Modernizm w Ukrainie. Wystawa w trybie pilnym
Prezentowane dzieła, pochodzące głównie z Narodowego Muzeum Sztuki w Kijowie, zostały potajemnie przewiezione przez polską granicę ciężarówkami austriackiej firmy transportowej, która nie zdążyła się jeszcze ewakuować z Ukrainy. Wystawa w Royal Academy of Arts (Londyn).
Dla wielu miłośników tak zwanej „radzieckiej awangardy” pełnoskalowa inwazja na Ukrainę 24 lutego 2022 była impulsem do otrzeźwiającego rozliczenia. Dotyczyło ono przynajmniej dwóch rzeczy: po pierwsze, uznania, że wschodnioeuropejska awangarda została w toku swojej recepcji w dużej mierze zrusyfikowana, a od kilkudziesięciu lat na Zachodzie powtarzana jest narracja, zgodnie z którą większość awangardystów pochodzących z państw satelickich było etnicznymi Rosjanami lub nieokreślonej, „radzieckiej” narodowości. Dziś oczywistością jest też to, że polityka Związku Radzieckiego wobec ościennych krajów była kolonialna, i że był to ten sam kolonializm, przeciwko któremu pisał Edward Said. Przez wiele lat putinowska, kapitalistyczna Rosja robiła wszystko, aby odebrać Ukraińcom ich odrębną tożsamość. Choć po upadku ZSRR w 1991 w wielu krajach postradzieckich uczyniono wszystko, by potępić komunistyczną przeszłość, Ukraina była tego przeciwieństwem, wciąż pozostając pod politycznym butem Rosji, z marionetkowymi wobec niej politykami. Wielu zachodnich lewicowców odmawiało dyskusji na ten temat, widząc we współczesnej Rosji – co wydaje się absurdalne zwłaszcza dziś – „alternatywę” dla amerykańskiego imperializmu.
Jednak awangardziści tworzący w Związku Radzieckim w jego początkowej fazie – futuryści czy konstruktywiści, większość z nich o marksistowskich przekonaniach – nigdy nie byli wygodni dla nikogo. W okresie stalinowskim byli przypomnieniem wczesnych, naprawdę emancypacyjnych rewolucyjnych idei estetycznych i politycznych, które zostały brutalnie zlikwidowane na rzecz stalinizmu i socrealizmu. W czasach Chruszczowa i Breżniewa też nie pasowali do ogólnej narracji dobrobytu – zanadto przypominali Rosji o jej stalinowskich grzechach. Z kolei w kapitalizmie lat dziewięćdziesiątych ukraińska awangarda była niewygodna, bo niewygodne było wspomnienie samego komunizmu.
Pogodzenie nacjonalizmu i komunizmu nie wydaje się możliwe (choć teoretycznie miał być nim okres stalinowski). W Ukrainie sztuka awangardowa rozwijała się do około 1932 roku, kiedy należący do niej artyści zostali zabici lub wypędzeni, a kulminacją tego okresu była ogromna trauma, jaką do dziś jest Wielki Holodomor. Przez całe dekady awangarda przestała być priorytetem muzeów. Tymczasem od lat 60. i 70. XX wieku, kiedy zakończył się najtrudniejszy okres zimnej wojny, blok wschodni stał się bardziej dostępny dla Zachodu, a ten oszalał na punkcie niezwykle oryginalnej sztuki „radzieckich” artystów rewolucyjnych. Większość badaczy do tej pory wywodzi się z Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych. Kazimierz (na wystawie nazywany Kazymyrem, w książkach anglojęzycznych natomiast z rosyjska Casimirem) Malewicz to gwarancja wystawowego blockbustera nawet dla największej zachodniej instytucji, a Sonia Delaunay, Alexandra Exter czy El Lissitzky to nazwiska znane każdemu, kto interesował się sztuką nowoczesną.
Dlatego wystawa „W oku cyklonu. Modernizm w Ukrainie 1900-1930”, która trwa do połowy października w Royal Academy of Arts w Londynie, jest tak istotnym wydarzeniem. Przywraca ona Ukraińcom możliwość wypowiadania się o własnym dziedzictwie artystycznym. Po inwazji rosyjskiej zagrożone zniszczeniem prace należało jak najszybciej wywieźć z Ukrainy i ocalić przed zniszczeniem. Kurator „W oku cyklonu”, Konstantin Akinsza, wiedział, że Rosjanie mieli na celu między innymi niszczenie obiektów sztuki ukraińskiej, aby tym skuteczniej zatrzeć jej odrębną kulturę i tożsamość. Wiosną 2022 roku, po zbombardowaniu Mariupola, Chersonia i Odessy, siły rosyjskie przesuwały się w stronę Kijowa, trzeba więc było działać szybko. Akinsza, który znał między innymi Francescę Thyssen-Bornemiszę, kolekcjonerkę, córkę założyciela słynnego madryckiego muzeum, za jej pośrednictwem dostał zielone światło na zorganizowanie wystawy w trybie pilnym. Prezentowane dzieła, pochodzące głównie z Narodowego Muzeum Sztuki w Kijowie, zostały potajemnie przewiezione przez polską granicę ciężarówkami austriackiej firmy transportowej, która nie zdążyła się jeszcze ewakuować z Ukrainy. Dzięki wzorowej współpracy polskich i ukraińskich dyplomatów udało się w błyskawicznym tempie załatwić odpowiednie papiery. Kilka dni później na Kijów spadły bomby.
To koszmarna, a zarazem krzepiąca historia, bo z fascynującej narracji Akinszy wynika, że niewiele brakowało, by wystawa nigdy nie powstała. Kurator chodził za rozmaitymi europejskimi instytucjami od 2018 roku, kiedy w Muzeum Ludwig w Budapeszcie udało mu się zorganizować świetną wystawę współczesnej sztuki ukraińskiej „Permanent Revolution. Ukrainian Art Today”. Wiadomo było, że przedsięwzięcie będzie wyzwaniem ze względu na węgierskie poparcie dla Putina (władze w ostatniej chwili próbowały storpedować wystawę), ale zorganizowania kolejnych wydarzeń odmówiły potem ważne instytucje, między innymi w Niemczech i Wielkiej Brytanii. Powód: stała współpraca tych muzeów z Trietiakowską Galerią w Moskwie i innymi rosyjskimi instytucjami i strach przed popsuciem tych stosunków. Z pewnością wielki sukces „Oka cyklonu” – od 2022 roku wystawa zdążyła już zagościć w Musée des Beaux Arts w Brukseli i w Belwederze w Wiedniu – będzie miał ogromny wpływ na zmianę postrzegania modernistycznego kanonu. Co jednak wspaniałe, twórcy wystawy nie próbują na siłę ukrainizować Malewicza i innych, ale raczej przybliżyć nam renesans sztuki, który miał miejsce w Ukrainie, a zwłaszcza w Kijowie, tuż po pierwszej wojnie światowej.
Ukraina proklamowała się republiką radziecką w 1921 roku, a w 1922 została włączona do ZSRR. Stało się to po kilku latach niezwykle krwawej wojny domowej, podczas której w Ukrainie przebywało aż sześć różnych europejskich armii. Po wybuchu rewolucji październikowej Ukraina, tak często okupowana przez inne imperia (w tym Rzeczpospolita Obojga Narodów) dostrzegła w tym wydarzeniu szansę na niezależność. Początki były obiecujące: w 1917 roku Ukraińska Rada Centralna, czyli tymczasowy komunistyczny rząd, wprowadziła ustanowienia o wolności słowa i prawo do posługiwania się językami mniejszości, dlatego wielu Żydów, między innymi El Lissitzky czy Alexandra Exter, spędziło w Kijowie kilka bardzo płodnych lat. Z kolei bracia Burliuk, Dawid i Wołodymyr, choć są zaliczani do „rosyjskich futurystów”, w istocie spędzili większość życia między Charkowem a Odessą.
Artyści byli zaangażowanymi komunistami, a że w słabo zindustrializowanej Ukrainie proletariat nie był liczną grupą społeczną, inspirowali się ukraińską sztuką ludową, by do rewolucji włączyć chłopstwo. W tym nurcie na wystawie można podziwiać niezwykłe futurystyczne portrety Oleksandra Bohomazowa, który przedstawiał chłopów w psychodelicznych barwach. Inni z kolei sięgali do tradycji rycin zwanych lyubokami, co wida na obrazie Fotograf Ivana Padalki, na którym grupa chłopów pozuje do zdjęcia, ukazując w ten sposób nadejście nowoczesności. Popularną formą ekspresji nowej sztuki był też teatr, a na wystawie najpiękniejsze prace ukazują właśnie projekty kostiumów, głównie autorstwa scenografki Alexandry Exter. Artyści projektowali również kluby robotnicze i kawiarnie, a Kijów w latach dwudziestych musiał być niezwykle kosmopolitycznym miejscem, w którym sam Malewicz też czuł się najlepiej.
Ukraińscy twórcy nie obawiali się trudnych tematów. Mihail Szechtner w Żydowskim pogromie nawiązywał do morderstw na Żydach w czasie rewolucji, a Anatol Petrytskiy we wzruszających Niepełnosprawnych (1926) korzysta ze stylu przypominającego realizm Neue Sachlichkeit, ale bez charakterystycznej dla niego groteski. Praca, która najbardziej zapadła mi w pamięć, była jedną z ostatnich: Na strzelnicy (1932) nieznanego mi wcześniej Semena Yoffe. W ciemnym wnętrzu znajdują się dwie kobiety, jedna w ubraniu wzorowej pionierki, druga odziana w tajemniczą czerń. Postaci są namalowane w estetyce mojego ulubionego radzieckiego malarza Aleksandra Dejneki i wspólnie tworzą symboliczną scenę przedstawiajacą krwawe koszty rewolucji.
Co przyszło później, wiemy wszyscy. Bujny rozwój kultury ukraińskiej i przyzwolenie na ukrainizację przestały podobać się Stalinowi, rozpoczęły się czystki, a większość artystów, których dzieła są dziś częścią wystawy – została rozstrzelana. Terror stalinowski od początku obrał za cel Ukraińców, nazywając ich „burżuazyjnymi nacjonalistami”, a potem Wielki Głód zabił od 3,5 do 5 milionów członków tego narodu. Dzieła albo zniszczono, albo pochowano w archiwach.
Dlatego „W oku cyklonu” jest niemalże jak „drugie przyjście”. Kiedy Zachód „odkrywa” wschodnioeuropejską awangardę w latach sześćdziesiątych, następuje rusyfikacja kanonu i potrzeba było kilku rewolucji i wojny, aby odkryć go ponownie. Najbardziej jednak doceniam stosunkową bezstronność wystawy. Kuratorami nie kieruje prosty rewanżyzm, lecz potrzeba uzupełnienia historycznego kanonu. Awangarda w wydaniu tej wystawy jest prawdziwie kosmopolityczna, jak sam Kijów w latach dwudziestych ubiegłego wieku, kulturowy tygiel, w którym obok siebie tworzyli Żydzi, Polacy, Ukraińcy, Rosjanie i inni. Co istotne, wystawa psuje dobre samopoczucie turystów z całego świata, przypominając, że wojna nie zmierza ku końcowi, Ukraina nadal jest okupowana przez wroga, a mimo to nadal udaje jej się opowiadać swoją historię.
In the Eye of the Storm. Modernism in Ukraine, 1900-1930
Royal Academy of Arts, Londyn, 29 czerwca – 13 października
Kultura obowiązkowa 16–22 września
Rybnik Foto Festival, „Porażka rozumu” Pawła Kowalewskiego w Radomiu i „Referencje sztuki” w Krakowie. Do tego Jesienne Targi Książki w Warszawie i festiwale Digital Cultures i ...
czytaj więcej ->Mieć dzieci i nienawidzić dzieci. Rozmowa wokół książki „Zakaz gry w piłkę” [podcast]
Wiśniewski twierdzi że „Zakaz gry w piłkę” jest zachętą do rozmowy o polskiej dzieciofobii, a Peresada – że książka nie spełnia tego wymagania. Przede wszystkim nie ma w niej od...
czytaj więcej ->I taki to był tydzień w kulturze. FEST i Fyre Festival – zmartwychwstanie
FEST Festival deklaruje pełną transparentność. Na stronie umieścił nawet licznik sprzedanych biletów aktualizowany w czasie rzeczywistym. Tylko chyba znów nie zdążył poinformowa...
czytaj więcej ->