Słuchacze „walczą” z muzyką Glassa. Premiera „Echnatona” w Berlinie

( 19.03.2025 )

Libretta oper Glassa różnią się od tych, które znamy z oper klasycznych. Brakuje klasycznie skonstruowanych opowieści z punktem kulminacyjnym i puentą, postaci nie prowadzą ze sobą rozmów. Dla Glassa liczy się to, jakie wartości przedstawia sobą bohater, a nie jego przeszłość.

15 marca w Komische Oper Berlin odbyła się premiera „Echnatona” Philipa Glassa w reżyserii Barrie’ego Kosky’ego. Przy okazji występu miałem okazję porozmawiać z dyrygentem Jonathanem Stockhamerem oraz barytonem Noamem Heinzem, którzy współtworzą berlińską inscenizację utworu. W Polsce wystawiono ją tylko raz – 25 lat temu w reżyserii Henryka Baranowskiego można było ją zobaczyć w Teatrze Wielkim w Łodzi.

Urodzony w 1937 roku Philip Glass to amerykański kompozytor, który jest uznawany za jednego z najbardziej wpływowych twórców końca XX wieku. Artysta określany mianem „ojca minimalizmu” tworzy muzykę, która opiera się na powtarzających się frazach i stopniowo zmieniających się warstwach dźwiękowych. Chociaż jest autorem dziesiątek oper, symfonii i koncertów, mainstreamową sławę przyniosła mu muzyka filmowa. Glass w trakcie swojej wieloletniej kariery napisał muzykę do takich klasyków kina jak „Godziny”, „Kundun” czy „Truman Show”, które przyniosły mu trzy nominacje do Oscarów, Złotego Globa, cztery Grammy i Primetime Emmy Award.

Ezoteryka i medytacja

Jonathan Stockhamer, dyrygent „Echnatona”, przyznaje, że początkowo Glass nie był jego ulubieńcem. Od zawsze bardziej ciągnęło go do innych przedstawicieli tzw. nurtu minimalistów. Stockhamer wymienia m.in. Johna Adamsa czy Steve’a Reicha jako kompozytorów bliższych jego sercu. „Glass od zawsze był artystą, którego twórczość ocierała się o pop” – wyjaśnia. Jego zdaniem muzyka Glassa od zawsze trafiała w gusta osób, którym bliskie były ezoteryka i medytacja.

„Gdybyś zapytał mnie o Glassa 20 lat temu, przyznałbym, że jego muzyka nie do końca na mnie działa” – mówi. Jego postrzeganie twórczości kompozytora zmieniło się w 2017 roku, gdy wspólnie z choreografem Sidi Larbi Cherkaouim wystawił operę „Satyagraha”. „Praca z nim pomogła mi w zrozumieć Glassa. Zobaczyć w operze, która nie opiera się na wątkach historycznych, a na symbolizmie, niesamowitą kombinację uczuć, piękna i człowieczeństwa”, stwierdza Stockhamer. 

Echna­ton (Akh­na­ten), Philip Glass, fot. Monika Ritterhaus, Komische Oper Berlin

Stockhamer wspomina, że gdy zaczynał pracę nad „Satyagrahą”, prezydentem Stanów został Donald Trump. „Miałem wrażenie, że obudziłem się w horrorze. Praca z muzyką Glassa była dla mnie jak mantra” – mówi. „Satyagraha” to opera o Mahatmie Gandhim oparta na tekście „Bhagawadgity” śpiewanym w sanskrycie.

Stockhamer wie, że opisując w ten sposób prace Glassa, korzysta ze słownictwa, które kojarzy się z medytacją i jogą – ale tak postrzega tę twórczość, mimo że nie chce brzmieć ezoterycznie. Dyrygent wyjaśnia, że na koncertach widać, jak słuchacze walczą z muzyką Glassa. „Ale w pewnym momencie, w drugim akcie Satyagahary, widziałem, jak coś przestawia się w ich głowach i oddają się temu, co słyszą. Nie szukają w niej historii i linearnej narracji, tylko skupiają na symbolizmie i mantrach.

Libretta oper Glassa różnią się od tych, które znamy z oper klasycznych. Brakuje klasycznie skonstruowanych opowieści z punktem kulminacyjnym i puentą, postaci nie prowadzą ze sobą rozmów. Dla Glassa liczy się to, jakie wartości przedstawia sobą bohater, a nie jego przeszłość.

Ravi i Glass

*Reklama

Sam Glass często otwarcie mówi o tym, że inspiruje się buddyzmem i ezoteryzmem. W 1965 roku poznał Raviego Shankara i Allę Rakha, z którymi komponował muzykę do filmu „Chappaqua”. To doświadczenie miało istotny wpływ na jego sposób postrzegania muzyki. Jego styl wykształcił się pod wpływem pracy z tą dwójką oraz ich podejścia do rytmu w muzyce indyjskiej, opartego na zgrupowanych, nieregularnych frazach, które następują jedna po drugiej.

Glass zerwał wówczas z dotychczasową twórczością, której bliżej było do prac Aarona Coplanda lub Samuela Barbera. Zamiast tego zaczął tworzyć utwory inspirowane muzyką indyjską i „poczuciem czasu kształtowanym przez twórczość Samuela Becketta” – autora, który lubował się w tworzeniu „momentów nicości”, wpędzając swoje postaci w bezruch. 

Artysta zamieszkał w Indiach, gdzie poznał tybetańskich uchodźców i zaczął skłaniać się ku buddyzmowi. W 1972 roku spotkał Tenzina Gyatso, 14. Dalajlamę, i od tamtej pory jest gorącym zwolennikiem niepodległości Tybetu.

Noam Heinz, baryton, który w „Echnatonie” wciela się w rolę generała i przyszłego faraona, przyznaje, że zderzenie się z minimalizmem po latach śpiewania Pucinniego czy Mozarta było zaskakujące.  „Występując w takiej operze, jesteś w mniejszym stopniu aktorem niż częścią jakiegoś «przeżycia», czegoś większego” – stwierdza.

Echna­ton (Akh­na­ten), Philip Glass, fot. Monika Ritterhaus, Komische Oper Berlin

Dzieło Glassa jest trzyaktową operą opowiadającą o życiu egipskiego faraona Echnatona (Amenhotepa IV). Zostało napisane w 1983 roku, a libretto stworzył Glass we współpracy z Shalomem Goldmanem, Robertem Israelem, Richardem Riddellem i Jerome’em Robbinsem. Według kompozytora dzieło to stanowi kulminację jego trylogii oper biograficznych, obejmującej także „Einstein on the Beach” (poświęconą Albertowi Einsteinowi) oraz wspomnianego „Satyagrahę” o Ghandim. Glass wybrał takich bohaterów, ponieważ hołdowali oni osobistym wizjom, które zmieniły oblicze czasów, w jakich żyli: Echnaton w sferze religii, Einstein w nauce, a Gandhi w polityce.

Czerń i biel w Berlinie

( Esej ) ( Patrycja Wieczorkiewicz )

Feministki w incelosferze

Klaus Grünberg, odpowiedzialny za stage design berlińskiej inscenizacji, zrezygnował z przepychu, z którym kojarzy nam się dziś Egipt. Nie mam tutaj folkloryzmu ani postkolonialnych dyskusji na jego temat. Zamiast tego Grünberg stworzył przestrzenie pełne bieli, czerni i kontrastów, które przykuwają oczy widzów. Ruchome elementy sceny opowiadają historię dzięki abstrakcyjnym układom ruchowym, podobnie robią to aktorzy. Czarne chmury trzymane w rękach śpiewaków, białe kule oświetlone od środka, światła opuszczające się w trakcie występu – wszystko to nadaje operze klimatu, który pozwala ją wyciągnąć z historycznego kontekstu. Barrie Kosky, reżyser „Echnatona”, skupia się też na kontrastach między ruchem scenicznym niektórych postaci a statecznością innych. Zresztą aktorzy nie boją się żyć na scenie. Nie ma tu wyłącznie śpiewu, jest dyszenie zmęczonych ciał, słychać kroki, gdy biegną, widać życie, a nie zamkniętą w pustce muzykę. 

Opera składa się z tekstów zaczerpniętych z oryginalnych źródeł. Są one wykonywane w językach, w których zostały pierwotnie zapisane. Egipskie teksty z tego okresu obejmują fragmenty „Księgi umarłych”, poematu napisanego przez Echnatona, oraz dekretów i listów z okresu amarneńskiego – siedemnastoletniego panowania faraona. Pozostałe fragmenty są wykonywane w języku akadyjskim i biblijnym hebrajskim. Hymn Echnatona do Słońca jest natomiast śpiewany w języku publiczności.

Heinz przyznaje, że śpiewanie w tych językach jest dla niego wyzwaniem. „Nie umiem mówić po włosku czy francusku, ale ich dźwięki są dla mnie znajome. Mam w głowie jakąś wizję, jak to powinno brzmieć. W wypadku Echnatona byłem tego pozbawiony – opowiada. Wokalista dodaje, że praca nad muzyką Glassa wymaga stuprocentowego skupienia. „Inaczej przegapisz jedno powtórzenie albo przegapisz swój ruch, nie ma tutaj miejsca na automatyzm” – stwierdza. „Cały czas jesteś w swojej głowie, bo nie wystarczy, że zaśpiewasz odpowiednie nuty. Twój umysł cały czas analizuje, co powinno być dalej” – stwierdza.

Echna­ton (Akh­na­ten), Philip Glass, fot. Monika Ritterhaus, Komische Oper Berlin

„Dla uproszczenia staramy się po prostu nazywać struktury dźwiękowe w taki sposób, aby łatwiej było je zapamiętać. Na przykład teraz śpiewamy cztery razy tortille, a potem trzeba zastosować dwa razy czipsy” – opowiada i zaczyna śpiewać przykładowe frazy.

Muzyka klasyczna w ostatnich latach nie przyciąga już dużych publiczności. Twórczość Glassa jest o wiele bardziej dostępna i widoczna w popkulturze. To w końcu kompozytor znany z „Truman Show” czy „Candymana”, a utwory z „Echnatona” zostały wykorzystywane w czwartym sezonie „Stranger Things”.

Syndrom sztokholmski

Glass konfrontuje słuchaczy z tymi samymi frazami po 200, 300 razy. Powstaje efekt syndromu sztokholmskiego: „Gdy widziałem słuchaczy, którzy przechodzili transformację podczas naszych występów, początkowo widać było w nich irytację ciągłą powtarzalnością, ale z czasem zakochiwali się w niej. To pozwoliło mi zrozumieć, jak wyjątkowa jest jego muzyka” – dodaje dyrygent. 

Stockhamer porównuje muzykę Glassa do filmu Petera Greenawaya „Kucharz, złodziej, jego żona i jej kochanek”. „Gdy obejrzałem go pierwszy raz, odrzucał mnie, ale mimo to czułem potrzebę, aby do niego wrócić”, opowiada.

Dyrygent stwierdza, że chociaż muzyka Glassa może z początku brzmieć prostolinijnie, opiera się na złożonych i niejednoznacznych rytmach. Zarówno Stockhamer, jak i Heinz wyjaśniają, że choć widownia słyszy automatyzm w wykonaniu, z perspektywy muzyków jest dokładnie na odwrót. Nawet jeśli nuty wyglądają niemalże identycznie i słowa nie ulegają zmianie, Glass minimalnie zmienia kolejne frazy, by harmonia trafiała do słuchacza w całkowicie inny sposób. 

Pytany o to, czy łatwiej pracuje się nad muzyką żyjących artystów, Stockhamer od razu potwierdza. „Możesz porozmawiać z autorem muzyki, zaryzykować z tym, jak odbierasz jego twórczość. W najgorszym wypadku usłyszysz, że komuś się nie podoba”, wyjaśnia, ale dodaje, że rzadko tak się zdarza. „Tylko jeden kompozytor powiedział mi bezpośrednio, że coś wydawało mu się beznadziejne”.

Z kolei Noam Heinz podkreślił nowatorski aspekt współpracowania z żyjącymi artystami. „Gdy śpiewasz słynną arię, wiesz, że wszyscy ją znają i mają swoje oczekiwania. Śpiewając nowsze kompozycje, to ty jesteś odpowiedzialny za to, jak to odbiorą, i to ty w pewnym sensie tworzysz historię”.

„Kompozycje są trochę jak dzieci. Nie jesteś w stanie przewidzieć kim ono się stanie, gdy dorośnie”, stwierdza Stockhamer. „Gdy pracujesz nad utworem żyjącej osoby, w pewnym sensie chcesz jej pokazać, jak inaczej może brzmieć”, dodaje. Zwraca uwagę, że występując z klasycznymi utworami, ma się za sobą kilkaset lat tradycji. Każdy odbiorca wie, czego spodziewać się po danym utworze, każdy członek orkiestry słyszał go już wielokrotnie albo grał go w przeszłości”. 

Heinz na koniec dodaje, że grając Philipa Glassa, wystawiasz go dla osób, które lubią Glassa. „Nikt nie pójdzie na jego operę przez przypadek. Raczej każdy wie, czego się spodziewać”, podkreśla. Sam przyznaje, że mierzenie się z Glassem było dla niego czymś wyjątkowym. „Śpiewając klasykę miałem jakieś wyobrażenie o tym, co mnie czeka. Tu miałem okazję podejść do utworu bez jakichkolwiek oczekiwań i stworzyć coś własnego, bez ryzyka”.

Obecność na premierowym występie była dla mnie swego rodzaju spełnieniem marzeń. I sądząc po długiej owacji na stojąco widzów – nie tylko dla mnie. 

Echna­ton (Akh­na­ten), Philip Glass, fot. Monika Ritterhaus, Komische Oper Berlin

„Echnaton” zadebiutował w Komisch Oper Berlin 15 marca. Zaplanowano jeszcze siedem występów: 21,23 i 28 marca oraz 5, 11, 18 i 20 kwietnia. Bilety na wszystkie wydarzenia zostały już wyprzedane.

( Mintowe Ciasteczka )

Nasza strona korzysta z cookies w celu analizy odwiedzin.
Jeżeli chcesz dowiedzieć się jak to działa, zapraszamy na stronę Polityka Prywatności.