Makumba. Opowieść o moim ojcu

Makumba. Opowieść o moim ojcu

( 01.02.2024 )

Czy ci, którzy na dyskotekach skandowali „ło le le le”, na pewno śmiali się ze swoich uprzedzeń?

Olga Drenda, w bestsellerowym Słowie humoru, pisze o końcu żartów z „Makumby”. Zastanawiam się, dlaczego „Makumba”, wbrew intencjom autorów, niemal od razu straciła antydyskryminacyjny wydźwięk. Czy ci, którzy na dyskotekach skandowali „ło le le le”, na pewno śmiali się ze swoich uprzedzeń?

Gdy chodziłam do podstawówki, „Makumba” Big Cyca z 1996 roku była przebojem na szkolnych dyskotekach. „Makumba, Makumba, Makumba ska. Polska Afryka, Afryka Polska”. Słysząc refren, dwa pierwsze zdania i „ło le le le”,  pewnie tańczyłam razem z innymi dziećmi. Wszyscy znali te słowa. Nie przypominam sobie, żeby utwór wzbudzał we mnie silne emocje. Nie płakałam z jego powodu, raczej towarzyszyło mi uczucie cichego zażenowania. Z tamtego okresu pamiętam jeszcze jedną sytuację. Wracałam zimą ze szkoły. Byłam już niedaleko domu, gdy przechodzący obok mnie chłopak rzucił w moją stronę: „Makumba”. Jak do tego doszło?

„Mieszkać w Afryka przyjechać do Polski”

„Mój ojciec Makumba być królem wioski”. Mój ojciec pochodzi z Ghany. Ani on, ani jego ojciec nie byli żadnymi królami wiosek i nie należeli do królewskiego rodu Asante. Brytyjczycy skolonizowali teren obecnej Ghany w 1901 roku. Ponad pół wieku później, w 1957 roku, mieszkańcy Złotego Wybrzeża wywalczyli sobie niepodległość pod przywództwem intelektualisty i promotora panafrykanizmu, Kwame Nkrumaha. Mój ojciec urodził się w 1965 roku, w kraju, który od kilku lat próbował zastąpić kolonialne struktury nowoczesnym państwem. Choć Nkrumah zyskał przydomek Odkupiciel (w języku akan Osagjefo), jego rządy niebezpiecznie zbliżały się do dyktatury. Rok później został obalony. 

*Reklama

„Ja mieszkać w Afryka przyjechać do Polski”. Ilekroć przyglądam się temu zdaniu, zastanawiam się, czy kiedykolwiek powiedziałam komuś, że mieszkam w Europie? Nie przypominam sobie takiej sytuacji. O europejskiej tożsamości zaczęto w Polsce uczyć, gdy zbliżała się perspektywa dołączenia naszego kraju do Unii Europejskiej. W 2004 roku, gdy dokonano akcesji, chodziłam jeszcze do podstawówki. Po dwudziestu latach wciąż mówię, że jestem z Polski, a nie z Europy. Mój ojciec urodził się w kraju, gdzie, podobnie jak w Polsce, ze względów historycznych ważne było budowanie tożsamości narodowej. Myślę, że w związku z tym musiał mieć dość jasne poczucie przynależności. Prawdopodobnie mówił, że przyjechał z Ghany, a nie z Afryki.

Czarny ginekolog z Pasłęka

Długo nie pamiętałam, co było dalej w „Makumbie”. Gdy sprawdziłam resztę tekstu, odkryłam, że to mogłaby być opowieść o moim ojcu. Przynajmniej częściowo. 

Podobnie jak bohater piosenki, przyjechał do Polski w połowie lat osiemdziesiątych. Oferowano wtedy stypendia dla studentów z różnych państw Globalnego Południa. W tamtym okresie przyjmowano rocznie nawet 180 stypendystów z krajów afrykańskich. Każdy z nich odbywał kurs przygotowawczy z języka polskiego w Łodzi. Wers: „Ja uczyć się ciężko waszego języka” nawiązuje do tego obowiązkowego etapu edukacji. Stypendia miały reprezentować ideowy sojusz bloku wschodniego z krajami postkolonialnymi. Proces międzynarodowej wymiany zakończył się wraz z upadkiem muru berlińskiego. 

Makumba zakochuje się w Helenie. Biorą ślub, mają dzieci, rodzice „z Afryka” przysyłają prezenty, trafia im się mieszkanie, mają nawet bulteriera. Makumba ma samochód, karierę i do szczęścia brakuje mu tylko legitymacji KPN-u, partii, która w 1996 roku zaczęła się rozpadać. Jak pisze Drenda, do stworzenia tekstu o Makumbie Skibę zainspirował reportaż o czarnym ginekologu z Pasłęka. Mój ojciec także skończył medycynę.

Nagroda za „Makumbę”

U Drendy temat Makumby pojawia się w rozdziale „Kiedy żart przestaje być śmieszny” w części Koniec jajcarstwa. Makumba powstał jako jednoznaczny manifest antyrasistowski, oparty na prostym zabiegu – widziane oczami «innego», społeczeństwo zobaczy swoje wady i grzechy, ale krzywe zwierciadło dowcipu pozwoli zamortyzować krytykę i uczyni ją strawniejszą” – pisze autorka.

Dziękujemy!

Rzeczywiście, w kilku wersach „Makumba” opowiada o skinheadach, którzy „żyć nie dają”, za to dają „w zęby”. Skiba pisze sentencjonalne: „Polacy rasiści każdy to powie/ I nikt tu nie lubić czarny człowiek”. Przez wiele lat nie pamiętałam o tym fragmencie. Drenda wspomina, że Big Cyc dostał za „Makumbę” nagrody za promowanie postaw antydyskryminacyjnych. Jedną z nich przyznało między innymi Towarzystwo Przyjaźni Polsko-Afrykańskiej, założone w latach sześćdziesiątych jako element strategii politycznej PRL-u wobec państw postkolonialnych. 

Innym gestem potwierdzającym pozytywną wykładnię utworu była nagroda ambasadora Nigerii. Drenda wspomina też komentarz Marcina Kornaka ze Stowarzyszenia Nigdy Więcej, który w 1996 roku chwalił Makumbę. Kornak w latach 1987–2009 tworzył Brunatną Księgę, dokument zbierający polskie przestępstwa z nienawiści.  „Jako utwór antyrasistowski jest nie do przecenienia. Uczynił kwestię rasową bardzo sympatyczną i miłą do przyswojenia. Big Cyc to może kabaret, ale dociera z podstawowymi kwestiami do dzieciaków i to się liczy” – cytuje Drenda.

Autorka pisze, że piosenka „została wbrew intencjom przechwycona przez tych, w których celowała”. Opisuje moment z 2021 roku, gdy Big Cyc nagrał charytatywny cover utworu dla dzieci pod opieką polskich misjonarzy w Republice Środkowoafrykańskiej. Przywołuje falę poprawności politycznej i negatywnych komentarzy ze strony niebiałych Polaków (jestem autorką jednego z nich), które ostatecznie posłały utwór do lamusa. Drenda nie tłumaczy jednak, dlaczego piosenka została przechwycona. Czy ci, którzy na dyskotekach skandowali „ło le le le”, na pewno śmiali się ze swoich uprzedzeń?

Co było śmieszne w 1996 roku?

Moim zdaniem wielu słuchaczy nie śmiało się z siebie, lecz z potocznie rozumianej afrykańskości, opisanej przez zestaw cech, które najbardziej bawią Polaków. Z pidżynowego brzmienia języka polskiego w czarnych ustach, z imienia brzmiącego podobnie do Bambo, z prześmiewczego „ło le le” nawiązującego do tradycyjnych zaśpiewów z kontynentu. Gdy jako dziecko słyszałam „Makumba ska”, myślałam, że chodzi o kobiecą wersję imienia. Nie znałam wtedy jamajskiego ska, brytyjskich modsów i skinheadów z lat sześćdziesiątych, którzy jeszcze nie byli neonazistami. 

Dziękujemy!

Joel Pedro Muianga – znany z teledysku zespołu Big Cyc, 'Makumba’, nauczyciel WF-u i trener fitness

Myślę, że nie byłam odosobniona w takiej interpretacji. W potocznym odbiorze znaczenie słowa Makumba oderwało się od pierwowzoru. W Kongu i Zambii Makumba to rzadkie imię, nieco częściej pojawia się jako nazwisko, ale w Polsce raczej nikt o tym nie wiedział. Wydaje mi się też, że w tamtych czasach mało kto kojarzył ten wyraz z praktykami religijnymi przywiezionymi przez afrykańskich niewolników do Ameryki Południowej. Hasło „Makumba” oddzieliło się od swojego prawdziwego znaczenia oraz intencji autora piosenki. Stało się niemal bezpłciowym stereotypem, zlepkiem polskich wyobrażeń o Afrykanach. Z tego powodu myślimy „ta Makumba”, a nie „ten Makumba”. Nikt nie pamięta, o co i o kogo chodziło w tekście utworu.

Kazik

Próbując zrozumieć, dlaczego piosenka „Makumba” bawiła, aż przestała śmieszyć, przypominam sobie inny utwór z tamtej dekady. Cztery lata po Big Cycu Kazik nagrał piosenkę „Mazzieh (African in Paris)”. Tekst napisał na podobnej zasadzie, co Krzysztof Skiba „Makumbę”. O karierze Mazzieha, młodego piłkarza wypatrzonego w Lagos przez łowcę talentów, który zostaje „pope of St. Germain”, opowiada jego brat. Kazik udaje Nigeryjczyka mówiącego uproszczonym angielskim, co w połączeniu z polskim akcentem tworzy dziwny językowy konglomerat. 

W jednej ze zwrotek Mazzieh trafia do Legii Warszawa i zdobywa dziesięć goli w polskiej lidze (to dość oczywiste nawiązanie do Nigeryjczyka Emanuela Olisadebe, choć w tamtych latach grał w Polonii Warszawa). Potem opuszcza nasz kraj, wykupywany przez kolejne europejskie kluby piłkarskie. „Mazzieh’s international star/ he got big house and brand new car/ took family to Paris/ he was one of six stranieris”. 

Pomimo oczywistych analogii, utwór nie zdobył takiej popularności jak „Makumba”. Płyta Melassa nie powtórzyła sukcesu 12 groszy, a triumfował wtedy inny kawałek opowiadający historię ekspatów: „Natalia w Bruklinie” drugiego zespołu Kazika – El Dupa. „Mazzieha” znali pewnie tylko wierni fani.

Dziękujemy!
( Sztuka ) ( Rozmowa ) ( Aleksander Hudzik ) ( Arek Kowalik )

„Dziś z AI rozmawia się tak jak z drugim artystą”. Sztuka a sztuczna inteligencja

Gdyby „Mazzieh” trafił na listy przebojów, czy ktoś kiedyś zawołałby za mną: „Mazzieh”? Czy Mazzieh stałby się hasłem zbierającym stereotypowe wyobrażenia o Afrykanach? Wydaje mi się, że język angielski skutecznie obronił kawałek Kazika przed podzieleniem losu Makumby. W tamtych czasach nikt nie słuchał angielskich piosenek ze zrozumieniem. Dziś nikt o „Mazziehu” nie pamięta.

„Słowo humoru”

Czy historia „Makumby” znalazła się w książce o zmieniającym się humorze dlatego, że krytykowała polskich skinheadów, którzy w latach dziewięćdziesiątych lubili pokazać czarnym studentom, gdzie ich miejsce, a jej refren miał początkowo brzmieć: „Jak trudno żyć w Polsce, gdy krew leci z nosa”? Nie sądzę. Olga Drenda opisuje, co miało być obśmiane (polscy rasiści), lecz nie zagłębia się w to, co rzeczywiście śmieszyło.

Jeśli więc dowcip przestaje śmieszyć, widocznie zdezaktualizował się jakiś wzorzec, to, co uznaje się za decorum, co wypada. Wspólnota śmiechu, połączona znajomością jednakowych kodów, rozpada się” – pisze we wstępie do wspomnianego rozdziału. Ten fragment wydaje mi się kluczowy dla zrozumienia, dlaczego utwór Big Cyca szybko stracił antydyskryminacyjny wymiar. Otóż takie mieliśmy decorum, że śmialiśmy się z tych wszystkich elementów inności wrzuconych do worka stereotypów spod znaku wioskowego króla, który przyjechał z Afryki. 

Jednocześnie „Makumba” śmieszyła, bo wprowadzała pewien dysonans: oto „Murzyn” (bo tak go nazywaliśmy) zamiast lwa ma bulteriera, zamiast dzidy samochód, zamiast wielu żon, jedną polską Helenę. Wydawało nam się to zabawne, bo nie pasowało do wizji złożonej z naszych uprzedzeń, którą traktowaliśmy jak prawdziwy obraz Afrykanów.

Zgadzam się z tym, w jaki sposób Drenda tłumaczy, że „Makumba” przestała być dobrym żartem. „Przez ponad dwie dekady radykalnie zmieniło się w Polsce pojmowanie rasizmu (…) W przypadku naszego kraju możemy mówić w pewnym sensie o wybudzeniu z wymuszonej historii amnezji”. Gdy dorosły osoby, które nie przyjechały z afrykańskich wniosek, tylko wychowały się w Polsce, okazało się, że niekoniecznie potrafią się śmiać ze stereotypowych opowieści o swoich czarnych ojcach. Dla nich intencje muzyków stały się drugorzędne. Być może nigdy nie odczuli antydyskryminacyjnego przesłania piosenki, bo dotykała ich tylko dosłowny przekaz, który przez lata wywoływał uśmiechy na twarzach ludzi skandujących „ło le le le”. 

Czytaj też: Olga Drenda smiles in Polish

Dziękujemy!

Oliwia Bosomtwe

( Mintowe Ciasteczka )

Nasza strona korzysta z cookies w celu analizy odwiedzin.
Jeżeli chcesz dowiedzieć się jak to działa, zapraszamy na stronę Polityka Prywatności.