Uważne oko Eriki Hoffmann. Wystawa „Third Skin”

Uważne oko Eriki Hoffmann. Wystawa „Third Skin”

( 16.11.2023 )

Co o polskich kolekcjach sztuki współczesnej mówi wystawa „Third Skin” w Op enheim, złożona z prac należących do kolekcji Eriki Hoffmann

W kraju liczącym trzydzieści osiem milionów obywateli, w którym wartość sprzedaży dzieł sztuki, zarówno dawnych, jak i współczesnych, wyceniono w 2022 roku na 650,7 mln złotych (dane z GUS), niewiele jest miejsc prezentujących kolekcje prywatne – nie wspominając o innych inicjatywach. Myślę, że takich instytucji jest maksymalnie dziesięć. BMW Art Guide by Independent Collectors w ostatniej edycji z 2022 roku podaje trzy lokalizacje, gdzie nie jest łatwo się dostać. Zaskakujące jest to, że trzy z dziesięciu znanych mi miejsc – i nie są to te z przewodnika BMW – znajdują się we Wrocławiu. Ale może nie powinno to dziwić, bo które inne miasto w obecnych granicach Polski mogłoby pochwalić się bogatszą tradycją kolekcjonerską niż dawne Breslau?

We Wrocławiu mamy zatem 66P, miejsce dla mnie dość enigmatyczne, ale coraz bardziej zaznaczające swoją obecność na scenie ogólnokrajowej, otwartą dosłownie dwa miesiące temu Krupa Art Foundation oraz galerię Op enheim na Placu Solnym. Ta ostatnia od 2018 roku mieści się w odrestaurowanej barokowej kamienicy, a od niedawna rozpoczęła swoje działania również w Tarczynie, wiosce znajdującej się na końcu szutrowej drogi wśród karkonoskich łąk.

Jedną z misji dwóch z trzech wymienionych powyżej instytucji jest promocja idei kolekcjonerstwa, a także współpracy publiczno-prywatnej. Co ma do zaproponowania Krupa Art Foundation czas pokaże, natomiast Op enheim gromadzi wokół siebie przede wszystkim środowisko kolekcjonerskie i organizuje wystawy budowane w oparciu o konkretne kolekcje – ostatni można tam było oglądać kolekcje Galerii Studio czy Volkera Diehla.
Aktualnie na pierwszym piętrze kamienicy Op enheima prezentowana jest wystawa „Third Skin”, która składa się z prac ze zbioru niemieckiej kolekcjonerki Eriki Hoffmann.

Dziękujemy!

Nobuyoshi Araki, Untitled (from the series_ Obscenities), 1994 Sammlung Hoffmann, Berlin; © Nobuyoshi Araki

W pięciu niepozornych salkach z drewnianą podłogą i resztkami polichromii na ścianach pokazywane są prace między innymi Nobuyoshi Arakiego, Jean-Michel Basquiat’a, Monicki Bonvicini, czy Felixa Gonzalez-Torresa. Charakter tego miejsca doskonale zresztą oddaje sposób, w jaki Erika Hoffmann pokazuje kolekcję u siebie. Sformułowanie „u siebie” jest tu literalne, ponieważ berlińskie zbiory z reguły wiszą w mieszkaniu kolekcjonerki. Co sobotę umówione wcześniej grupy oprowadzane są po jej domu przez przewodników, a nierzadko zdarza się, że i sama właścicielka dorzuci kilka anegdot. Koncepcja wystawy zmienia się raz w roku. Jest budowana nie w oparciu o narzucony temat, lecz dialog pomiędzy wystawianymi obiektami.

We Wrocławiu nie pokazano dzieł spektakularnych, ale też nie o to chodzi w prezentacjach prywatnych kolekcji. Dobór dzieł więcej mówi o samej właścicielce – co chce włączyć we własne uniwersum i czym chce się otaczać. Bliskość, z jaką Erika Hoffmann porusza się wśród wybranych przez siebie dzieł doskonale oddaje tytuł wystawy, „Third Skin”. Sztuka jest dla niej trzecią skórą – zaraz po tej naturalnej i ubraniu – kluczowym elementem otoczenia, który pozwala jej funkcjonować na co dzień.

Dziękujemy!
( Sztuka ) ( Recenzja ) ( Stach Szabłowski )

Co robił Kentridge w Białymstoku

Co ta wystawa mówi o kondycji polskiego kolekcjonerstwa, jeśli potraktujemy ją jako krzywe zwierciadło? Można uciekać się do dość oczywistych obserwacji związanych z wielomedialnością prezentowanych dzieł (rzeźby, instalacje, wideo, rysunek, tkanina, itd.), międzynarodowym doborem nazwisk, sugerowaniem się jakością dzieła, a nie jego wymiarami (na wystawie wiszą prace niewielkie, ale o wielkiej sile oddziaływania, oraz imponujące instalacje o niezwykle intymnym charakterze). Wszystko to świadczy o odwadze kolekcjonerskiej. Dla mnie jednak najistotniejsza wydaje się konsekwencja, z którą Hoffmann buduje swoją kolekcję. Od samego niemal początku jednym z celów Eriki i Rolfa Hoffmannów było złapanie momentu historycznego za pomocą sztuki i pokazania tego obrazu szerszej publiczności. Powstająca od lat sześćdziesiątych kolekcja w 1997 roku znalazła swoje stałe miejsce w berlińskim lofcie. Kolekcjonerzy mieli na uwadze, że wiele osób chciałoby współdzielić doświadczenie obcowania z tymi dziełami.

Stąd po upadku Muru Berlińskiego postanowili przekazać części zbiorów do Drezna – miasta niemalże zrównanego z ziemią w czasie II wojny światowej, a później odciętego od Europy Zachodniej. Wówczas wyjście naprzeciw Europie Wschodniej się nie udało, jak mówi kolekcjonerka w rozmowie z Jackiem Michalakiem: „Może było za wcześnie”. Dopiero powołane w 2018 roku Schenkung Sammlung Hoffmann umożliwiło budowanie mostu pomiędzy zbiorami publicznymi Drezna a wybranymi pracami z prywatnej kolekcji Hoffmann. Erika Hoffmann dopięła swego.

Po świeżej lekturze Rozmów z kolekcjonerami (wydanej przez Fundację Sztuki Polskiej ING z okazji ostatniego Warsaw Gallery Weekend) mam poczucie, że ciągle kręcimy się wokół tych samych tematów. To, że w większości polskich kolekcji powtarzają się te same nazwiska, że wciąż kupujemy „naszych”, że prywatne kolekcje nie są udostępniane szerszej publiczności…

Dużo można pisać o tych zagadnieniach z socjologicznego punktu widzenia. Najpoważniejszym problemem jest jednak brak pomysłu na to, co ma stać się z kolekcjami po śmierci ich założycieli. Potomstwo najwyraźniej nie wykazuje zainteresowania kontynuowaniem szaleństwa rodziców. Nikt też nie deklaruje chęci oddania zbiorów instytucjom publicznym, choć tutaj problem pewnie leży po obu stronach. Może zmiany polityczne przyniosą odmrożenie tych relacji, aczkolwiek wydaje mi się, że jeszcze sporo wody upłynie w Wiśle, zanim publiczno-prywatne partnerstwo stanie się naturalną formą rozwoju instytucji. Niech pierwszą jaskółką dobrych zmian będzie decyzja o przekazaniu części kolekcji Teresy i Andrzeja Starmachów do MOCAK-u i MUFO – co ciekawe, z pominięciem Muzeum Narodowego, w którym przecież Starmachowie kolekcję swoją prezentowali. Mimo że rynek sztuki jest w Polsce niezwykle rozgrzany i co chwile słyszy się o nowej „kolekcji”, na ustabilizowanie się tego zapału i dojrzałość kolekcjonerską jeszcze trochę poczekamy. Cytując Erikę Hoffmann, „może jeszcze jest za wcześnie”.

Dziękujemy!

Madeleine Berkhemer, Cokkie’s Day Off, 2001 Schenkung Sammlung Hoffmann, Staatliche Kunstsammlungen Dresden, Madeleine Berkhemer; photo Herbert Boswank

( Mintowe Ciasteczka )

Nasza strona korzysta z cookies w celu analizy odwiedzin.
Jeżeli chcesz dowiedzieć się jak to działa, zapraszamy na stronę Polityka Prywatności.