I taki to był tydzień w kulturze. Osoby w kryzysie Open’era i gdzie ci nowi amerykańscy pisarze

Aleksander Hudzik
literatura
muzyka
przegląd tygodnia
5.07.2024
3 min. czytania

Pamiętajcie – uczestniczycie w czymś godnym uwagi: za kilkadziesiąt lat będzie się powtarzać, że chociaż zmiany klimatyczne wciąż zaskakują nieregularnością, pierwszy weekend lipca nad morzem zawsze jest zimny i deszczowy.

Ten tydzień upływa mi pod znakiem współczucia osobom znajdującym się w kryzysie Open’era. Wasz cosplay życia w obozowisku, z którego można wyjść tylko jedną bramą niezależnie od statusu waszych bransoletek, od basic po VIP, jest godny podziwu. Ale pamiętajcie – uczestniczycie w czymś godnym uwagi: za kilkadziesiąt lat będzie się powtarzać, że chociaż zmiany klimatyczne wciąż zaskakują nieregularnością, pierwszy weekend lipca nad morzem zawsze jest zimny i deszczowy.

To był tydzień wzburzenia. Znany polski kompozytor muzyki kościelno-filmowej z doświadczeniem piwniczenia pod Baranami, czyli Zbigniew Preisner, oburzył się na standardy linii lotniczych Ryanair. Preisner wsiadł do samolotu w Grecji, samolot odleciał jak trzeba, ale wylądował, jak w wierszu Leopolda Staffa, „gdzie indziej niż się chciało”. Zrobiła się z tego afera, bo kierowca czekający na podróżującego musiał podjechać do Katowic, a nie na Balice. #dramat. Preisner spisał swoje wrażenia na Facebooku, Ryanair musiał się tłumaczyć. Co z resztą pasażerów? Nie wiadomo. Kierowca odjechał. Ja już rozumiem, skąd te protesty artystów o tantiemy, skoro po nagraniu 35 płyt, w tym z muzyką do „Dekalogu” Kieślowskiego czy „Zabić księdza” Agnieszki Holland, wciąż trzeba latać liniami, w których dopłaca się nawet za dodatkową literę w nazwisku. A tak poważnie, to celebryci i gwiazdy kultury narzekający na niedogodności, które po prostu się zdarzają, zwłaszcza w transporcie publicznym, w moim osobistym rankingu kręgów piekielnych są niżej od tych, którzy latają własnymi jetami. 


Jest lipiec, znaczy się że pół roku za nami, a na mojej liście najlepszych jak dotąd książek, które przeczytałem w 2024 roku, zero najnowszej prozy amerykańskiej w polskim tłumaczeniu. Ze wszystkich książek ostatniego półrocza podobały mi się „Noc szpilek” Santiago Roncagliolo i „Sielanka” Akiego Ollikainena (obie wydane w ArtRage). Ale ja się pytam, gdzie te wspaniałe amerykańskie powieści: „North Woods” Daniela Masona, nominowana w zeszłym roku do chyba każdej amerykańskiej nagrody literackiej, wspaniała komedia literacka z 2023, czyli „Big Swiss” Jen Beagin, albo „The Love Songs of W.E.B. Du Bois”, jedna z najważniejszych książek ostatniej dekady, opublikowana w 2021 roku przez Honoree Fanonne Jeffers. Ja wiem, że tłumaczy się tylko książki, które dostają Bookera, ale niech ktoś mi da tę piękną literaturę, bo warto! Nawet jeśli – jak w przypadku książki Fanonne Jeffers – trzeba tłumaczyć 800 stron poświęconych czarnemu socjologowi.

I taki to był tydzień w coolturze.