I taki to był tydzień w kulturze. 960 zł za wywiad i co robi Spotify z „Car Thing”

Aleksander Hudzik
literatura
muzyka
przegląd tygodnia
sztuka
31.05.2024
3 min. czytania

W zeszłym tygodniu dziennikarski zakątek internetu żył wpisem Cezarego Łazarewicza o tym, że jego żona za wywiad dostała tylko 960 złotych (dotychczas wydawało mi się, że to uczciwa stawka, więc dzięki kolego po fachu, teraz jeszcze bardziej wiem, że jestem biedny).

152 dni – tyle ma najmłodszy malarz na świecie, a przynajmniej tak podaje księga rekordów Guinnessa. Nie zdawałem sobie sprawy, że książka, w której notuje się takie wyczyny jak najdłuższe włosy wyrastające z uszu, zajmuje się też sprawami artystów. Nie wiem też czemu i komu ma służyć kariera dziecka, którego bazgroły opisuje się frazesami: „panuje nad kompozycją”, „rozumie znaczenie kontrapunktu”. Bo jak dla mnie to dziecko rozumie na razie mniej więcej tyle, co „mama”, „tata”, a jego rodzice rozumieją, jak zarabiać pieniądze. A ja napisałem to tylko po to, żeby przypomnieć o tym, że kilka tygodni temu zmarł malarz wart wspomnienia, świnka Pigasso.

Ace Liam Nana Sam Ankrah ze swoimi obrazami, fot. Chantelle Kuukua Eghan (matka)

Ten tydzień w kulturze mógłby stać się kalendarium nagród przeróżnych. Pominę Złotą Palmę w Cannes, bo o niej usłyszycie w podcaście „I taki to jest miesiąc w kulturze”. Tymczasem nagrodę Bookera w wydaniu Międzynarodowym otrzymała niemiecka pisarka Jenny Erpenbeck za książkę „Kairos”. Nagrodę dostał też tłumacz dzieła na język angielski, Michael Hofmann. A o tym, że praca tłumaczy i tłumaczek jest coraz lepiej widoczna, świadczy Poznańska Nagroda Literacka, którą odebrała Aga Zano. To tłumaczka, dzięki której Charles Yu śmieszy, a Collum McCann jest tak poplątany, jak chciałby tego autor. I tylko chciałbym przy okazji zauważyć, że praca ludzi podobnych do Agi Zano powinna być nagradzana nie tylko prestiżem, ale i pieniędzmi. W zeszłym tygodniu dziennikarski zakątek internetu żył wpisem Cezarego Łazarewicza o tym, że jego żona za wywiad dostała tylko 960 złotych (dotychczas wydawało mi się, że to uczciwa stawka, więc dzięki kolego po fachu, teraz jeszcze bardziej wiem, że jestem biedny). W jednym z komentarzy przywołano historię tłumaczki (której dane po chwili zanonimizowano). Ta tłumaczka za pracę nad książką nominowanego do Bookera pisarza, który lubi wydawać książki liczące więcej niż 700 stron, miała dostać niewiele ponad 5 tysięcy złotych. I taki to jest biznes kulturalny.

Spotify Car Thing

No i skoro jesteśmy przy pieniądzach, to… Spotify. Bo wiecie, Spotify 3 lata temu wpadło na genialny pomysł (poza sprzedawaniem ludziom abonamentu na muzykę z internetu): postanowili stworzyć swoje pierwsze urządzenie grające przeznaczone do słuchania muzyki w autach. Naprawdę, genialny pomysł, jest XXI wiek, a ktoś w Szwecji właśnie wymyślił radio. O przenikliwości tego projektu mogła świadczyć jego nazwa: „Car Thing”. Samochodowa rzecz kosztowała mniej więcej 400 złotych, musiała być stale podłączona do zasilania i sparowana z telefonem. Urządzenie tak bardzo nie spodobało się klientom, że po trzech latach zdecydowano o wycofaniu go ze sprzedaży. Po kolejnej aktualizacji Spotify, Car Thing stanie się kompletnie bezużyteczny. Zwrotu pieniędzy nie należy oczekiwać. Jak dla mnie to genialny model biznesowy. Tworzyć bezużyteczne przedmioty, sprzedawać je za niezłe pieniądze, a po kilku latach ogłaszać, że w sumie to nie wiadomo po co ktoś je w ogóle stworzył. Brzmi jak rynek sztuki.

I taki to był tydzień w kulturze.