęścia.

Dziękujemy!

László Krasznahorkai, laureat Literackiej Nagrody Nobla 2025

Tak czy owak, te te 18 lat temu pisarz poświęcił mi i moim naiwnym pytaniom godzinę. Po czym dostał chyba jakiś likierek – teraz już od wielu lat nie pije – nasadził kapelusz na głowę i płaszcz na grzbiet i poszedł zapalić. Dziś wydaje mi się to wszystko dość niewiarygodne, ile miałam odwagi i tupetu, bo ja nie wiedziałam o życiu kompletnie nic, a on prawie wszystko. Jakieś dwa miesiące temu przypomniałam sobie, że nikt tak nie pisał o prowincji, a ja teraz sama mieszkam w małym, prowincjonalnym do bólu angielskim miasteczku. Obejrzeliśmy jeszcze raz „Potępienie” i popatrzyliśmy na siebie z partnerem i pokiwaliśmy głową, że to identyko jak w naszym małym Portishead. A potem wzięłam się za wywiady z pisarzem, który opowiada, jaką traumą było dla niego mieszkanie w prowincjonalnej Gyuli w latach 60. i 70., i jak dopiero jako starszy mężczyzna odważył się tam wrócić. Mówił o tym, że w domach kultury uczył czytać niepiśmienne romskie dzieci i że stracił pracę po tym, jak jeden z domów kultury został podpalony przez wściekłych chłopów, którym nie w smak były takie bezeceństwa, jak tolerancja dla Romów. Podobno nie mając biurka, całe lata spędził na „pisaniu w głowie” i zapamiętywaniu tak napisanych całych stronic. Jego ukochaną pracą była posada nocnego stróża na mlecznej farmie, a dziś mieszka sobie w Trieście, jak Joyce, i chodzi codziennie na spacerki. Ostatnia książka Krashnahorkaia, „Herrscht 07769”, to jednozdaniowa (!) opowieść o delikatnym, nieco opóźnionym w rozwoju chłopaku z miasta koło Turyngii w Niemczech, wyrzuconym z pracy w piekarni, Pod skrzydła bierze go właściciel firmy sprzątającej, gangster i neonazista, znany tylko jako Szef. Pierwsze jej słowa brzmią: „Nadzieja to błąd”.

( Mintowe Ciasteczka )

Nasza strona korzysta z cookies w celu analizy odwiedzin.
Jeżeli chcesz dowiedzieć się jak to działa, zapraszamy na stronę Polityka Prywatności.