Łukasz Barys, fot. Karolina Piotrowska

Napisał książkę dla ludzi, nie dla bańki. Rozmowa z Łukaszem Barysem

Kinga Sabak
literatura
wywiad
4.07.2024
8 min. czytania

Chciałem pokazać, jak radzą sobie osoby piszące w mniejszych miasteczkach, nie w dużym mieście, gdzie znajomości przyspieszają wiele rzeczy. Gdzie te same osoby są zapraszane na spotkania wokół literatury, gdzie łatwo jest zmapować czytelnika i okaże się, że jest znajomym kogoś tam.

Łukasz Barys to 27-letni pisarz. Mieszka w Pabianicach k. Łodzi. Tam toczy się też akcja jego trzech powieści. Za pierwszą z nich, Kości, które nosisz w kieszeni, otrzymał Paszport Polityki w wieku 24 lat. To najmłodszy laureat tej nagrody od czasu, gdy w 2002 roku zdobyła ją Dorota Masłowska za Wojnę polsko-ruską pod flagą biało-czerwoną.

Dlaczego w twojej nowej książce bohaterowie już nie gadają ze zmarłymi i nie chodzą po cmentarzach, jak w poprzednich? 

Tym razem chciałem napisać książkę realistyczną, bez poetyckich metafor i popisów. Taką, która nie stawia barier przed czytelnikiem, jak poprzednie. Książkę, którą każdy mógłby przeczytać, również ludzie niezwiązani z literaturą. Dlatego narrator musiał być przezroczysty, po prostu relacjonował to, co się dzieje w życiu bohaterów. 

To duża zmiana. Języka, narracji, stylu, targetu.

Dla mnie w literaturze nie ma podziałów – czytam książki i artystyczne, i – powiedzmy – mainstreamowe. Chciałem, żeby moja książka była wciągająca. Brakuje mi wielowątkowych opowieści o współczesnej Polsce podanych w zwykły, dostępny dla wszystkich sposób. W Małych pająkach chodziło mi o to, żeby opowiedzieć normalną historię normalnych ludzi z małego miasteczka, kłaść nacisk na to, co im się przydarza, a nie – jak w poprzednich książkach – na wewnętrzne światy bohaterów.

Wydaje mi się, że potrzebujemy dziś rzeczy, które zapobiegają nudzie. Sam to widzę po sobie. Po ośmiu godzinach pracy przy komputerze ciężko wymagać od siebie dużego wysiłku intelektualnego. Chcemy się oderwać, na chwilę uciec do innego świata, a próg wejścia nie może być za wysoki.

Kolejny raz akcja dzieje się w małym miasteczku, Pabianicach. Małomiasteczkowość to doświadczenie wielu z nas. Jednak bohaterowie są pisarzami, co wpływa na ich poczucie nieprzynależności.

Moi bohaterowie chcą zostać pisarzami, bo jest to najbliższe moim własnym doświadczeniom. Chciałem pokazać, jak radzą sobie osoby piszące w mniejszych miasteczkach, nie w dużym mieście, gdzie znajomości przyspieszają wiele rzeczy. Gdzie te same osoby są zapraszane na spotkania wokół literatury, gdzie łatwo jest zmapować czytelnika i okaże się, że jest znajomym kogoś tam, a ten ktoś jest znajomym kogoś tam, dlatego recenzja pojawia się tu i tu. Pewne książki, właśnie może te „artystyczne”, często nie wychodzą poza wąską grupę czytelników ze „światka”. Czuję jakiś podziw wobec Jakuba Żulczyka czy Szczepana Twardocha – oni piszą książki dla ludzi, a nie wyłącznie dla bańki. Tworzą prozę na wysokim poziomie i jednocześnie taką, która jest szeroko dostępna.

Łukasz Barys, fot. Karolina Piotrowska

Mimo to twoje sukcesy są na razie związane z książkami „niszowymi”. Dostałeś Paszport Polityki za debiut Kości, które nosisz w kieszeni. Miałeś wtedy 24 lata! To duża rzecz.

To pozwoliło mojej pierwszej książce wypłynąć na szersze wody, chociaż… Ludziom często się wydaje, że jak dostałem Paszport Polityki, to stałem się, nie wiem, pełnoprawnym artystą, zawodowym pisarzem. To nieprawda. Cały czas normalnie pracowałem, najpierw w Domu Literatury w Łodzi, a teraz w biurze. Robię aplikację prawniczą.

Niemożliwe jest utrzymanie się z takiego pisania? Albo – w ogóle – z pisania? Z nagród, stypendiów? Miałeś świetne wejście w świat literacki.

Może jakoś by się dało, ale ja o tym nie myślę. I to już nawet nie chodzi o pieniądze. Sądzę, że życie w świecie wyłącznie artystycznym by mnie zabiło i wydrenowało. Jak wyobrażę sobie, że musiałbym ciągle się starać o bycie widocznym, zapraszanym na spotkania… Potrzebuję jakiejś pewności, stabilności. A życie z literatury zależałoby w dużej mierze od tego, co sądzą o mnie inni, czy jakoś im się „podobam”.

Taki kierunek obrał w życiu Tobiasz, główny bohater twojej książki. Tylko że on nie odnosi sukcesów, a ty tak.

Niby nie odnosi, ale dostał sygnał z zewnątrz, że potrafi pisać, a jego proza była gdzieś publikowana. Ale tak, to bohater, który ma pod górkę z pisaniem. Chciałby doczepić się do tego artystycznego światka – nie chciał zostać w Pabianicach, wybrał studia w Krakowie i chciał być „kimś”.

Temat pisania i tego, co zależy od sukcesów w świecie literackim, bardzo mnie interesuje. Mamy dwójkę bohaterów. Oboje z małego miasteczka – z Pabianic. Oboje marzą o tym, żeby pisać, oboje interesują się literaturą. Tobiasz jest świetnym uczniem, dostał się na studia prawnicze. Ma wspierających rodziców, ambicje, chęci do pisania. Teoretycznie ma wszystko. A jednak coś idzie nie tak.

A Ola, druga główna bohaterka? Nie ma jakiegoś intelektualnego bodźca od rodziców, studiuje pedagogikę, nigdy nie pomyślała, żeby wyjechać z Pabianic. 

Tak. Ola nie dostaje od rodziców mieszkania po dziadku jak Tobiasz. Ona dostaje „w spadku” literaturę, czyli pamiętnik swojej prababki chłopskiego pochodzenia. Przetwarza wspomnienia swojej babci w literaturę. I wychodzi z tego coś fajnego. 

Łukasz Barys, fot. Karolina Piotrowska

Zwrot ludowy powinien być z ciebie dumny. Temat „dziedziczenia” był dla ciebie ważny?

Tak, chyba najważniejszy – poza samą literaturą. Wszyscy się zastanawiamy, kim byli nasi przodkowie, czuję, że istnieje jakieś niezrozumienie generacyjne. Prababka Oli przecież mogła być artystką! A samych chłopów nie trzeba opisywać wyłącznie jako przedstawicieli ciemiężonego ludu, tak jak się nauczyliśmy. To przecież nie masa bez imion i nazwisk, tylko prawdziwe osoby. Pochodzenie chłopskie nie niesie tylko traum, powodów do upajania się smutkiem i rozpaczą. W przypadku Oli było to największe szczęście, że dostała pamiętnik po prababce.

Ula, bohaterka Kości… i Marcel z Przecięto cię na pół też mają chłopskie korzenie, ale właśnie tak je przedstawiłeś – jako młode osoby z wiejskich, dysfunkcyjnych rodzin, które nie mają nadziei na zmianę swojego życia na lepsze i wyzwolenie się z wiejskiego marazmu.

To prawda, ale denerwuje mnie to w moich poprzednich książkach – może dlatego, że było trochę sztuczne? Tutaj nie chciałem nikogo demonizować, wolałem, żeby Tobiasz i Ola mieli normalny start w dorosłość i żeby rodzina nie była czynnikiem determinującym ich losy. Są przecież rodziny, które dają sobie nawzajem wsparcie, kochają się.

Jest taka scena, w której Ola zupełnie nie wie, na jakie studia wybrać się po liceum. Chce się poradzić rodziców, ale oni nie mają pojęcia. Powtarzają tylko to, co Ola zaproponuje. Może zarządzanie? O, no tak, może zarządzanie. Ta „wolność” jest też źródłem wielu przypadkowych decyzji.

Tak, dla mnie to jedna z ważniejszych kwestii w tej książce. Chciałem, żeby wybrzmiały kwestie związane z pochodzeniem, różnicami pokoleniowymi, również traumy i pozostałości po chłopskich przodkach – także w sposobie życia. Ale żeby to nie było źródłem cierpienia.

Łukasz Barys, fot. Karolina Piotrowska

Co cię jeszcze denerwuje w poprzednich książkach?

Wciąż je lubię! Uważam, że to wartościowe powieści, dotyczące ważnych dla mnie tematów i emocji. Oczywiście przysporzyły mi spore grono hejterów, ale staram się nimi nie przejmować. Jest wiele osób, które te książki pokochały. I może kiedyś jeszcze wrócę do poetyckiego obrazowania. Na razie interesował mnie realizm i historia, którą chciałem opowiedzieć.

W jednym z wywiadów powiedziałeś, że Małe pająki to książka optymistyczna. Co miałeś na myśli? Pytam szczególnie o historię Tobiasza, który ma w sobie dużo mroku i niepowodzeń.

Serio? Mnie się wydaje, że on jest pozytywną postacią. Okej, ma swoje problemy, swoje ambicje, których często nie da się spełnić. Jest zagubiony, ale to dobry człowiek. To zagubienie najbardziej widać, kiedy wyjeżdża na studia prawnicze do Krakowa. Może trochę odstaje od reszty – w relacjach z ludźmi czy pod względem finansowym, bo nie ma kasy. Ale kto tego nie zna? Tyle że ostatecznie Tobiasz wychodzi z tego zagubienia, przecież jego historia ma szczęśliwe zakończenie.

Bo ugotował krupnik pierwszy raz w życiu, tak?

Powiedzmy (śmiech). 

Łukasz Barys, Małe pająki, Wydawnictwo Literackie, 2024.