Kobiety z mężczyzną w tle. Przegląd literacki

( 31.10.2024 )

W Zapiskach z Cambridge Sylvii Plath znajduje się taki oto złowieszczy fragment: „Panie doktorze: bardzo źle się czuję. Serce utkwiło mi w żołądku, ciągle tam drży i ze mnie szydzi. Proste codzienne rytuały narowią się jak zawzięty koń”.

Zanim przyjrzymy się jesiennej klęsce urodzaju importowanej ze Stanów (czekają nas książkowe premiery Zadie Smith, Lauren Groff, Davida Sedarisa, Tess Gunty i Breta Eastona Ellis), warto jeszcze rzucić okiem na parę nowości, które mogły umknąć uwadze w gorączce początku roku szkolnego. Tym razem w przeglądzie zagranicznych nowości zapanowała objętościowa równowaga: mamy tu dwie książki o dużych gabarytach i dwa maleństwa poniżej stu stron, wielkie jedynie duchem.

Krótko i bez austriakowania

„Mam nadzieję, że w następnej kolejności uskutecznię obszerniejsze dokonania literackie, aczkolwiek co do zasady miewam nadzieję tak nikłą, jak to tylko możliwe”, pisze Robert Walser w tekście Owijanie w bawełnę. Obszerniejsze dzieła literackie nie są konieczne w przypadku pisarzy takich jak Walser, którzy każdą prozę tkają z kuriozalnych zdań o niezwykłej urodzie. Fabuła jest tu drugorzędna, liczy się sama przyjemność płynąca z lektury fraz tak zgrabnych i przyjemnych, że ma się ochotę czytać je na głos. 

Na przykład tytułowy Koniec świata to baśniowa opowieść o dziecku poszukującym kresu świata a znajdującym coś zupełnie innego, być może wręcz jego początek. Z pewnością fabułę każdego z tych tekstów szwajcarskiego autora można by interpretować na wiele ciekawych sposobów, ja jednak wolę przyglądać się cząstkom jeszcze mniejszym (!), fragmencikom takim jak ten o austriakowaniu, czyli „bezrefleksyjnej refleksji, nieruchomym galopie, skamieniałym opływaniu rzeczy, które się opisuje”. Austriakowanie według autora Rodzeństwa Tanner wcale nie jest łatwą sztuką. „(…) po pierwsze, człowiek nie zawsze jest w odpowiednim do tego nastroju, po drugie zaś, każdy, kto chce austriakować, musi żywić kolosalną pewność co do tematu czy też pretekstu pracy pisarskiej”.

Czy to już jawa, czy to jeszcze sen

*Reklama

Nona Fernández używa dwóch ryzykownych chwytów – estetyki snów i dziecięcych narratorów – i w obu przypadkach robi to w sposób doskonały. Space Invaders to opis snów i wspomnień grupy dzieci, którzy różnie pamiętają jedną ze swoich koleżanek, Estrellę Gonzalez. Ze względu na to, że jej ojciec był wojskowym w reżimie Pinocheta, dziewczynce wciąż groziło niebezpieczeństwo, aż w końcu zniknęła w nieznanych okolicznościach. W snach  przyjaciół Estrella ma inną postać i znaczenie. Jak to bywa w dziecięcej wyobraźni, miesza się tutaj to, co realne, z tym, co wymyślone, tak samo jak namacalna groza chilijskich ulic tamtych czasów miesza się z estetyką ulubionej gry komputerowej. 

Wydaje się, że dla Nony Fernández dyktatura w Chile to literacki temat życia, który podejmuje w każdym utworze. Space Invaders powstało jeszcze przed Strefą mroku, która dotarła do finału National Book Award, daleko jednak tej powieściowej miniaturze do pisarskiej wprawki. To popis literackich umiejętności chilijskiej pisarki, która potrafi opowiadać o krwawej historii swojego kraju z wyjątkową wrażliwością. 

Byle ratować się ucieczką

W Zapiskach z Cambridge Sylvii Plath znajduje się taki oto złowieszczy fragment: „Panie doktorze: bardzo źle się czuję. Serce utkwiło mi w żołądku, ciągle tam drży i ze mnie szydzi. Proste codzienne rytuały narowią się jak zawzięty koń. Nie daję rady patrzeć ludziom w oczy: czy znów wyleje się ze mnie zgnilizna? Kto wie. Towarzyskie pogaduszki to udręka”. Swoje cierpienie poetka potrafiła nawet w osobistych zapiskach przerobić na literaturę.

( Arek Kowalik )

Przegląd tygodnia 15 – 21 stycznia

Ciekawe, jak czytałoby się twórczość Sylvii Plath bez znajomości jej dramatycznego życiorysu. Czy atmosfera zagłady w równym stopniu przenikałaby jej teksty, czy raczej jest to sprawka biografii ciążącej na tekstach poetki, odkąd sama Plath stała się częścią popkultury i symbolem poetki-samobójczyni?

To pytanie towarzyszyło mi przy lekturze opowiadań Plath zebranych w tomie Johny Panika i Biblia Snów oraz inne opowiadania. Na 31 lat życia Plath przypadły 32 opowiadania. Wiele z nich zbudowanych jest na zasadzie opozycji – jak w Skrzynce życzeń, gdzie bohaterka pozbawiona wyobraźni nie może znieść tego, jak barwne są sny jej męża. Dzień, kiedy umarł pan Prescott to z kolei przejmujące opowiadanie o pierwszych doświadczeniach żałoby i śmierci widzianej nastoletnimi oczami. Całkiem osobnym zaś tekstem wydaje się Mary Ventura i dziewiąte królestwo – historia dziewczynki wysłanej przez rodziców w podróż pociągiem do królestwa, z którego nie ma powrotu. Do ostatniej strony nie wiadomo, czy bohaterka powinna uciekać, czy trzymać się planu – zaufać rodzicom czy napotkanej po drodze kobiecie? To kolejny tekst, nad którym ciąży biografia autorki: jak wiele innych w tym tomie, doskonale oddaje on stan ducha, w którym tylko natychmiastowa ucieczka – zaniechanie stanu, w którym bohaterka się znajduje, nawet jeśli nieodwracalne – może przynieść ulgę. 

Dwie kobiety z mężczyzną w tle

Anne Enright to nagradzana irlandzka pisarka, a jednak w Polsce wciąż pozostaje nieznana. Powieść Strzyżyk woleoczko może to zmienić: to wciągająca, wielogłosowa powieść o współczesności przefiltrowanej przez kobiece doświadczenie.

Głos należy do dwóch kobiet, matki – Carmel – i córki – Nell. Co istotne i wyróżniające Strzyżyka woleoczko spośród wielu innych historii o matkach i córkach – Carmel i Nell mają dobrą relacje i bardzo się kochają. Czasem same opowiadają o sobie, czasem opowieść przejmuje trzecioosobowy narrator, który odtwarza ich codzienne zmagania, by znaleźć swoje miejsce w świecie i w związkach. W obu przypadkach okazuje się to niełatwe. Te dwie kobiety, choć bardzo różne, zmagają się z jakimś rodzajem dążenia ku destrukcji. Fabuła dotycząca kobiety wchodzącej w dorosłość i drugiej w wieku średnim jest raczej pokłosiem zdarzeń, o których książka milczy, można je jednak zrekonstruować z punktu widzenia ich konsekwencji. W tle przewija się jeszcze jedna postać, ale nie o niej jest ta książka, choć z każdą stroną postać-widmo zajmuje coraz więcej miejsca. Chodzi o dziadka Nell i ojca Carmel, który był sławnym poetą i głos dostaje w tej książce tylko raz, mimo to jego duch jest tu stale obecny i wbrew rozmaitym próbom nie daje się przegnać. 

Dodatkową zachętę do książki dla wszystkich ptasiarzy i ptasiar powinien stanowić wątek ornitologiczny, wykorzystany w książce w sposób bardzo udany.

( Mintowe Ciasteczka )

Nasza strona korzysta z cookies w celu analizy odwiedzin.
Jeżeli chcesz dowiedzieć się jak to działa, zapraszamy na stronę Polityka Prywatności.