Telewizja dyskomfortu według Nathana Fieldera. Serial „Próba generalna”
( 04.06.2025 )
W styczniu w Waszyngtonie samolot pasażerski zderzył się z wojskowym helikopterem, zginęło 67 osób. W lutym rozbił się samolot na Alasce, zmarło dziesięć osób. W marcu wyszukiwarki internetowe przepalały się od pytania o to, czy latanie jest bezpieczne – tak często je zadawano. To najgorsze okoliczności, by emitować satyryczny serial o katastrofach lotniczych, dlatego w kwietniu wystartował drugi sezon „Próby generalnej” Nathana Fieldera. Produkcja, która niszczy telewizję, żeby ocalić telewizję.
Donald Trump po wypadku lotniczym w Waszyngtonie, jednym z najbardziej tragicznych w najnowszej historii amerykańskiej awiacji, grzmiał, że to wszystko przez fanaberie progresywnych liberałów, ślepo hołdujących postulatom różnorodności i sprawiedliwej reprezentacji. A już ujmując sprawy bardziej wprost: prezydent USA stwierdził, że amerykańska federacja lotnicza zatrudnia zbyt wiele osób z niepełnosprawnością i stąd katastrofy, więc trzeba czym prędzej zawiesić lewackie ochronki dla grup nieuprzywilejowanych, jak te spod parasola DEI (programu Diversity, Equity, and Inclusion), wspierającego różnorodność, równość i inkluzywność m.in. w korporacjach. I groził masowymi zwolnieniami.
Nathan Fielder, kanadyjski komik, który do niepokojącej perfekcji opanował sztukę wprowadzania widowni w poczucie uwierającego zażenowania, też uważa, że w amerykańskim przemyśle lotniczym coś nie działa i dlatego wciąż dochodzi do wypadków lotniczych, w których giną ludzie. W drugim sezonie swojego autorskiego serialu „Próba generalna” podejmuje się ambitnej misji dotarcia do źródeł problemu i naprawy amerykańskiego lotnictwa. Nathan Fielder nie jest politykiem, aktywistą, inżynierem, ekspertem biegłym w historii awiacji. Jest komikiem, który swego czasu namawiał sklep z mrożonym jogurtem, by wprowadził do oferty przekąskę o smaku kupy. Jeśli więc ktoś sprawi, że samoloty przestaną spadać, to tylko on. Oczywiście koncepcja drugiej transzy najdziwniejszego serialu od czasu „Złotego dotyku Nathana” zrodziła się na długo przed dramatyczną kraksą w Waszyngtonie. Ale jakimś wyjątkowo perwersyjnym zrządzeniem losu premiera nowych odcinków „Próby generalnej” niemalże zbiegła się z przetaczającą się przez światowe media dyskusją o bezpieczeństwie lotów pasażerskich. Produkcja Fieldera nabrała politycznego wydźwięku. Zresztą piąty odcinek drugiego sezonu kończy się, gdy autor serialu zasiada przed amerykańskimi kongresmenami, którym za chwilę wyłoży, jak uchronić lotnictwo od kolejnych wypadków…
Próba generalna, HBO
Błazen w telewizji premium
Czy to aby na pewno komisja do spraw bezpieczeństwa w transporcie? A może kolejna sprytnie zaaranżowana sytuacja, w której Fielder będzie testował dostępne scenariusze, żeby wybrać ten z największym potencjałem powodzenia? I skoro już jesteśmy przy scenariuszach skazanych na sukces – za to, co wydarza się w finałowym odcinku nowego sezonu „Próby generalnej”, Nathan Fielder powinien dostać Nobla, ewentualnie Emmy. Albo pójść do więzienia. Tłum oburzonych w internecie pyta, kto na to pozwolił. I dlaczego duża telewizja płaci szaleńcowi, który beztrosko naraża życie 150 osób. Po drugiej stronie ustawiają się entuzjaści telewizji wysokiego ryzyka, którzy w działaniach Fieldera widzą nie obłęd, a brawurową sztukę i intelektualne wyrafinowanie. Uwaga, spoiler, choć spoilery nie odbierają przyjemności z oglądania serialu: komik, który postanowił uratować awiację, w ostatnim odcinku wyznaje, że sam jest pilotem. Niezbyt dobrym, więc pokieruje samolotem wypełnionym aktorami i aktorkami. To narracyjna przewrotka na miarę plot twistów z „Szóstego zmysłu” i „Podziemnego kręgu”… Tylko że Fielder nie kręci filmów fabularnych, co zmusza do refleksji nad granicami rozrywki. Czy szlachetny cel uświęci podejrzane środki, jeśli politycy potraktują wnioski płynące z serialu poważnie? Czy Nathana Fieldera w ogóle można traktować poważnie?
Jedni widzą w nim geniusza, który brawurowo redefiniuje różne rozrywkowe konwencje, od komedii po reality show. Fundament dla jego formalnych fikołków ma stanowić teoria symulakrów francuskiego filozofa Jeana Baudrillarda, wedle której fikcyjne obrazy tak doskonale imitują świat realny, że całkowicie go zastępują, a ten właściwie przestaje istnieć. Inni krytykują Fieldera za makiaweliczne przekraczanie granic paradokumentu i niemoralny żer na naiwnych naturszczykach, którzy biorą udział w jego absurdalnych eksperymentach. Dosłownie kilka dni temu pojawiły się doniesienia, że Fielder, organizując w drugim sezonie przesłuchania do wokalnego talent show, który miał nigdy nie powstać, wprowadził w błąd i wystawił na pośmiewisko wszystkich, którzy przyszli na casting, niesieni marzeniami o wygranej w kolejnej inkarnacji „Idola”. Tymczasem skończyli – niektórzy – w obłąkanej krzyżówce „Truman Show” i „Big Brothera”. Sam Nathan Fielder uparcie podkreśla w wywiadach, że jeśli ktokolwiek wychodzi na głupka w jego serialach, to tylko on, a nie bohaterowie i bohaterki, których znajduje przez ogłoszenia w serwisie Craigslist.
„Można by pomyśleć, że po czterech latach kręcenia serialu, będę potrafił lepiej opisać rzeczy, które robię” – rzucił w rozmowie z brytyjskim reżyserem filmów dokumentalnych Louisem Theroux, którą odbyli na potrzeby magazynu „Interview” pięć lat temu. Wtedy mówił o „Złotym dotyku Nathana”, swoim pierwszym autorskim projekcie dla telewizji, ale i „Próba generalna” nie jest szczególnie łatwa do streszczenia. Albo inaczej: żadne słowa nie opiszą wystarczająco precyzyjnie i w pełni tej wykoncypowanej zgrywy, którą z pokerowym wyrazem twarzy i ku masochistycznej uciesze wszystkich oglądających uprawia Nathan Fielder (bo trudno nazwać czystą przyjemnością to, co czujemy, gdy oglądamy „Próbę generalną”). To najbardziej nieprzenikniony umysł wśród błaznów pracujących dla telewizji premium.
Próba generalna, HBO
Prawda życia, bujda ekranu
A gdyby tak udało się ujarzmić lęk przed nieznanym, testując wszystkie możliwe scenariusze? Pierwszy sezon serialu „Próba generalna” diagnozuje tyleż powszechny, co patologiczny głód kontroli. Nathan Fielder pomaga swoim bohaterkom i bohaterom przygotować się na stresujące wydarzenia w ich życiu. Jest mężczyzna, który po latach decyduje się wyznać przyjaciółce, że zataił przed nią informacje o swoim wykształceniu – przerażony, że prawda zniszczy ich relację. Jest kobieta, która marzy o macierzyństwie, więc Fielder przeprowadza ją przez kolejne etapy rodzicielstwa. Komik gra pozorami z rozmachem. Stawia epickie scenografie, zatrudnia profesjonalnych aktorów i aktorki, czasem działa na granicy etyki. Zawsze operuje na granicy zdrowego rozsądku.
Próba generalna ma się odbyć w warunkach doskonale symulujących rzeczywistość osoby, która bierze w niej udział. I tak aktorka, która gra okłamywaną przyjaciółkę, musi poznać pierwowzór na tyle dobrze, by podczas testu wiarygodnie oddać jej potencjalne reakcje. Fielder zrobi wszystko, na co pozwoli mu budżet HBO i jego własna wyobraźnia. I tylko to pierwsze ma jakiekolwiek granice. Komik w pierwszym sezonie „Próby generalnej” nie tylko poddaje refleksji fiksację na punkcie absolutnego panowania nad każdym strachem, który wyświetla się, gdy myślimy o przyszłości – czy jest to obawa o przyjaźń, czy lęk, że nie podołamy roli rodzica. Przy okazji obnaża kulisy produkcji telewizyjnych typu reality, przypominając, że to nie manipulacje scenariusza i złośliwy montaż zacierają granicę pomiędzy prawdą życia a bujdą ekranu – wszyscy po prostu w kółko coś odgrywamy. Baudrillard zbija piątkę z Goffmanem.
Uratować lotnictwo? Mnie śmieszy
Czy da się zrobić coś bardziej wywrotowego niż pierwszy sezon „Próby generalnej”? Tak. Drugi sezon „Próby generalnej”. „Bałem się powiedzieć byłemu członkowi Narodowej Rady Bezpieczeństwa Transportu, Johnowi Goglii, że fundusze HBO wiążą się z pewnymi ograniczeniami. Mimo że miałem środki, by potencjalnie rozwiązać tę kwestię życia lub śmierci i ocalić prawdziwych ludzi, dostałem te pieniądze na serial komediowy. Na razie mi się nie udało. Po ponad dziesięciu minutach nadal nie ma się z czego śmiać” – opowiada, przechadzając się po zgliszczach rozbitego samolotu. Wszystko tu jest złe. Troska na jego twarzy – niedorzecznie niedograna, błaganie o pomoc ofiary katastrofy – z premedytacją wyzute z emocji.
W epizodzie otwierającym drugi sezon „Próby generalnej” Fielder wyjaśnia, że wnikliwie przestudiował dokumentację opisującą katastrofy lotnicze z przeszłości i zauważył, że decydująca jest dynamika relacji między kapitanem a drugim pilotem. Pierwszy zazwyczaj za bardzo panoszy się w kokpicie, drugi jest niewystarczająco asertywny, by podważać decyzje pierwszego. Nathan Fielder – przekonany, że kluczem do poprawy bezpieczeństwa lotów jest lepsza komunikacja między osobami sterującymi samolotem – postanawia wytrenować pilotów. Robi z nich jurorów i jurorki w talent show, by nauczyli się uprzejmie, ale kategorycznie stawiać opór. Wysyła na randki, by przełamali nieśmiałość. Na wyżyny surrealnej beki wzbija się w odcinku, w którym studiuje życiorys Chesleya „Sully’ego” Sullenbergera, pilota, która lądował awaryjnie na rzece Hudson, a potem odtwarza jego życie, by poczuć, co kształtuje skutecznego, otwartego na komunikację kapitana lotów pasażerskich. To jednocześnie najgłupsze i najpiękniejsze, co zobaczycie w telewizji.
Telewizja dyskomfortu
„Nathan jest skłonny do dziwactwa mocno wykraczającego poza przyjęte normy” – mówił o koledze po fachu na łamach magazynu „Rolling Stone” Seth Rogen, który zna się z Fielderem od podstawówki. „Żaden z komików, których kojarzę, nie byłby w stanie wysiedzieć tyle czasu w milczeniu, aż osoba po drugiej stronie poczuje przymus, żeby się uzewnętrznić, bo wykańcza ją cisza nie do zniesienia”. Abstrakcyjne pomysły Fieldera to jedno. U niego treścią też jest forma. Te momenty bezruchu, przedłużonych spojrzeń w kamerę, nerwowych uśmiechów. Gdy platformy streamingowe ścigają się w produkcji telewizji komfortu, która utuli niespieszną fabułą i ukoi naiwnym happy endem, tych wszystkich „Tedów Lasso” i „Emily w Paryżu”, Nathan Fielder uprawia telewizję dyskomfortu – która drapie, odrzuca, wciąga i uzależnia. Nie wiadomo, co u niego jest na serio, a co jest zmyślnym metażartem. Całe publiczne bycie Fieldera wydaje się z rozmysłem performowane. Gdy założył markę modową z wysokiej jakości odzieżą outdoorową, to tylko po to, by zyski ze sprzedaży ciuchów do wspinaczki przekazać na wprowadzane w amerykańskich podstawówkach programy edukacyjne o Holokauście. Gdy recenzent „The New York Times”, pisząc o serialu „The Curse”, zarzucił Fielderowi, że jest drewnianym aktorem dramatycznym, ten przyszedł na wywiad do show Jimmy’ego Kimmela przebrany za żenująco stereotypowego luzaka, by dowieść, że grał jak drewno, bo przypadła mu w udziale rola neurotycznego sztywniaka. Fielder jest absolwentem studiów biznesowych na Uniwersytecie w Vancouver, więc w pierwszym autorskim serialu, wspomnianym już „Złotym dotyku Nathana”, pomagał małym, walczącym o przetrwanie przedsiębiorcom w rebrandingu ich działalności. Biuro nieruchomości miało wybić się na domach, w których na pewno nie straszy. Mały ogród zoologiczny reklamował się sfingowanym nagraniem, w którym świnka ratuje życie tonącej kozy. Nabrał się internet, nabrały się telewizje śniadaniowe, które wyemitowały wideo. W czasach seriali kręconych pod uśrednione gusta anonimowej publiczności i przewidywalnych produkcji z taśmy, Nathan Fielder jako jeden z niewielu potrafi być nieobliczalny. Taki geniusz to doprawdy żenada.
Próba generalna, HBO
Drugi sezon serialu „Próba generalna” można oglądać w serwisie streamingowym Max.
