Gdzie jest Spike?

Gdzie jest Spike?

( 17.01.2024 )

Największa retrospektywa nowojorskiego reżysera to jazda bez trzymanki przez kolekcję inspiracji i kontekstów, z których Lee skonstruował swój dorobek filmowy.

Najlepsza komedia to taka, która ma w sobie ziarno prawdy. Dlatego wciąż pamiętam jeden skecz na temat marszów Black Lives Matter, które odbywały się w Nowym Jorku w czasie pandemii. W rolce, którą podsunął mi instagramowy algorytm, Amerykanin włoskiego pochodzenia mówił: „I wtedy zrobiłem dokładnie to, co każdy białas, gdy orientuje się, że jest częścią problemu: zacząłem skandować antyrasistowskie slogany jeszcze głośniej!”. Podobnie  odbieram wystawę „Creative Sources” Spike’a Lee w Brooklyn Museum. Jej skala i rozmach wydają mi się proporcjonalne do wyrzutów sumienia, jakie amerykańskie instytucje mają względem czarnej kultury. Retrospektywa Lee odbywa się na fali innych prezentacji tego typu, zaczynając od zeszłorocznego pokazu Nicka Cave’a i jego ochronnych kostiumów antyrasistowskich w Guggenheim Museum, a kończąc na wideo-instalacji Onyeki Igwe w MoMA PS1. W Stanach te same tematy podejmuje się też w bardziej popowym wydaniu, na przykład w serialu The Gilded Age, gdzie przedsiębiorczość Afroamerykanów jest ukazana jako ważny element nowojorskiego kapitalizmu w drugiej połowie XIX wieku. 

Dziękujemy!

Spike Lee, 2023. fot. Jamel Shabazz

*Reklama

Przewrotną ripostą na artystowską i popkulturową koniunkturę jest fragment Malcolma X, który Spike nakręcił w 1992 roku. Film jest prezentowany w pierwszej sali nowojorskiej wystawy. Przedstawia życie tytułowego bohatera – wpływowego czarnoskórego aktywisty w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych XX wieku. W cytowanym fragmencie Malcolm wygłasza przemówienie: „Zanim istniał rasizm – byliśmy czarni. Kiedy zniknie rasizm – nadal będziemy czarni”. Piękna perspektywa budująca zdrowy dystans. Ten fragment sprawdziłby się raczej jako punkt kulminacyjny wystawy, a nie jej początek. 

Ciekawe, że cytaty z filmów Lee zajmują najmniejszą część pokazu. W zamian dostajemy lekcję z historii afroamerykańskiej kultury ostatniego stulecia, opowiedzianą za pomocą ponad trzystu pięćdziesięciu eksponatów. Wśród obiektów znajdują się fotografie, obrazy, okładki albumów, plakaty filmowe, listy i kostiumy, wiele z nich z autografami. Krążąc po salach muzeum, uśmiecham się, gdy udziela mi się nostalgiczny nastrój, bo atmosfera przypomina mi o czasach, kiedy sama przykładałam wagę do czyichś podpisów. Nigdy nie byłam bardzo zdeterminowana, by je zdobywać, dlatego prędko wyleczyłam się też z polowania na selfie z moimi idolami. Dzisiaj z przyjemnością zadowoliłabym się wyłącznie krótką rozmową z kimś, kogo cenię. Rozczula mnie myśl, że Spike Lee pielęgnuje w sobie dzieciaka z Brooklynu i że nieustannie kręci go chomikowanie pamiątek po ludziach, którzy go inspirują. „I’m still collecting – I’m definitely not stopping now” – mówi w krótkim filmiku promującym wystawę.

Dziękujemy!

Spike Lee – Creative Sources. Brooklyn Museum, fot. Paula Abreu Pita

Dziękujemy!
( Rozmowa ) ( Joanna Ruszczyk )

Jak fotograf Andrzej Tobis zobaczył polskie duchy?

Kolekcja pokazana w Brooklyn Museum została tematycznie podzielona na siedem odrębnych sekcji. Są tu między innymi rodzina, miasto, historia kina czy sport. Ważnym komponentem narracji są nawiązania do wpływowych postaci, takich jak Nelson Mandela, Barack Obama, Shirley Chisholm, Angela Davis i Toni Morrison w formie fotografii, plakatów i memorabiliów z nimi związanych. Osobnym wątkiem są silne związki Lee z Brooklynem, ukazane na zdjęciach  Davida Lee i Tseng Kwong Chi, a także plakaty filmowe i dekoracje sceniczne z filmów osadzonych w Brooklynie: na przykład Do the Right Thing i Shes Gotta Have It. Last but not least, kuratorzy oddali hołd czarnoskórym sportowcom i fascynacji, jaką darzy ich słynny reżyser – możemy z bliska obejrzeć rakiety tenisowe Arthura Ashe’a czy Sereny Williams. Fotografie Davida Levinthala, przedstawiające istotne momenty w historii sportu za pomocą figurek-zabawek Michaela Jordana i Willie’ego Maysa, dodatkowo podkreślają relację między sportem i kulturą w kolekcji Lee’a.

Każda z podstawowych części wystawy przywołuje też dzieła wybitnych artystów afroamerykańskich. Kehinde Wiley, Deborah Roberts czy Michael Ray Charles. W tej kategorii zdecydowanie wygrywa minimalistyczny obraz Normana Lewisa – jedynego czarnego malarza w ruchu Abstract Expressionist, o którym niewiele osób dziś pamięta. Jego „America Beautiful” wisi naprzeciwko ekranu z zapętlonym fragmentem przemówienia Malcolma X, a formatem przypomina duży ekran płaskiego telewizora. Czarne płótno jest poprzetykane smugami białej farby, które z bliska wyglądają jak sylwetki członków Ku Klux Klanu. Obraz powstał w 1960 roku, siedem lat po tym, jak Ralph Ellison napisał powieść Invisible Man, za którą dostał National Book Award (pierwszy Afroamerykanin w historii tej nagrody). Bohaterem powieści jest bezimienny czarny mężczyzna, który przeprowadza się z amerykańskiego Południa do Nowego Jorku w poszukiwaniu własnej tożsamości. Obrazy Lewisa przypominają mrok piwnicy, w której bohater zaczyna swoje nowe życie, w ramach buntu społecznego odprowadzając ogromne ilości prądu z lokalnej elektrowni. 

Dziękujemy!

Spike Lee – Creative Sources. Brooklyn Museum, fot. Paula Abreu Pita

Mimo że na wystawie brak odniesień do Ellisona, wielobarwna persona Spike’a Lee przypomina mi alter ego afroamerykańskiego bohatera. Wystawa poświęcona reżyserowi jest również lekcją z budowania wizerunku, czy jak to się mówi w marketingu: z personal brandingu. Na przykład ukazana w muzeum stylizacja Lee z Cannes w 2021 roku, kiedy został pierwszym czarnoskórym przewodniczącym filmowego jury, jest wspaniałą prowokacją przygotowaną na potrzeby mediów. Różowy garnitur sparowany z torbą Louis Vuitton, łącząca baseballową siatkę ze skórzanym paskiem z ikonicznym logo, to żart wycelowany zarówno w konsumpcjonizm, jak i zamiłowanie afroamerykańskiej kultury do wyrazistych barw. Jednak w przeciwieństwie do głównego bohatera Ellisona, Spike znalazł skuteczny sposób na to, żeby zostać dostrzeżonym w rasistowskim społeczeństwie: obudował się tak ogromną ilością kontekstów i nawiązał przyjaźnie z tak dużą liczbą przedstawicieli międzynarodowej kultury, że trudno dziś nie znać jego twórczości. 

Po jakimś czasie „Creative Sources” zaczyna niestety przypominać grę pod tytułem „Gdzie jest Spike?” – bo przedmiotów jest tak wiele i wszystkie wydają się równie istotne i ekscytujące. Poszukiwanie reżysera w przepastnej wunderkamerze jego własnej kolekcji zakończyło się, kiedy stanęłam przed wieloformatową fotografią przedstawiającą tęczówkę jego oka. 100 % Spike’a w Spike’u. Abstrakcja i realizm w jednym kadrze. Wystawa w Brooklyn Museum mogłaby zaczynać się i kończyć na tym jednym obrazie, a dochody ze sprzedaży reszty kolekcji mogłyby zostać przeznaczone na coroczne stypendium dla obiecujących czarnych reżyserów i reżyserek. 

Dziękujemy!

Spike Lee – Creative Sources. Brooklyn Museum, fot. Paula Abreu Pita

( Mintowe Ciasteczka )

Nasza strona korzysta z cookies w celu analizy odwiedzin.
Jeżeli chcesz dowiedzieć się jak to działa, zapraszamy na stronę Polityka Prywatności.