Mitologie: Olga Tokarczuk jak matka Polka

Mitologie: Olga Tokarczuk jak matka Polka

( 06.10.2023 )

Polacy to jedna wielka rodzina, w której każdy gra konkretną rolę. Większość z nas to równi sobie bracia i siostry w wieku produkcyjnym. Spaja nas ogromna dawka braterskiej zawiści i rywalizacji o miłość rodziców, którą równoważy wzajemne oddanie. Tak dobieramy się w pary.

Polacy to jedna wielka rodzina, w której każdy gra konkretną rolę. Większość z nas to równi sobie bracia i siostry w wieku produkcyjnym. Spaja nas ogromna dawka braterskiej zawiści i rywalizacji o miłość rodziców, którą równoważy wzajemne oddanie. Tak dobieramy się w pary. 

I tak powstają dzieci, które nie powinny nas tu interesować. Świadomie otaczamy je troską. Nieświadomie stają się ekranem do projekcji uczuć niechcianych, a mimo to obecnych. Nie jest to łatwy los. Z lubością i skrytą nienawiścią zamykamy je na szychtę w szkołach, głównie po to, by mieć spokój przez połowę dnia. Sami przecież jesteśmy jak dzieci. Dlatego dużo ciekawsze są potrzeby kierowane przez tych nominalnie dorosłych wobec wyobrażonych rodziców. Kim są rodzice? 

W polskiej rodzinie – opartej na języku narodowym i wielkim systemie przeniesień – to autorytety. Wszyscy marudzimy o upadku autorytetów, co najpewniej wynika z poczucia utraty władzy. O upadku autorytetów mówi ten, kto przestaje nim być albo sypie mu się pewność, że autorytety są mniej więcej tam, gdzie sam by chciał, żeby były. A że autorytet ma to do siebie, że nie jest własnością tego, kto został nim obdarzony, codziennie obserwujemy detronizacje. Ale poszukiwania autorytetów trwają, orka odbywa się codziennie. To nieodmienna, dziedziczona ile wlezie część wyposażenia dziecięcego mózgu, która nie znika u dorosłych. Gdzie ojciec, gdzie matka? Kto się mną zajmie?

Ostatniego ojca narodu, jednego, może dwóch, wskazać łatwo. Pierwszym był Jan Paweł II, który z ojca narodu (a trzeba mu przyznać, umiał grać tę rolę) powoli zamienił się w ducha narodu, aż w końcu stał się duszkiem, którego wywołuje się przy okazji większych spotkań, ale nie liczy z jego obecnością. Tak dzieci wywołują duchy. 

Drugim ojcem narodu został Wałęsa. Kłopot z tym przeniesieniem polega na tym, że jest zbyt bliskie życia. Po stronie samego Wałęsy nie ma ciążenia, jest za lekki, za śmieszny, by rozpoznawać w nim ojca. Nie dalej jak w zeszłym kwartale Internet obiegła fotografia prezydenta kąpiącego się w piwie. Tych kuriozalnych fotografii jest więcej, no i niestety, nie wiadomo też, czy nie strzelał z ucha do innej, niepolskiej rodziny! Tu na boku można by powiedzieć, że ta jego życiowość powinna z niego robić wzorowego kandydata na rolę ojca, ale, jak pisał Mickiewicz, „kto nigdy nie był człowiekiem, temu człowiek nic nie pomoże”; a my Polacy nie chcemy być ludźmi, przynajmniej dorosłymi. Więc Wałęsa nie. 

I tu pojawia się wątek matek. Skoro zawiedliśmy się na ojcach (zjawisko charakterystyczne dla rozstania z patriarchatem), dużo łatwiej będzie nam obsadzić w tej roli matki. Prowadzimy swoje życie z nadzieją, że wokół pojawią się takie kobiety, od których jako dorośli ludzie dostaniemy to, czego za dziecka potrzebowaliśmy od matki: troskę, czułość, widoczność i bezgraniczną miłość.

Dziękujemy!
( Sztuka ) ( Esej ) ( Olga Drenda )

Chleb z gleby. Teresa Murak i misterium istnienia

Kto ostatnio świadczył takie usługi dla naszej rodziny? Hanna Suchocka – nie. Janina Ochojska – może. Otylia Jędrzejczak – raczej starsza siostra. Beata Szydło – raczej ciocia, Agnieszka Holland też. Wisława Szymborska, nie, przecież ona nie kojarzy się z dziećmi. Nie ma! To spróbujmy inaczej. Za wskazówkę przyjmijmy pretensje, jakie zgłaszamy wobec tych kobiet. Im bliżej naszym narzekaniom do haseł w rodzaju „szkoda, że rodzice nie są tacy, jak byśmy chcieli”, tym bliżej kobiecie, którą wybraliśmy i wybrałyśmy, do roli matki. I tu przychodzi na myśl jeszcze jedno nazwisko. 

A pamiętacie, jak siedząc wygodnie na swoim festiwalu Góry Literatury, powiedziała, że jej literatura nie jest dla idiotów (jakby przy okazji reklamowała niemiecką sieć sklepów z elektroniką)? A pamiętacie jak ostatnio na ten sam festiwal zaprosiła firmę „Kruk” do sponsorowania panelu poświęconego żeńskim i męskim końcówkom w języku? Prezes „Kruka” to oświecony człowiek. Zbiera sztukę, sponsoruje festiwale, ale jego firma niczym się nie różni od konkurencji (kiedy ustawa!). Każdy kto miał kiedyś sprawę z firmą windykacyjną poświadczy, że nieetyczne praktyki, manipulacje i nękanie są na porządku dziennym w tej branży.

Co było odpowiedzią ludzi kulturalnych na te codzienne sytuacje? Uwikłani towarzysko, uwikłani finansowo broniki Tokarczuk, ale co z resztą…? 

Rozległo się jednomyślne wycie polskiej rodziny, a przynajmniej środowiska bardzo kulturalnego i wykształconego, że tak nie można! Od człowieka, który zajmuje się literaturą, wymagamy pewnej dozy idealizmu i matko-tereso-z-kalkutowości (zgodnie z noblowskim werdyktem), niezależnie, czy ta Kalkuta wyssana z palca, czy nie.

Matka – w której to roli chcielibyśmy obsadzić Tokarczuk – nie może sobie pozwalać na takie uwagi względem swoich dzieci, nawet tych nieczytających. Musi nie tyle zachować pozory (pozory – to byłoby najgorsze!), co szczerze i dogłębnie kochać i z czystego serca służyć. 

A ona nie chce służyć! Co to za matka?! Noblistka, nauczycielka, łączniczka z ziemią, nieświadomością i stosem przodków, a jednocześnie kobieta o własnej fantazji i własnych  zwyczajach. To się nie mieści w głowie człowieka, który chciałby w końcu nie być sierotą. W literaturze miał dotąd obstawioną pozycję ojca. To Sienkiewicz: ten stanął na wysokości zadania. Teraz przydałaby się matka. Jak dotąd nie udało się to ani Dąbrowskiej, ani Nałkowskiej, ani zwłaszcza Szymborskiej. Owszem, była szansa – za werdyktem Akademii Noblowskiej obsadzić w tej roli Tokarczuk. Okazało się jednak, że człowiek nie dorasta dziełu do pięt. 

Co zresztą mówi więcej o samej literaturze niż o naszej potrzebie produkowania autorytetów. Wierzymy, że ta pierwsza stanie się źródłem emancypacji, oświecenia, a na koniec okazuje się, że oświecenie może po prostu oznaczać elitarny salonik literacki ze światowymi koneksjami, do którego nie zapraszamy idiotów. Cóż. To jakby sama Tokarczuk była sobie najlepszą matką ze wszystkich za sprawą literatury – ale tylko swojej własnej. Druga sprawa, że w Polsce jest tylko jedna możliwa matka dla wszystkich. Matka Boska. 

( Mintowe Ciasteczka )

Nasza strona korzysta z cookies w celu analizy odwiedzin.
Jeżeli chcesz dowiedzieć się jak to działa, zapraszamy na stronę Polityka Prywatności.