Les Distractions de Dagobert, Leonora Carrington, fot. Sotheby’s

Słowak, Waliszewska i brakująca dama. Art Basel w Bazylei

Katarzyna Wąs
recenzja
sztuka
27.06.2024
7 min. czytania

Obrazy Leonory Carrington, ponad 12 milionów złotych za rzeźby Aliny Szapocznikow i targi w szczerym polu. O targach sztuki w Bazylei.

Art Basel, najważniejsze targi sztuki współczesnej, które odbywają się co roku w czerwcu w szwajcarskiej Bazylei, mogą służyć jako podsumowanie pierwszego półrocza. Rynek funkcjonuje według sezonowych fluktuacji od marca do czerwca i od września do grudnia. Pozostałe miesiące można przeznaczyć co najwyżej na inwentaryzację, choć uważam, że miesiące spokojniejsze sprzyjają świadomym i przemyślanym transakcjom. 

Jednak efekt targów robi swoje. Zwłaszcza Basel zobowiązuje galerie do pokazania tego, co najlepsze. Chodzi o zaprezentowanie oferty skrojonej na miarę klientów o różnym profilu zainteresowań i różnych możliwościach finansowych – aby trochę onieśmielić, ale i zachęcić. Prowadzenie galerii wymaga napoleońskich umiejętności strategicznych. Dobra praca to ta sprzedana, ale polityka targów pilnuje, aby stoiska na targach nie były wyprzedane jeszcze przed ich rozpoczęciem, dlatego tak istotne są pierwsze godziny otwarcia, w czasie których zawiązywane są najważniejsze sprzedaże. Już po pierwszym dniu można wyciągnąć wnioski z panującej atmosfery. 

Targi to nie tylko odzwierciedlenie klimatu finansowego, ale przede wszystkim barometr trendów artystycznych i zainteresowań klientów. I nie mówię tu tylko o sztuce żywej, ale również o artystkach i artystach, którzy nie stworzą już nic nowego. Od kilku dobrych lat widać silny zwrot ku sztuce kobiet, zwłaszcza reprezentantek starszego pokolenia. Odkrywanie i przypominanie rynkowi mało popularnych nazwisk jest – poza pięknym gestem i ciekawostką – ruchem doskonale przemyślanym. Wartość prac rośnie z każdą wystawą i artykułem, a ryzyko utraty wartości, na przykład z powodu nadprodukcji, jest niskie; żeby „trafić”, trzeba mieć uszy i oczy otwarte, a najlepiej gromadzić inside knowledge, która do udanych inwestycji jest kluczowa. Od kilku lat silnym trendem stała się również sztuka jak najdalsza od europocentryzmu, a zatem sztuka afrykańska, południowoamerykańska czy australijska. Trudno tu mówić o wpływie Wenecji, bo obserwując rynek, można raczej postawić tezę, że to weneckie Biennale – w tym roku skupione na sztuce mniejszości, a w zeszłym na sztuce kobiet – podąża za trendem rynkowym, a nie odwrotnie. Niemniej Biennale wzmocniło te tendencje. Główną nagrodę targów Baloise Art Prize otrzymały dwie osoby spoza kręgu europocentrycznego, Tiffany Sia (Hong Kong) i Ahmed Umar (Sudan-Norwegia). Zauważmy, że te prace na targach rzadko odbiegają od estetyki pozostałych obiektów. Sztuka rdzenna tak, ale zrobiona pod dyktando określonych wymagań estetycznych.

Art Basel, fot. Switzerland Tourism

A co z samym rynkiem? Tutaj lepiej czytać z kart niż słuchać galerzystów, którzy stosują politykę sukcesu niezależnie od faktów. Obserwując stoiska, łatwo dojść do wniosku, że zostały dostosowane do trendów. Mało prac „spektakularnych”, oferta była raczej bezpieczna i sprzedawalna. Zabrakło efektu wow. Art Basel mówi: jest dobrze, ale nie ma przestrzeni na szalone ruchy. Liczą się wyczucie i świadome decyzje. 

1. Carrington-klacz i Max Ernst

W sekcji „Features” swój szwajcarski debiut zaliczyła amerykańska galeria z San Francisco, Wendi Norris. Stoisko z pracami Leonory Carrington było jednym z bardziej wyczekiwanych po rekordowej sprzedaży jej dzieła „Les Distractions de Dagobert” w maju tego roku (Sotheby’s za 28.5 mln dolarów). Weneckie Biennale w 2022 roku, którego znaczna część była poświęcona surrealistkom, wskazała kierunki potencjalnych zainteresować rynku. Ciekawe, że polskie surrealistki wciąż pozostają w tyle za swoimi kolegami, jeśli chodzi o ceny, bo światowe trendy pokazują, że zainteresowanie klientów i instytucji jest ogromne – dowodem  choćby najnowsza wystawa w Muzeum Narodowym.

Les Distractions de Dagobert, Leonora Carrington, fot. Sotheby’s

2. Mocne Polki. Alina Szapocznikow, Ewa Partum, Maria Pińska-Bereś

Skoro o polskich artystkach mowa, warto przywołać nazwiska będące klasyką polskiej historii sztuki, które mocno zaznaczyły swoją obecność na targach. Pierwszego dnia na stoisku megagalerii Hauser&Wirth zaprezentowane zostały dwie lampy Aliny Szapocznikow: rzeźbiarki, która weszła już na stałe do kanonu międzynarodowej sztuki awangardy powojennej. Obie prace szybko znalazły nowych właścicieli. Buste étincelant I (Glowing Bust I) (1967) zostało sprzedane za 1.6 mln funtów, a  Sculpture-lampe XIII (ok.1970) za 1.25 mln. I jeśli do jej prac w Polsce nikogo przekonywać nie trzeba, to cukierkowo różowe instalacje Marii Pinińskiej-Bereś już tak oczywiste nie są. Galeria The Approach w sekcji „Kabinet” pokazała kilka jej klasycznych rzeźb o zachęcających do interakcji kształtach i fakturach. Praska galeria Hunt Kastner w sekcji „Features” zaprezentowała wybór prac Ewy Partum, której indywidualna wystawa jest planowana na jesień tego roku. Czyżby klasyka polskiej sztuki feministycznej była bardziej doceniana przez zagranicznych kolekcjonerów i kolekcjonerki?

Buste étincelant I, 1967, Alina Szapocznikow

 

2. W szczerym polu. Agnes Denes

Każdego roku organizatorzy starają się delikatnie zniwelować stricte komercyjny wymiar targów, przygotowując program wydarzeń towarzyszących. Główna sekcja, która ma na celu dotarcie do publiczności i jest rozlokowana w mieście, to „Parcours” – rzeźby, instalacje, performensy ukryte w często niedostępnych na co dzień miejscach. W tym roku jednak najbardziej instagramowa okazała się powtórna realizacja słynnego pola pszenicy amerykańskiej artystki węgierskiego pochodzenia, Agnes Denes. „Wheatfield” po raz pierwszy zostało zrealizowane na zamówienie władz Nowego Jorku w 1982 roku na terenie byłego wysypiska na Manhattanie, tuż koło Wall Street. Powtórne realizacje każdorazowo nabierają nieco innego znaczenia w zależności od kontekstu, w którym się znalazły. Zawsze jednak oscylują wokół tematów nierówności, głodu, biedy, dysproporcji, rynku, handlu. W czasie targów pole wciąż było świeżo zielone, a nie złote jak na znanych zdjęciach z Nowego Jorku. Obfotografowywano je ze wszystkich stron. Ale złota było wystarczająco dużo w innym miejscu.

Wheatfield – A Confrontation- Battery Park Landfill, Downtown Manhattan, fot. Agnes Denes

4. Soft hentai

Warta odnotowania jest obecność dwóch polskich artystek, Agaty Słowak i Aleksandry Waliszewskiej. Przedstawiła je galeria The Blum, która swoje filie ma w Nowym Jorku, Los Angeles i Tokio. Obie artystki otrzymały stałą reprezentację galerii po niedawno zakończonej – z dużym sukcesem – wystawie w tokijskiej siedzibie. Wystawę kuratorowała jedna z najskuteczniejszych propagatorek polskiej sztuki za granicą, Alison Gingeras. Dla Agaty Słowak to już nie pierwsza Bazylea. Stałe miejsce ma na stoisku swojej Alma Mater – Fundacji Galerii Foksal. Aleksandra Waliszewska, reprezentowana do tej pory przez warszawskie Leto, znakomicie się wpasowała w oczekiwania nie tylko japońskiej publiczności. Ciekawy duet mrocznych Słowianek.

untitled [face], 2022–23, Aleksandra Waliszewska

5. Brakująca dama. Ewa Juszkiewicz 

Miłośnicy Ewy Juszkiewicz wyjechali raczej rozczarowani. Próżno było szukać jej okutłanych głów na stoiskach Gagosiana i Almine Rech. W tym samym czasie na aukcji w Polswiss padł polski rekord na jej obraz bez tytułu (za Antonem Einsle), który został sprzedany za 3,1 miliona złotych. Czy dobrnęliśmy do momentu, kiedy mimo międzynarodowej rozpoznawalności prace polskiej artystki sprzedawane są głównie pod polskie strzechy? W tym samym punkcie znalazł się kilka lat temu ulubieniec naszych klientów, Wojciech Fangor. Jego koło #13 z 1964 znalazło się jednak w ofercie klasyków w Mayor Gallery.

Bez tytułu (za Antonem Einsle), 2016, Ewa Juszkiewicz