Na wzór antycznej tragedii. Toni Morrison

Na wzór antycznej tragedii. Toni Morrison

( 24.11.2023 )

Od początku gra z gatunkiem: skala okrucieństwa wydaje się tak absurdalnie wielka, że dziś równać się może tylko z filmami gore lub dokumentami opisującymi zbrodnie. Agnieszka Budnik o dziełach Toni Morrison

W wersji, którą ja znam, kobieta jest córką niewolników, czarną Amerykanką, i mieszka sama w małym domku za miastem

– z wykładu noblowskiego

Niemal czterdzieści lat po amerykańskim wydaniu Beloved, drugi przekład Umiłowanej (tym razem autorstwa Kai Gucio) trafia – no właśnie – w co? W pustkę? W niszę? W limbo hali dystrybutora? Porozmawiajmy o Toni Morrison.

Z Toni, a właściwie Chloe Anthony Wofford-Morrison, trudno wyciągnąć jeden cytat, który oddałby sprawiedliwość jej talentowi pisarskiemu. Z Toni, bo trudno też rozdzielić aktywistyczną pracę Morrison od celów, które obrała w swojej twórczości – elementy zaczerpnięte z własnej biografii, historii rodzinnych i kwerend dotyczących losów niewolniczek i niewolników przenikały do kolejnych powieści pisarki. Morrison była drugim z czworga dzieci w rodzinie, której nie ominęły rasistowskie incydenty, w tym podpalenie zamieszkiwanego domu przez właściciela budynku z powodu braku opłaty za czynsz, gdy Chloe miała zaledwie dwa lata. Wpływ tradycji południowych w jej wychowaniu nie pozostawał bez znaczenia: dziadek ze strony matki przeniósł bowiem swoją rodzinę z Kentucky do Ohio, aby uciec przed prześladowaniami i ubóstwem w swoim rodzinnym stanie. Obok przekazywanych z pokolenia na pokolenie świadectw, kanwą dla Umiłowanej stało się napięcie między kulturą dwóch stanów – Kentucky i jego niewolniczych farmach oraz ziemi wolnych ludzi w Ohio.

Herstory to za mało

*Reklama

Ten spójny projekt życiopisania został doceniony nawet przez Akademię Szwedzką. Piszę „nawet”, bo biała nagroda europejskiego salonu powinna cieszyć się z tego, że pisarka przyjęła medal. Literacka Nagroda Nobla z 1993 roku po raz pierwszy trafiła bowiem do czarnej kobiety rekonstruującej blackstory.

Morrison zarówno w powieściach, jak i zebranych pismach wydobywa na światło dzienne to, co starano się unieważnić i wymazać. Metafora mroku i blasku nie pozostaje tu bez znaczenia, sięgając punktu kulminacyjnego w Umiłowanej – powieści, którą okrzyknięto arcydziełem, a w 2014 roku włączono w poczet najważniejszych dzieł ubiegłych dwudziestu pięciu lat w zestawieniu „The New York Times”. Na przekór medialnym zachwytom (wspominałam już, że w filmie na podstawie Beloved zagrała Oprah Winfrey?), warto wyróżnić fakt, który bywa pomijany w recenzjach dorobku Morrison: w kolejnych powieściach pisarka nie osuwa się w felietonowy banał. Zamiast ulec pokusie prostego wyłożenia prawd (a chyba możemy się zgodzić z tym, że niewolnictwo należy potępiać, rasizm jest godny pogardy, a równość powinna być oczywistością), wybrała cierpliwość, dbałość o literacką formę i zróżnicowanie języka.

Siłą prozy Morrison jest to, że odtwarza strach, upokorzenie i zagubienie bohaterów – w somatycznej wręcz formie. To coś więcej niż hołd złożony nieludzko (dosłownie) traktowanym niewolnikom i niewolniczkom żyjącym w dziewiętnastowiecznej Ameryce. Pisarka rozlicza też krzywdy wyrządzone przez białych i konfrontuje swoich czytelników z tymi przewinami. Opowieści Morrison przeszywają na wskroś.

Zmarli-żywi i żywi-zmarli

Ci, którym udało się przedostać do północnych, wolnych (lub w praktyce: wolniejszych) stanów, mieli za sobą ciężką traumę – i nie mówię tu tylko o okaleczeniu ciała. W narracjach o niewolnictwie cierpienie częstokroć przeradzało się w mistycyzm: wielokrotnie rozcięte biczem plecy stawały się kwitnącymi drzewami, pusty wzrok widział zmarłych, a zamordowani kręcili się po miejscach, z których ich wypędzono. 

Morrison urodziła się w rodzinie głęboko związanej z kulturą afroamerykańską. Opowieści, piosenki i folklor były ważną częścią zarówno jej dzieciństwa, jak i warsztatu pisarskiego. Historie z pogranicza światów były nie tylko środkami wyrazu czy źródłem radości (to też), ale zwłaszcza narzędziami umożliwiającymi przetrwanie pamięci. Po ukończeniu studiów, Toni rozpoczęła karierę akademicką, ucząc najpierw na Texas Southern University, a następnie na swojej Alma Mater – Howard University. W 1965 roku dołączyła do Random House jako redaktorka prozy i zaczęła kształtować głosy innych czarnoskórych autorów i autorek (współpracując między innymi z Angelą Davies). W czasie pracy w oficynie, która miała stać się jedną z ważniejszych na świecie, Morrison nie zarzuciła pracy w archiwach.

W 1974 roku Random House opublikowało książkę-kolaż The Black Book. Książka powstała w geście sprzeciwu wobec stereotypowych przekonań o ubogiej tradycji czarnej ludności w Nowym Świecie: zestawiając różne dokumenty historyczne, dzieła sztuki, nekrologi, reklamy, wnioski patentowe, fotografie i inne materiały, autorzy stworzyli coś na kształt albumu czy panoramy życia Afroamerykanów, często niepiśmiennych, którym odmówiono jakiejkolwiek reprezentacji. Morrison, będąc wówczas redaktorką w Random House, pracowała przy The Black Book anonimowo, choć jej wiersz pojawił się na obwolucie książki. 

Dziękujemy!

Toni Morrison fot. Timothy Greenfield-Sanders

„Czy arcydzieła istnieją naprawdę?”

Niedługo potem Morrison zrezygnowała z pracy w wydawnictwie i skupiła się na zawodzie pisarki. Wypracowane wcześniej techniki – wykorzystywanie poetyckiego stylu narracji i przeplatanie mitów z biografiami zapomnianych – stały się znakiem rozpoznawczym działaczki i artystki. Morrison wiele wniosła do tradycji amerykańskiej powieści, tworząc skomplikowane fabuły, w których istotną rolę często odgrywał strumień świadomości zmarłych postaci.

Wydana po raz pierwszy w 1987 roku Umiłowana jest zwieńczeniem całego programu artystycznego Morrison. Książka była pierwszym krokiem do werdyktu Akademii Szwedzkiej, który zapadł sześć lat później. I rzeczywiście, Beloved jest tekstem arcydzielnym. Dlaczego?

Mianem arcydzieła opatruje się tekst, gdy ten zapracuje na to miano. Co ważne, tylko niektóre teksty mogą stać się arcydziełami w danym kręgu kulturowym. Nie oznacza to jednak, że wszystkie inne dzieła, które nie zostały uznane za warte przeczytania (bo chyba do tego sprowadza się w praktyce ów termin), rzeczywiście nie zasługują na lekturę. Z perspektywy czasu nie da się jednak podważyć arcydzielnego charakteru Umiłowanej. Listy najważniejszych powieści naszych czasów? Checked. Światowe uznanie? Checked. Najważniejsze nagrody? Checked. Aktualne kwestie społeczne? Checked. Najważniejsze jest jednak to, jak Morrison skonstruowała swoją opowieść.

Saga niewolników i niewolniczek

Na początku sprawa wydaje się jasna: ot, nawiedzony dom, nazywany po prostu 124, od jego numeru. Znamy tę historię: zła energia wpływa na życie domowników, mści się na mieszkańcach, doprowadza do widowiskowego punktu kulminacyjnego (mile widziane opętanie lub inna forma paranormalnych zawirowań), a potem zostaje wypędzona na  wieczność. W świecie znów panuje porządek, a nasze lęki i strachy uśpiło katharsis. I horror gotowy. 

Morrison od początku gra z gatunkiem: skala okrucieństwa wydaje się tak absurdalnie wielka, że dziś równać się może tylko z filmami gore lub dokumentami opisującymi zbrodnie. Żelazne kneble wybijające dolne rzędy zębów, transakcje sprzedaży rozdzielające rodziny, mordercza praca i biczowanie – to tylko fragment codzienności czarnych niewolników. Skalę tego ludobójstwa tak wieloaspektowo oddać może jedynie potomkini bądź potomek prześladowanych. Każda inna próba opisu doświadczeń mniejszości byłaby zawłaszczająca. A mowa tu tylko o fikcji – opartej na losach Margaret Garner, zbiegłej z plantacji w Kentucky w 1856 roku – ale wciąż fikcji. 

„Każdy dom w tym kraju jest po same krokwie pełen rozpaczy jakiegoś murzyńskiego umarlaka. Poszczęściło nam się, że nasz duch to dziecko” – powie jedna z bohaterek powieści, nestorka rodu Dzidzia Suggs. Nie da się, przekonuje pisarka, opowiedzieć o historii Stanów Zjednoczonych bez uwzględniania systemowego mordu czarnej i rdzennej ludności. 

Dziecięcy duch nie jest jednak istotą, którą można zbyć machnięciem ręki. Bo choć rodzina – a właściwie kilka pokoleń kobiet, którym udało wyrwać się z gospodarstwa o przewrotnej nazwie Nasz Dom – przez pewien czas koegzystowała z duchem, traktując magię jakby to był zwykły element dnia, ugoda między zjawą dwulatki a jej matką, siostrą i babką zmienia się w relację pasożytniczą. Wcześniej jednak warto wspomnieć o cielesności, której w powieści pełno: namiętny seks, fizjologiczne reakcje ciała po porodzie, pot i taniec do granic przytomności.

– Tutaj, w tym miejscu, jesteśmy ciałem – mówiła. – Ciałem,

które płacze i które się śmieje; ciałem, które boso tańczy na

trawie. Miłujcie je. Miłujcie mocno. Oni tam, po drugiej stronie,

nie miłują waszego ciała. Oni nim gardzą. Nie miłują waszych

oczu, najchętniej by je wam wyłupili. Nie miłują też skóry na

waszych grzbietach. Tam, po drugiej stronie, oni ją zdzierają.

I, ludu mój, ludu, oni tam nie miłują waszych rąk. Oni je tylko

wykorzystują, krępują, zakuwają, odcinają i zostawiają puste.

Miłujcie swoje ręce! Miłujcie je. Unoście je i całujcie. Dotykajcie

nimi innych, klaszczcie w nie, gładźcie nimi twarze, bo ich

Dziękujemy!
( Film ) ( Rozmowa ) ( Jakub Wojtaszczyk )

Po co człowiekowi wampiry (w kinie)

oni także nie miłują. W y macie je miłować, w y! I nie, oni tam

wcale nie miłują waszych ust. Oni tam, po drugiej stronie, najchętniej

widzieliby je zmiażdżone i zmiażdżyli je znowu. Nie

zważają na to, co wasze usta mówią. Nie słyszą tego, co wasze

usta krzyczą. Odbierają wam od ust to, co do nich wkładacie,

żeby nakarmić swoje ciało, i dają wam w zamian odpadki. Nie,

oni nie miłują waszych ust! W y musicie je miłować. Właśnie

o ciele tutaj mówię. O ciele, które trzeba miłować. O stopach,

którym potrzeba odpoczynku i tańca, o grzbiecie, któremu potrzebna

podpora, o barkach, które potrzebują ramion, silnych 

ramion, powiadam wam! I posłuchaj mnie, ludu mój, ludu,

oni tam, po drugiej stronie, nie miłują waszego karku bez 

pętli, niezgiętego. Miłujcie więc swój kark, dotknijcie go dłonią,

ozdabiajcie go, gładźcie i trzymajcie go prosto.

T. Morrison, Umiłowana, przeł. K. Gucio, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2023.

Niedookreślone z początku relacje między bohaterami, złowroga aura, folklor regionu czy osobliwe podejście do czasu przypominają inną sagę: Sto lat samotności Gabriela Garcii Márqueza z 1967 roku. I choć Morrison mogła przekuć swoją opowieść w baśniową przypowieść czy wielką metaforę na wzór Márqueza, pisarka wykorzystała całe to magiczne instrumentarium w zupełnie innym celu: hołdowaniu tradycji innej niż biała i nadziei w starciu niemożliwym.

„Ruszaj się. Idź. Biegnij. Ukryj się. Kradnij i ruszaj dalej” – pomyśli Paul D., jeden z niewielu, którym udało się uciec z plantacji. Kolejną z ocalałych przed sprzedażą i przyszłością „rozpłodowej Murzynki” była Sethe – synowa Dzidzi Suggs, żona Hallego, po którym zaginął wszelki słuch, oraz matka Denver, dwóch chłopców i smutnego ducha spod 124. Smutnego, nie – żądnego krwi, przynajmniej z początku.

Wszystko miało zmienić się w chwili, gdy walkę o uwagę Sethe zaczął wygrywać Paul D. Niewinna w gruncie rzeczy zjawa powróciła wówczas pod postacią tajemniczej dziewczyny, przedstawiającej się jako Umiłowana. 

Trzy części powieści, złożone z rozproszonych, uzupełniających się wzajemnie wątków, układają się na wzór antycznej tragedii. Gdy przyczyny nawiedzin wychodzą na jaw – z perspektywy kilkorga postaci – konsekwencje podjętych przed laty decyzji powodują efekt domina i prowadząc do katastrofy. Jak to w wypadku wielkiej literatury bywa, nie da się wskazać winnych z imienia czy nazwiska. Nie ma ani dobrych, ani jednoznacznie złych: przez jednych obłęd prowadzący do morderstwa jest uznawany za akt łaski, przez drugich – za przewinę, której nie da się wybaczyć.

Dziękujemy!

Przeczytaj także

( Mintowe Ciasteczka )

Nasza strona korzysta z cookies w celu analizy odwiedzin.
Jeżeli chcesz dowiedzieć się jak to działa, zapraszamy na stronę Polityka Prywatności.