„Sen Maszyny”, Noviki

„Dziś z AI rozmawia się tak jak z drugim artystą”. Sztuka a sztuczna inteligencja

Aleksander Hudzik, Arek Kowalik
sztuka
wywiad
7.02.2025
9 min. czytania

Czy sztuczna inteligencja to dziś partner czy narzędzie dla artystów? Rozmawiają Janek Simon oraz Katarzyna Nestorowicz i Marcin Nowicki ze studia Noviki. Pytają Alek Hudzik i Arek Kowalik z Mint Magazine.

Artykuł pochodzi z pierwszego papierowego wydania Mint Magazine (15 stycznia 2025).

MINT: Reżyser Harmony Korine mianował AI na drugiego reżysera swojego najnowszego filmu Baby Invasion.

JANEK SIMON: Ten gest to jakiś marketingowy populizm. 

M: A wy, Noviki, podczas wystawy Sen Maszyny w Krakowie nazwaliście sztuczną inteligencję partnerem twórczym.

MARCIN NOWICKI / STUDIO NOVIKI: Dla nas nie jest to wyłącznie narzędzie, jak dłuto albo Photoshop. Temu systemowi można nadać większą wartość. Współpracując ze sztuczną inteligencją, można spodziewać się czegoś, czego nie zakładało się przed projektem. Może ona pokazać jakąś szerszą perspektywę. Używaliśmy Chata GPT przy pisaniu scenariusza do filmu i korzystamy też z systemów wizualnych jak Midjourney albo Stable Diffusion – te programy biorą udział w naszym procesie twórczym. Nie chodziło nam o to, żeby uzyskały dokładnie ten efekt wizualny, na którym nam zależało, wręcz przeciwnie. Chcieliśmy wejść w niezbadany rejon, gdzie tytułowa Maszyna oferuje nam niedoskonałości, błędy, tak zwane halucynacje, byśmy mogli za nimi podążać. To jest dla nas partnerstwo. 

JS: Nie zauważam tak dużej różnicy między AI a wcześniejszymi etapami rozwoju technologicznego. Dla mnie to wciąż są tylko narzędzia i nie widzę przesłanek, by je antropomorfizować. Wszystkie modele, na których bazujemy, pracując ze sztuczną inteligencją, to biblioteki, które zostały poddane operacjom algorytmicznym. Czyli jeżeli chcemy uznawać za współautora Chata GPT czy Stable Diffusion, dokładnie na tej samej zasadzie moglibyśmy na przykład wymagać tego, żeby uznawać Bibliotekę Jagiellońską za współautorkę tekstu naukowego. Przypisywanie takim modelom cech ludzkiego umysłu, inteligencji czy świadomości nie różni się dla mnie niczym od przypisywania ich komputerowi, który prosił nas o to, żebyśmy włożyli następną dyskietkę do stacji dysków. Oczywiście to się w przyszłości może zmienić. 

„Sen Maszyny”, Noviki

MN: Może to partnerstwo rodzi się w momencie komunikacji – takiej, która nie jest odróżniana od komunikacji z człowiekiem. Dziś z AI rozmawia się tak jak z drugim artystą. 

JS: Co to znaczy?

MN: Pracując nad wystawą w Krakowie, rozmawialiśmy z Chatem GTP przy scenariuszu do filmu. Spytaliśmy go, do czego porównałby słynny ruch 37 w pojedynku AlphaGo z Lee Sedolem. Odpowiedział, że to tak, jakby w ogrodzie pojawił się zupełnie nowy gatunek. Dla mnie właśnie takie gry skojarzeń to narodziny nowej poetyki. Droga od matematycznego ruchu i gry logicznej do roślinnej metafory. 

KATARZYNA NESTOROWICZ: Praca z czatem wpływa na podejście do współpracy z ludźmi. My na co dzień działamy jako studio graficzne. Od klientów ze zleceniem dostajemy draft, na który odpowiadamy, w rozmowie z AI nazywa się to promptem. Nas też można by uznać za narzędzie w rękach klienta, a jednak często, nawet podczas wystaw, na których nie pokazujemy prac, tylko tworzymy na przykład ich identyfikacje, artyści nazywają nas współpracownikami. Według mnie to istota tej dyskusji. Gdy podczas wystawy w Krakowie rozmawialiśmy z aktorami, to przecież też w pewien sposób promptowaliśmy nasze polecenie, a oni je wykonywali, czasem improwizowali, zaskakiwali nas. Sztuczna inteligencja właśnie to potrafi – zaskakiwać. Nasza rola ma wiele wspólnego z rolą tłumacza. Łączymy różne światy. Szukamy sposobu, żeby wyjść ze schematów i wyzwolić się od własnych opinii. Dlatego tak ważna jest dla nas współpraca, też z AI. Teraz często działamy w zespołach projektowych, z architektami albo socjologami. Ten proces polega na tym, że zwracamy uwagę na coś, co nam samym nie przyszło do głowy. AI jest dla nas częścią tego procesu.

M: Janek, korzystałeś z technologii generatywnych, jeszcze zanim zaczęliśmy powszechnie rozmawiać o wpływie sztucznej inteligencji na codzienność. Jak się to przejawia w twojej praktyce?

JS: W projekcie Meta Folklore wrzuciłem do trenowanego przez siebie modelu szeroko rozumiane nieakademickie przedstawienia rzeźbiarskie ludzkiego ciała. To były obrazy z całego świata. Program próbował wyciągnąć z tego wspólne cechy dla tego zbioru obrazów. Na tej podstawie stworzyłem fizyczne modele 3D i rzeźby. To, co generował model, było dla mnie etapem pośrednim, inspiracją do tworzenia uniwersalnego folkloru, który nie odsyła do żadnego konkretnego miejsca.

M: Ciekawe, bo przed naszą rozmową zapytaliśmy Chat GPT o to, jakie zagrożenia dla sztuki niesie za sobą sztuczna inteligencja. Wśród odpowiedzi pojawiły się właśnie homogenizacja i globalizacja sztuki.

MN: Systemy sztucznej inteligencji obdzierają rzeczy ze swoich kontekstów. Wszystko optymalizują i dla sztuki to jest niebezpieczne zjawisko. Dlatego też generowane obrazy i filmy po początkowym zachwycie wyglądają po prostu nudno. Nasza praca ze sztuczną inteligencją polega raczej na wkraczaniu w rejony, także estetyczne, których sami nie potrafilibyśmy odkryć.

Praca z serii „Meta Folklore” Janka Simona. Zdjęcia dzięki uprzejmości Galerii Raster

M: Janek, a jakie ty widzisz wyzwania w korzystaniu ze sztucznej inteligencji? 

JS: Jest kilka kwestii etycznych, które przychodzą mi na myśl. Pierwsza z nich to problem zgody na wykorzystanie obrazów do trenowania modeli. To nowa kategoria użycia, która nie jest zdefiniowana ani przez prawo, ani przez jakąś etyczną praktykę. Powstała szara strefa. Na pewno wymaga ona regulacji, ale istnieje ryzyko, że jest już trochę za późno na to. Drugą kwestią są uprzedzenia. Jeżeli w zbiorze danych treningowych „lekarz” to będzie zawsze biały mężczyzna, to wyuczony na nich model AI będzie generował tylko takie obrazy lekarzy. To jest dosyć dobrze zbadane i są znane liczne przykłady dyskryminacji wpisanej w modele AI, z których korzysta się na przykład przy rekrutacji czy ocenianiu zdolności kredytowej. Co ważne, niektóre aspekty tej dyskryminacji zostały odziedziczone po narzędziach badawczych stworzonych, jeszcze zanim pojawiło się AI. Przykładem jest WordNet – system klasyfikacji słów opracowany w latach 50. XX wieku do badań w psychologii poznawczej. Uprzedzenia wpisane w tę bazę przeniknęły do świata AI, bo w oparciu o nią powstał zbiór treningowy ImageNet – kolekcja ponad miliona obrazów z przypisanymi do nich kategoriami, obrazów powszechnie stosowanych w badaniach nad sztuczną inteligencją. 

M: Ty tworzyłeś swoje własne modele. Sam karmiłeś algorytm. Dlaczego?

JS: Lubię robić rzeczy samemu i mieć nad nimi pełną kontrolę, to ma dla mnie też etyczny wymiar. Znalezienie i obrobienie w Photoshopie 12 tysięcy obrazków potrzebnych do treningu modelu GAN, który jest podstawą projektu Meta Folklore, zajęło mi jakieś trzy miesiące. Tu leży granica tego, co można zrobić samemu, bez udziału kapitału czy instytucji akademickich. 12 tysięcy jeszcze jesteś w stanie zrobić samemu, ale 100 tysięcy już nie. Ten ogrom czasu trzeba poświęcić, jeśli nie chce się iść na kompromis z korporacjami, które decydują o kształcie tych oprogramowań. 

Dla mnie główną motywacją do pracy (i życia) jest ciekawość. Identyfikuję się bardziej z figurą paranaukowca niż romantycznego artysty, który coś tam przeżywa w natchnieniu. Robię badania, tyle że bez dyscypliny.

M: Dlaczego tak trudno jest rozmawiać o roli AI w sztuce? 

KN: Brakuje języka, którym możemy mówić o tej zmianie. To nie dotyczy tylko świata kultury i sztuki. Po prostu współcześnie cały czas redefiniuje się pewne pojęcia. To nie zagrożenie, a raczej wyzwanie, które sprawia, że szybko musimy jakoś przystosować słownictwo do opisywania tego, co się dzieje w obszarze relacji ze sztuczną inteligencją.

MN: Nie chodzi tu tylko o antropomorfizację tej technologii. Nie zależy nam na tym, by nadawać jej ludzki charakter, tylko zrozumieć, że to po prostu coś innego, czego nie potrafimy jeszcze określić.

M: Może dlatego dyskusja o AI w sztuce jest mało popularna w Polsce. 

JS: To raczej kwestia tego, że polski świat sztuki nie interesuje się technologią. Rynek sztuki faworyzuje konkretne formaty, instytucje są bardziej skupione na opowieściach tożsamościowych, specyficznie rozumianej polityczności czy zmianach klimatycznych. 

Janek Simon, zdjęcie z archiwum artysty

M: Na świecie artyści związani z generatywną sztuką są jednak bardziej obecni. 

MN: To prawda. Angażują się nie tylko w tworzenie tej sztuki, ale i pochylają się nad testowaniem granic ludzko-nieludzkich. Nad moralnością tych systemów zastanawia się Holly Herndon, amerykańska artystka mieszkająca w Berlinie. Tworzy modele głosowe na próbkach własnego głosu, które udostępnia innym twórcom do artystycznego wykorzystania.

KN: Postanowiła stworzyć platformę, dzięki której jej głos staje się narzędziem. Czyli można to traktować jako praktykę artystyczną.

Podobne procesy zachodzą, odkąd zaczęto korzystać z pierwszych prymitywnych komputerów. Ograniczenia tych narzędzi, z których korzystamy – ziarna filmu, piksele, szumy – wpływają na estetykę. Dla mnie sztuka generatywna sięga jednak daleko poza estetykę. Pyta o to, czym jest twórczość człowieka i czym jest człowieczeństwo. To z kolei wpływa choćby na nasz stosunek do ręcznej pracy, do unikatowości niedoskonałych narzędzi. Wolimy mieć niedoskonałą szklankę zrobioną ręcznie niż idealną wykonaną przez maszynę w fabryce.  

JS: Nadprodukcja masowo generowanej treści spowoduje powrót do technik, które wyróżniają człowieczeństwo.

KN: Ja na to patrzę realistycznie. Sama nie zahamuję tego procesu, nawet jakbym się zjednoczyła z większą grupą osób. Więc nawet nie myślę o zatrzymywaniu tego.  

JS: Można za to starać się, by ta technologia była wprowadzona w sprawiedliwy sposób.

MN: Marks opisywał ostatnie stadium kapitalizmu jako niezależny od człowieka połączony system maszyn, które wykonują całą pracę. Tak można sobie wyobrazić przyszłość pracy wykonywanej przez sieci neuronowe.

JS: I to się nazywa Fully Automated Luxury Communism!

M: Amen.

Katarzyna Nestorowicz i Marcin Nowicki, fot. Studio Noviki