Soviet Playgrounds, Zupagrafika

W centrum osiedla stoi afrykański słoń. Radzieckie place zabaw

Sebastian Frąckiewicz
architektura
fotografia
wywiad
30.05.2024
6 min. czytania

Rodzice dzieci nie narzekali na to, że elementy są zrobione z metalu, że mogą być niebezpieczne. Raczej żałowali, że wszystko się rozsypuje, nikt nie naprawia zjeżdżalni czy drabinek.

Rozmowa z Davidem Navarro, współautorem (wraz z Martyną Sobecką) książki fotograficznej „Soviet Playgrounds”

Przed naszą rozmową pokazałem twoją książkę mojej siedmioletniej córce i była zachwycona. Koniecznie chciała jechać na jeden z tych placów zabaw, nie przejęła się informacją, że są zaniedbane i mało bezpieczne. Ważne było, że zjeżdżalnie są duże, a drabinki wysokie. A jak wyglądał plac zabaw, na którym bawiłeś się jako dzieciak w Hiszpanii?


Tak się składa, że gdy byłem mały, moi rodzice postanowili przeprowadzić się na przedmieścia, więc w ogóle nie miałem placu zabaw. Mój plac zabaw to był las, przyroda, zwierzęta i kury. 

To z powodu tego braku zainteresowaliście się z Martyną stworzeniem postsowieckiej typologii placów zabaw?

Nie (śmiech). Choć muszę przyznać, że bardzo popularne na placach zabaw w dawnych radzieckich miastach są elementy bardzo popularne. Ale temat na książkę narodził się przy okazji wcześniejszych książek dokumentujących blokowiska w byłym bloku socjalistycznym. Większość z tych osiedli miała bardzo dużo przestrzeni wspólnych: parki, skwery i właśnie place zabaw.

Czy te place zabaw powstawały w taki masowy sposób jak bloki? Niektóre z nich wyglądają jak ponury żart: na przykład w centrum osiedla skutej lodem Workuty stoi afrykański słoń.

Słoń ma zupełnie inny kontekst. Po prostu na terenie Rosji jest wiele placów zabaw z motywami zwierząt: słonie, żyrafy, ale i wspomniane kury. Z kolei w krajach bałtyckich te place wypełnione są raczej motywami geometrycznymi: piramidy, kule ziemskie i tym podobne. Produkcja była raczej masowa, choć zdarzały się także indywidualne projekty – coś w stylu parków tematycznych.  Znaleźliśmy je na terenie Ukrainy, na przykład w Tarnopolu (Tarnopil) istniał taki park o nazwie „Kosmiczne miasteczko”. Z kolei w mieście Donieck miejscowa fotografka Tetiana Kabakova zrobiła do naszej książki zdjęcie wielkiego Guliwera.

Soviet Playgrounds, Zupagrafika

W oczy rzuca się tematyka kosmiczna: rakiety, planety, roboty, orbity. Od razu przychodzi na myśl indoktrynacja dzieci w czasie zimnej wojny i wyścig zbrojeń.


Trudno się temu dziwić, dokumentowaliśmy obiekty z czasów, gdy Zachód i Związek Radziecki rywalizowały o podbój kosmosu. Co ciekawe, bardzo podobne motywy można znaleźć na placach zabaw na amerykańskich osiedlach budowanych w latach sześćdziesiątych. Planety, rakiety – wszystko zrobione z metalu. Nie mam pojęcia, kto się na kim wzorował. A może te projekty powstawały niezależnie? Natomiast w Polsce nie znalazłem zbyt wielu motywów rakiety, z tego, co wiem, występują tylko w Elblągu i kilku innych miastach.

Fotografie zamieszczone w książce pochodzą z ostatniej dekady. Jak rozumiem, place na terenie Ukrainy zostały częściowo zniszczone. A jak to wygląda w Rosji czy na Litwie?

Wszędzie następuje proces zamiany starych i zaniedbanych urządzeń na nowe. W krajach bałtyckich stare place często są ogrodzone płotem i wyłączone z użytku, żeby nikt z nich nie korzystał. Są zbyt niebezpieczne. Ukraina to oczywiście inny przypadek.


Wspomniana już wcześniej zjeżdżalnia w kształcie Guliwera została przeniesiona z placu zabaw do parku. Inne miejsca są ostrzelane, jak plac zabaw w kijowskiej dzielnicy Obolon. W książce zamieściliśmy jego zdjęcie w obecnym stanie. Z kolei wspaniały, tematyczny plac zabaw – również kosmiczny – w Tarnopolu został zdemontowany. To ogromna szkoda, bo był jedyny w swoim rodzaju. Ale można go jeszcze zobaczyć w Soviet Playgrounds.

Soviet Playgrounds, Zupagrafika

Czy rozmawialiście z dziećmi lub dorosłymi mieszkańcami tych osiedli, na których znajdują się place zabaw, gdy robiliście zdjęcia?

Tak, starsi ludzie często wspominali swoje dzieciństwo, opowiadali, ile godzin spędzali na drążkach, i narzekali, że teraz dzieciaki nie biegają po podwórku, tylko siedzą z nosem w smartfonie. Natomiast rodzice dzieci wcale nie narzekali na to, że elementy są zrobione z metalu, że mogą być niebezpieczne. Raczej żałowali, że wszystko się rozsypuje, nikt nie naprawia zjeżdżalni czy drabinek. Gdyby było inaczej, przychodziliby ze swoimi dziećmi.

Nawet zimą? Metalowe drążki zimą nie są zbyt przyjemnym doświadczeniem. Zdziwiłem się, że macie tyle zimowych zdjęć w swojej książce.

Powód jest czysto estetyczny. Kiedy dookoła jest biało i nie ma bujnej roślinności, lepiej widać design poszczególnych elementów na placach zabaw. Wystają ze śniegu, jak taka książeczka „pop-up”, i łatwiej je dostrzec. Latem zlewają się z tłem. A dzięki bieli śniegu wyglądają trochę tak, jakby zostały wrzucone do jakiegoś lightroomu, wręcz jak podczas sesji w studio.

Uprzedziłeś moje kolejne pytanie, bo przecież kilka waszych poprzednich książek dotyczyło raczej obiektów monumentalnych, bloków, układów urbanistycznych, a teraz robicie książkę o kioskach. Skręcacie w stronę detalu?

Ten proces wydarzył się sam. Oczywiście nadal będziemy robić książki o architekturze, ale uważam, że place zabaw czy kioski to też wartościowe tematy. Właśnie dlatego, że mało kto je dostrzega, a szybko znikają. Nasza najnowsza książka będzie dotyczyła nie tylko kiosków, ale i tego, jak mnogość ich zastosowań pokazuje ludzką pomysłowość. Poza tym są one świadkami społeczno-politycznych przemian w Europie Środkowej i Wschodniej.

Soviet Playgrounds, Zupagrafika

Dla mnie, dziecka wychowanego na wsi w PRL-u, kiosk w miasteczku Widawa, do którego jeździłem na rowerze, był nieomal centrum kultury: tylko tam mogłem kupić komiksy, gazety, jakieś zabawki.

Pewnie, ale gdy upadł PRL, te gazetowe kioski zyskały nowe, czasami zaskakujące funkcje: ktoś sprzedaje zapiekanki, w innym świeże jaja, natknęliśmy się nawet na posterunek policji w kiosku.

I podobnie jak w twoim przypadku, ludzie mają ciekawe wspomnienia związane z tymi kioskami. Ale bez obaw, nasza kolejną książką będzie druga część „Eastern Blocks”, bo czujemy, że jeszcze nie wyczerpaliśmy tematu.

David Navarro – razem z Martyną Sobecką tworzy studio projektowe i niezależne wydawnictwo Zupagrafika, które działa na pograniczu designu, architektury i fotografii. Zupagrafika ma na swoim koncie książki fotograficzne poświęcone dawnemu blokowi wschodniemu, m.in. „Eastern Blocks”, „Monotowns” czy „Concrete Siberia”.