Dywany i maszyny do ayranu. Rozmowa ze Slavs & Tatars

Joanna Piechura
sztuka
wywiad
13.06.2024
9 min. czytania

Kiedy umieszczamy maszynę do produkcji ayranu na środku Kunstverein Hannover lub perskie dywany w nowojorskim MoMA, nasze wystawy automatycznie dają przyjemność szerszej publiczności.

Zachwycił mnie tytuł waszej wystawy w Galerii Raster – „Simurgh Self-Help”. „Self-help” kojarzy się raczej z poradnikami niż ze sztuką, a „simurg” to perska nazwa mitycznego ptaka podobnego do orła lub feniksa. Te dwa tytułowe słowa nie pasują do siebie.

Inspiracją dla wystawy była pionierska praca Marcela Broodthaersa, Duchampa końca XX wieku. W jego „Musée d’Art Moderne: Département des Aigles” orzeł jest ucieleśnieniem zachodniej, imperialnej władzy.

Perski kontekst został zaczerpnięty z siedemnastowiecznego poematu pisarza Attara, „Konferencja ptaków”. Trzydzieści trzy ptaki wyruszają na poszukiwanie Simurga, symbolu mistycyzmu i mądrości. Po długiej podróży ptaki docierają do zamku, w którym rzekomo przebywa Simurg, lecz tam zamiast boskiego ptaka znajdują wielką kałużę. Zmęczone zwierzęta widzą w niej swoje odbicia –  okazuje się, że to, co święte, znajduje się w nas samych. Każdy z ptaków jest simurgiem, do tego nawiązuje tytuł wystawy.

Slavs and Tatars, SIMURGH SELF-HELP, materiały Galerii Raster

Dlaczego orzeł jest dla was tak samo ważny, jak dla Broodthaersa?

Na Zachodzie orzeł jest dziś bardzo uproszczonym, niemal wulgarnym symbolem nacjonalizmu i imperializmu. Polski orzeł, niemiecki orzeł, rosyjski orzeł, amerykański orzeł – ptaki zawsze są przedstawiane jako samce macho, zwierzęca alegoria konserwatywnych amerykańskich polityków. Czerpaliśmy z Broodthaersa, ale świeckiego orła Zachodu zastąpiliśmy świętym ptakiem naszego regionu, Simurgiem.

Jeśli orzeł przywołuje na myśl toksyczną męskość, Simurg jest płynny pod względem płci, na Bliskim Wschodzie kojarzy się z hybrydyczną tożsamością. Podtytuł wystawy – self-help, селф-хелп, samopomoc – odnosi się do spokojniejszego, introspektywnego wezwania Simurga do działania. To raczej zachęta do kontemplacji niż do podejmowania konkretnych czynności. 

Na wystawie jest wiele prac w kształcie paneli zrobionych z metalu lub materiału, na których widnieją napisy w innych alfabetach niż łaciński.

Na 58. Biennale w Wenecji w 2019 roku pokazaliśmy 15 podobnych paneli „Tranny Tease”. To seria, która pojawia się w naszej praktyce od 2009 roku: każdy panel korzysta z niewłaściwego alfabetu dla danego języka. W ten sposób bawimy się tradycyjnymi sposobami używania języka w sztuce – zazwyczaj jest on przezroczystym komunikatem.

Przed wywiadem rozmawialiśmy na przykład o panelu „This Not That”, który jest ukłonem w stronę „Ceci n’est pas un objet d’art” (to nie jest sztuka) Broodthaersa. Belgijski artysta nawiązywał do słynnego surrealistycznego hasła Magritte’a, „Ceci n’est pas une pipe”. W naszej pracy zamiast fajki znajduje się szisza w obłokach dymu. „Ceci” (po francusku „to”) jest zapisane w języku persko-arabskim jako „سہ سئ”, co oznacza 3 i 30 – tak samo jak słowo „simurg” po persku. To odniesienie do ptaków, którym udało się znaleźć Simurga na końcu podróży w „Konferencji” Attara. Inne metalowe panele też zawierają odwołania do tej magicznej liczby. W ten sposób staraliśmy się przełożyć perski mit na wizualny język, który polskiej publiczności może skojarzyć się z socrealistyczną architekturą – wszystkie metalowe panele są stworzone z dekoracyjnych wzorów, przypominających ornamentalne stalowe bramy w stołecznych kamienicach. 

Slavs and Tatars, SIMURGH SELF-HELP, materiały Galerii Raster

Dlaczego wciąż wracacie do zjawiska przekładu w swojej sztuce?

Interesuje nas robienie tego, czego nie robią inni. Doskonałym przykładem jest transliteracja – zmiana skryptów, alfabetu, ale nie języka, jak choćby zapisanie słowa „orzeł” cyrylicą. To często pomijane zjawisko, brzydsze rodzeństwo przekładu, który cieszy się popularnością i wśród badaczy, i wśród znanych autorów (od Mickiewicza i Poego aż po Nabokova). A w rzeczywistości transliteracja jest bardziej powszechna niż tłumaczenie. Każdy z nas zajmuje się transliteracją, jeśli czyta lub pisze w języku, który nie korzysta z alfabetu łacińskiego, ale bardzo niewiele osób myśli o niej w sposób krytyczny.

Wszyscy członkowie Slavs & Tatars są wielojęzyczni, co sprawia, że duża część waszej twórczości jest oparta na humorze i żartach językowych.

Mówienie różnymi językami jest jedyną supermocą, jaką każdy z nas może opanować w ramach naszych skromnych ludzkich możliwości. Jesteśmy różnymi ludźmi w zależności od języka, którym się posługujemy, a humor i śmiech odgrywają istotną rolę w kształtowaniu naszych charakterów. Gdy tylko ktoś mówi w innym języku, jego humor w tym języku też jest inny, wobec czego inaczej żartujemy i odnosimy się do siebie nawzajem w języku polskim, perskim czy francuskim. Nasze wystawy pozwalają odczuć te różnice.

Slavs and Tatars, SIMURGH SELF-HELP, materiały Galerii Raster

W waszych pracach pojawia się tyle języków i alfabetów, że czasem trudno je zrozumieć. Nie boicie się, że zniechęcicie tym ludzi?

Jeśli tematy, które poruszamy, przez wielu odbiorców są uważane za obce, to sposoby lub formy, z jakich korzystamy, by te tematy przedstawiać, są wyjątkowo przystępne. Nawiązujemy do żartów, kultowych memów, znanych powiedzonek i popkulturowych symboli. W książkach i wykładach opisujemy złożone, niekiedy trudne do zrozumienia kwestie, ale nasza sztuka musi się od tego oddzielić. Musi dojść do czegoś w rodzaju „niewypowiedzenia” (disarticulation – przyp. red.). Trudno osiągnąć ten efekt, bo brak bezpośredniego wytłumaczenia danego zjawiska nie oznacza milczenia na jego temat. Oznacza podważenie lub skomplikowanie mainstreamowych narracji, do których tak się przyzwyczailiśmy, że już nie szukamy nowych.

Co przez to rozumiecie?

Przestrzeń sztuki współczesnej tradycyjnie uprzywilejowywała raczej burżuazyjną, zachodnią publiczność: z pobieżną wiedzą na temat sztuki współczesnej, ze przekonaniem, że sztuka buduje, zmienia świat i tak dalej. A nie jest tak, bo instytucje sztuki nie nadążają za przemianami demograficznymi i kulturowymi. Kiedy umieszczamy maszynę do produkcji ayranu na środku Kunstverein Hannover lub perskie dywany w nowojorskim MoMA, nasze wystawy automatycznie dają przyjemność szerszej publiczności: tureckiej inżynierce, ormiańskiemu dentyście, bośniackiemu nauczycielowi, którzy zwykle są zaniedbywani przez zachodnie instytucje.

Slavs and Tatars, SIMURGH SELF-HELP, materiały Galerii Raster

Czy podania o Simurgu są też znane w Europie?

Najbardziej wysunięte na zachód nawiązania do turecko-perskiego Simurga można znaleźć w Ukrainie. W Czernihowie o tym ptaku mówi się Semargl (Симаргл), to jeden ze wschodniosłowiańskich bogów wspomnianych w średniowiecznej kronice Powieść dziejów minionych. Z tego powodu Simurg pozwala nieco inaczej wyobrazić sobie współczesne podziały geograficzne na Wschód i Zachód. 

Od upadku ZSRR, a zwłaszcza od pełnej rosyjskiej inwazji na Ukrainę, pojawiła się potrzeba przedstawiania tożsamości narodowych bez imperialnych wpływów Moskwy. Twórczość Slavs & Tatars od dawna nawiązuje do peryferii najważniejszych religii czy systemów politycznych, ponieważ to właśnie na tych obrzeżach kwitną synkretyzm i hybrydowość. Ciekawią nas regionalne solidarności lub podobieństwa, które mogą być folklorystyczne, semiotyczne (takie jak Simurg), kulinarne (lubowanie się w piciu i parzeniu herbaty, w marynowaniu i kiszeniu) lub rytualne (na przykład dożynki lub wycinanki/витинанки, technika wycinania papieru obecna w Polsce, Ukrainie i na Białorusi).

Często wracacie do nacjonalizmu i imperializmu, kiedy opowiadacie o swojej twórczości. 

W rzeczywistości nie skupiamy się na samym zjawisku, jakim jest imperializm, świadczy o tym nazwa naszego kolektywu: jest ona zasadniczo ponadnarodowa. Ciekawi nas raczej myślenie o kulturze przez pryzmat grup językowych lub regionów, a nie państw narodowych czy pochodzenia etnicznego. Tak więc turecka grupa językowa rozciąga się od Bałkanów po Chiny, Turcja czy Kazachstan nie są tu postrzegane jako centra, a świat perski obejmuje Uzbekistan, część Kaukazu i Tadżykistan.

W przeciwieństwie do większości współczesnych artystów, którym zależy na tworzeniu sztuki zakorzenionej w teraźniejszości lub proponującej strategie przetrwania na przyszłość, Slavs & Tatars spoglądają w drugą stronę. Czerpiecie z przeszłości, z mitów, badań archiwalnych i starodruków.

Nie wierzymy w postęp przez duże „P”, ale raczej w mikropoprawki, których sami możemy dokonać w praktyce, nawiązując do tego, co było – a zwłaszcza między pokoleniami. Zamiast próbować zmieniać rzeczy odgórnie, za pomocą wielkich idei, które żałośnie nas zawiodły w ciągu ostatnich kilku stuleci, wolimy po prostu spojrzeć na naszych rodziców i spróbować ulepszyć sposób, w jaki postrzegamy życie. 

Slavs and Tatars, SIMURGH SELF-HELP, materiały Galerii Raster

Wiele osób wejdzie do galerii, spojrzy na dywan z ptakiem i prawdopodobnie pomyśli o feniksie z Harry’ego Pottera albo polskim godle. Nie sądzisz, że takie symbole łatwo wykorzystywać w przesadnie uproszczony sposób?

Wierzymy w coś, co nazywamy „głupimi mediami”, niezależnie od tego, czy jest to ptak, ogórek kiszony i fermentacja, które były tematem naszego ósmego cyklu prac „Pickle Politics”, czy monobrew, o której sporo napisaliśmy w „A Monobrow Manifesto”. Głupie nie w dosłownym sensie: tu chodzi o skromne, codzienne formy wyrazu artystycznego. Czy jest coś zwyklejszego niż ogórek kiszony? Babuszki je robią, to tylko ogórek, woda i sól. Im trudniejszy jest temat, który bierzemy na warsztat, tym częściej sięgamy po takie pozornie „proste” media.

Slavs and Tatars, SIMURGH SELF-HELP, materiały Galerii Raster