KPO dla kultury. „Stres, niepewność, frustracja”
Program, który miał zapewnić wsparcie pracownikom sektora kultury po trudnym dla nich okresie pandemii, okazał się organizacyjną katastrofą. Dlaczego?
„Spokojnych chwil spędzonych w gronie bliskich i przyjaciół”. „Niech kultura, która nas łączy (…), będzie przestrzenią spotkań i nicią wzajemnego zrozumienia” – tak na tle choinki przemawiała 23 grudnia w social mediach Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego ministra Hanna Wróblewska. Wiceminister Cienkowska, pozując z bombką kolejnego dnia, życzy precyzyjniej: „(…) żebyśmy wyrwali się z obojętności (…). Żebyśmy przestali udawać, że nie widzimy cudzego bólu, problemów czy samotności”.
„Reagujemy na te życzenia złością, frustracją, bo po prostu jesteśmy wykończeni. Od kilku miesięcy żyjemy w ciągłym stresie. Równolegle z życzeniami świątecznymi, kończącymi spotkanie z nami [17 grudnia – przyp. aut.], ministra Cienkowska przekazała nam informację, że części z nas nie zostaną do końca roku wypłacone stypendia i granty, że NIMiT nie zdąży z wypłatami przed 31 grudnia, a więc przed ostatnim regulaminowym dniem programu. Czekając na przyznanie funduszy, zapożyczyłam się u znajomych, nie mam za co przygotować się do świąt” – mówi mi tuż po spotkaniu z ministrą Dorota Grobelna, stypendystka programu „KPO dla kultury”, którego celem miało być wsparcie twórców po trudnym okresie pandemii. Już w grudniu 2024 roku potwierdziło się, że „Krajowy Program Odbudowy dla kultury” jest organizacyjną katastrofą.
Program, ogłoszony w maju ubiegłego roku, już wtedy zapowiadał się jako wyścig z czasem, wymagający od stypendystów i grantobiorców zagrania va banque. W skrócie: stypendyści (realizujący swoje projekty indywidualnie) mogli wnioskować o maksymalnie 5 tys. zł/mies. brutto na 3-6 miesięcy, grantobiorcy (mogący zlecać prace podwykonawcom), na maksymalnie 100 tys. zł. I jedni, i drudzy mogli z tych pieniędzy realizować np. wydarzenia artystyczne (instalacje, wystawy, spektakle), a także badania. Mogli też zbierać dokumentację lub popularyzować wiedzę o kulturze.
Czas na zgłoszenia do programu ustalono na okres od 30 czerwca do 15 lipca, a podpisanie umów – i następująca po nim wypłata funduszy – miały nastąpić, zgodnie z regulaminem, „najpóźniej 30 września”. Wnioskodawcy z góry wiedzieli więc, że na projekty rozpoczęte przed tym terminem trzeba będzie wyłożyć pieniądze z własnej kieszeni, nie wiedząc nawet, czy zostało się zakwalifikowanym do programu – wszystko po to, by zdążyć zrealizować projekt do końca roku. W przeciwnym razie pieniądze unijne miały przepaść. Później, czego się już nie spodziewali, regulamin zmieniono, przesuwając termin podpisania umów, bo Narodowy Instytut Muzyki i Tańca (NIMiT) wyznaczony przez MKiDN na operatora programu, nie podołał liczbie wniosków, które napłynęły (początkowo oceną 8 tys. wniosków miało zająć się kilkanaście osób). Dramatycznie opóźniło to proces ogłaszania listy beneficjentów programu, podpisywania umów i wypłacania funduszy.
Ku oburzeniu wnioskujących, urzędnicze opóźnienia nie miały przełożenia na stawiane im wymagania. Stan na 23 grudnia, jak poinformował mnie mailowo NIMiT, był taki, że wciąż (prawie trzy miesiące po pierwotnym terminie) nie podpisano umów z aż 108 grantobiorcami i 44 stypendystami, a jednocześnie, zgodnie z regulaminem, powinni oni, jak wszyscy inni, zrealizować i rozliczyć swoje projekty do 31 grudnia. To oznacza, że MKiDN założyło, że wszyscy – nie tylko ci, którzy zdecydowali się np. na sześciomiesięczne stypendium, ze świadomością o umowie podpisywanej „do 30 września” – mają działać bez umów i funduszy. Dodatkowo, jak odczytuje mi przez telefon Dorota Grobelna, w umowie stypendialnej znajduje się zapis, zgodnie z którym przekazanie wsparcia nastąpi „pod warunkiem dostępności” po stronie NIMiT-u środków na realizację inwestycji, a w przypadku opóźnień w wypłacie tego wsparcia beneficjent nie może zgłaszać wobec operatora programu żadnych roszczeń.
„Dla tych, którzy mają pieniądze, to może nie być problem, by otrzymać refundację wydatków nawet z końcem trwania programu. Ale większość osób aktywnych w polu kultury pracuje nieetatowo, od zlecenia do zlecenia, i nie dysponuje funduszami, z których mogłyby kredytować działania z programu KPO. Dlatego część z nas w tej sytuacji w ogóle zrezygnowała z udziału w programie. Pozostali są już psychicznie wykończeni kilkumiesięczną batalią o nasze prawa”, mówi Grobelna.
Dorota Grobelna jest kuratorką sztuki, koordynatorką projektów artystycznych z dziedziny sztuk wizualnych. „Branża kultury to jeden z najbardziej sprekaryzowanych sektorów pracy”, mówi. Dlatego po wielu latach zaangażowała się w działalność związkową na rzecz poprawy warunków pracy w kulturze. Przez ponad dekadę działała w Inicjatywie Pracowniczej, w tym w ramach powołanej przez nią ze znajomymi z Poznania Komisji Środowiskowej Pracownic i Pracowników Kultury OZZ IP. Później działała także poza strukturą związkową. W ramach stypendium postanowiła zbadać, jakie rozwiązania stosowały ruchy pracownicze nieetatowych pracownic i pracowników kultury w krajach unijnych, by uregulować pracę projektową w sektorze kultury. Zawnioskowała o stypendium na najkrótszy możliwy okres, tak by od początku realizacji projektu mieć dostęp do funduszy stypendialnych – pierwsza transza miała być wypłacona z początkiem października.
W tym kontekście nie dziwi, że Grobelna silnie zaangażowała się w obronę praw stypendystek i stypendystów. Współtworzyła kolejne pisma interwencyjne – skargę na działania NIMiT i MKiDN do Rzecznika Praw Obywatelskich, pisma do NIMiT-u i MKiDN oraz Ministerstwa Funduszy i Polityki Regionalnej, które nadzoruje wydatkowanie środków z KPO. Reprezentowała też stypendystów na spotkaniu z wiceminister Cienkowską. Rozmawiamy dwukrotnie, najpierw 17 grudnia, tuż po spotkaniu z wiceministrą, które odbyło się online, a potem w wigilię, krótko przed pojawieniem się pierwszej gwiazdki. Tego drugiego dnia od rana beneficjenci programu, jak widzę po ich postach na grupie facebookowej „KPO dla kultury – grupa wsparcia” (1,6 tys. członków), nerwowo odświeżają przeglądarki NIMiT-u, wypatrując obiecanego przez ministerstwo na spotkaniu 17 grudnia komunikatu o przedłużeniu terminu rozliczenia projektów (wcześniej ministerstwo, mimo wielokrotnych apeli beneficjentów programu, taką możliwość odrzucało).
Wreszcie, po godz. 14., komunikat pojawia się, ale korzystne zmiany dotyczą tylko stypendystów, pomijając grantobiorców (z wyjątkiem grantobiorców z odwołań, których lista została ogłoszona przez NIMiT w grudniu), choć ci także bardzo na zmiany liczyli. Na dodatek terminy nie mają być przedłużane automatycznie, tylko indywidualnie, według uznania NIMiT-u.
Do 23 grudnia, jak informuje NIMiT, podpisano umowy z 1348 grantobiorcami i 455 stypendystami. 47 grantobiorców i 34 stypendystów zrezygnowało z realizacji projektów. Z kwoty 130 mln zł przyznanych Polsce na stypendia i granty z KPO dla kultury do tego dnia wciąż nie wypłacono prawie 25 mln zł.
Beneficjenci programu „KPO dla kultury”, z którymi rozmawiam (oprócz Grobelnej to także Karolina Gembara i Konrad Niemira), oraz inni członkowie facebookowej „grupy wsparcia”, skarżą się na potężne problemy w komunikacji z NIMiT-em, chaos informacyjny i gubienie dokumentów. Na infolinię, jak się dowiaduję, niemal nie da się dodzwonić (Niemira: „Czas oczekiwania na linii to 2-3 godziny”), na maile rzadko odpisują, na żywo nie jest lepiej (Niemira: „Osobom, które zjawiły się osobiście w kancelarii NIMiT-u, urzędnicy odmawiają sprawdzania poprawności dostarczanych dokumentów i odsyłają «na maila»”). Wszystkich przeraża fakt, że NIMiT zażądał od nich wystawienia sobie weksli in blanco, które mają być przechowywane przez tę instytucję jeszcze przez trzy lata po rozliczeniu projektów, na wypadek unijnej kontroli, która wykryłaby ewentualną urzędniczą pomyłkę w rozliczeniach. „Urzędnicy ministerstwa, jak nas poinformowano na spotkaniu z ministrą Cienkowską, mają prawo pomylić się w ocenie naszych sprawozdań z realizacji projektów, my prawa do pomyłki nie mamy na żadnym etapie tego programu. Program, którego celem miało być wzmocnienie środowiska kultury, w polskiej odsłonie zakłada, że przez kolejne trzy lata, czyli w okresie obowiązywania weksli, jego beneficjenci będą żyć w strachu, czy czasem nie będą musieli tych funduszy oddawać, może jeszcze z odsetkami. To się nie mieści w głowie” – kwituje Grobelna.
Karolina Gembara, by podpisać weksel in blanco i złożyć papiery w NIMiT, specjalnie przyjechała do Polski z Niemiec, gdzie wtedy mieszkała. „Komplet dokumentów: umowę, wniosek złożony w systemie elektronicznym, wszystkie załączniki, w tym portfolia, sporządzony u notariusza weksel i deklarację do niego, a także wniosek o płatność za pierwszy miesiąc stypendium, który już minął, musiałam wydrukować w trzech egzemplarzach i parafować każdą stronę. Zajęło mi to cały dzień. Złożyłam to i… nastała cisza. Nie zliczę, ile razy logowałam się do systemu i odświeżałam stronę, by sprawdzić, co z moją umową. Czytałam komentarze na grupie i spekulacje, kiedy możemy spodziewać się wypłat. Co chwilę pojawiała się za to kolejna informacja o konieczności ponownego wysłania kompletu dokumentów, o ich zagubieniu, braku weksli, znalezieniu weksli itd. Próbowałam dowiedzieć się czegokolwiek w NIMiT, bez skutku” – wspomina. Status na 17 grudnia, gdy rozmawiamy: brak podpisanej umowy, brak środków. Pociechą w tej sytuacji może być tylko to, że Ministerstwo uznało jej skargę na opieszałość NIMiT-u za zasadną.
„Od strony administracyjnej stypendia KPO to mieszanka piekła i amatorszczyzny”, ocenia Konrad Niemira. On także zwraca uwagę na wyjątkowo skomplikowane procedury. „Podczas gdy ministerialne stypendia artystyczne i stypendia miejskie mają dziś bardzo prosty algorytm działania i krótki obieg dokumentów, w przypadku KPO zdecydowano się postawić na papier. Stypendysta ma dostarczyć obszerną teczkę dokumentów. Rzesza urzędników NIMiT-u, sprawdza potem skrupulatnie, czy wszystkie strony zostały parafowane” – relacjonuje. „Jak to się stało, że ktoś wymyślił tak mało efektywną procedurę działania? Czy kulturą w Polsce zarządzają ludzie, którzy mają w tym zakresie doświadczenie i kompetencje?” – zastanawia się. On sam swój projekt realizuje od 1 lipca, a pieniądze na jego realizację dostał… 4 grudnia. Do dnia 16 grudnia wciąż jeszcze nie ogłoszono wyników odwołań, co oznacza, że istnieje grupa osób, która „za kilka dni dowie się, że za dwa tygodnie może zostać poproszona o rozliczenie projektu”.
Karolina Gembara wspomina, że już w lipcu, na etapie zgłaszania się do konkursu stypendialnego, wiedziała, że będzie miała niewiele czasu na realizację projektu. Poświęciła kilka dni na pisanie wniosku (musiała do niego załączyć m.in. pismo udowadniające, że jest artystką i portfolio na dwa kolejne lata do przodu), w międzyczasie bezskutecznie próbowała dodzwonić się na infolinię NIMiT-u. „Zadanie stypendialne zaczęłam realizować we wrześniu. Ponieważ wymagało regularnych opłat, zaczęłam je ponosić z własnej kieszeni i robię to do dziś” – relacjonuje. Projekt zamierza ukończyć w pierwotnie wyznaczonym terminie, dręczy ją jednak myśl, że na podpisanie umowy i przelew będzie musiała czekać kolejne tygodnie.
„Obecnie mam znacznie gorszą sytuację finansową niż zakładałam jeszcze kilka tygodni temu. Operacja mojego psa i wydatki z tym związane pochłonęły całą jedną ratę stypendium, którego nie dostałam. Wykonałam już bardzo dużo pracy i czuję się obciążona psychicznie bieganiem wokół KPO” – podsumowuje. „Utkwiła mi w pamięci reakcja pani wiceminister Cienkowskiej na to, że podpisujemy petycje, radzimy się prawników itd. «Cieszę się, że młodzi ludzie znają swoje prawa», stwierdziła. Jestem od pani wiceminister o kilka lat starsza, podobnie jak wielu beneficjentów i beneficjentek stypendium, i próba przeciwstawienia się takiemu traktowaniu instytucji państwowych wynika z doświadczenia: z choroby nadprodukcji w sztuce, spełniania wskaźników, stawania na głowie, by prawidłowo wydawać pieniądze covidowe, pisania formułek na 50 tys. znaków we wnioskach o fundusze i udowadniania, że moja praca warta jest zapłaty” – kwituje.
27 grudnia, zgodnie z przewidywaniami Konrada Niemiry, że MKiDN wybierze na „kozła ofiarnego” tej katastrofy dyrektorkę NIMiT-u (w ostatnim czasie przebywającą na zwolnieniu lekarskim Paulę Lis-Sołoduchę), ministra rzeczywiście odwołała ją ze stanowiska, uzasadniając to „nieprawidłowościami w przekazywaniu środków w ramach KPO dla kultury”. „Nie ma chęci do szukania głębszych przyczyn porażki programu albo wskazania zaniedbań na własnym podwórku. Nikt nie zastanawia się, dlaczego minister Cienkowska ignorowała problem” – ocenia Niemira. Wylicza też listę przewinień minister Hanny Wróblewskiej, za które powinna jego zdaniem stracić urząd. To m.in. lekceważenie apeli środowiska literackiego o ratowanie kameralnych księgarni, powołanie na p.o. dyrektora Muzeum Historii Polski osoby bez doświadczenia pracy w muzealnictwie („mniej więcej w takim trybie, jak miało to miejsce za PiSu”), czy głośną sprawę Karoliny Rozwód, w atmosferze skandalu zmuszonej do ustąpienia z pozycji dyrektorki Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej.
Jak dowiaduję się z facebookowej grupy wsparcia stypendystów i grantobiorców, w drugi dzień świąt, 26 grudnia, krytykę ministry kultury w spektakularny sposób wyraził Daniel Olbrychski, który wraz z żoną (członkinią Platformy Obywatelskiej) gościł w programie „Dzień dobry TVN”. „Rozczarowała mnie nasza koalicja rządząca (…) wyborem ministry kultury, która jest wstydem dla polskiej kultury i dla tej koalicji” – powiedział, wprawiając w konsternację prowadzących.
Monika Arent, kierowniczka Działu promocji i komunikacji NIMiT-u, w odpowiedzi na moje dodatkowe pytania 30 grudnia zapewniła mnie mailowo, że:
Do dnia 7 stycznia nadal nie opublikowano kryteriów przedłużenia terminów stypendystom. Karolina Gembara, choć zdążyła z realizacją swojego projektu do końca roku, nadal nie ma podpisanej umowy stypendialnej, nie ma pojęcia, kiedy dostanie zwrot za wydatki, które poniosła – i czy na pewno w ogóle go dostanie. Dorota Grobelna, wraz z innymi stypendystami zaangażowanymi w walkę o swoje prawa, przygotowuje kolejne pismo do Ministerstwa, by m.in. o to właśnie dopytać, bo problem dotyczy wielu osób. W komunikacie NIMiT-u z 24 grudnia bardzo niepokoi ją zapis, zgodnie z którym pieniądze za stypendia i granty realizowane w 2025 roku, będą potrzebowały „ponownego uruchomienia”, ponieważ będą pochodzić z „dedykowanej rezerwy celowej budżetu państwa”, wobec czego „mogą nie być dostępne na początku roku”.
I taki to był tydzień w kulturze. Pożegnanie Davida Lyncha, reportaż o Alice Munro
Lynch ukazywał nadprzyrodzone siły, amerykańskie pejzaże i ludzkie obsesje w sposób, który zmienił język sztuki XX wieku. I dlatego David Lynch i Laura Palmer nie umrą nigdy. czytaj więcej ->
Lęki i depresję możesz przemienić w coś, co kupi kolekcjoner. Wojtek Bąkowski
Efekt popsucia obrazu, tekstu, filmu, piosenki, rozpad logiki ujawniający inną logikę, zjawiska po uszkodzeniach mózgu, po wylewach — to sprawy, które mnie fascynują.
czytaj więcej ->I taki to był tydzień w kulturze. Tokarczuk z Dua Lipą i sukces „The Brutalist”
I taki to był tydzień w kulturze. Tokarczuk z Dua Lipą i sukces „The Brutalist”
czytaj więcej ->