I taki to był tydzień w kulturze. Freak fight polskich pisarzy i nowa ministra kultury

Aleksander Hudzik
felieton
10.05.2024
3 min. czytania

Co było gorsze? Korespondencyjny pojedynek rapera Kendricka Lamara z Drake’iem, czy może jednak nasze rodzime starcie pisarzy? Hudzik mówi, jak jest.

Hanna Wróblewska nową ministrą kultury. Tak powinien kończyć się każdy tydzień w kulturze. Nie zazdroszczę nikomu bycia w kryzysie polityki, ale może dla polskich sztuk wizualnych taka zmiana – w połączeniu z objęciem stanowiska szefowej IAMu przez Olgę Wysocką – oznacza mądre i systemowe zarządzanie. Boję się tylko, że za kilka lat, jak dojdzie do tej słynnej dobrej zmiany, to ktoś obsadzi na tym samym stołku Janusza Janowskiego. 

A teraz pytanie, co było gorsze? Korespondencyjny pojedynek rapera Kendricka Lamara z Drake’iem, czy może jednak nasze rodzime starcie pisarzy. W lewym narożniku Krzysztof Siwczyk, a w prawym, postawiony tam wbrew własnej woli, Michał Witkowski. Siwczyk, 47 lat, 4 przegrane slamy poetyckie, Nagroda Kościelskich, Nagroda Literacka Gdyni, raz zdyskwalifikowany za udawanie Rafała Wojaczka, i Michał Witkowski, 28 wygranych dram w internecie, cztery przegrane przed czasem, jeśli chodzi o Paszporty Polityki. Siwczyk wyprowadza parę ciosów w stylu Andrzeja Gołoty, czyli takich poniżej pasa, pisze coś o tym, że Witkowski chodzi w śmiesznych czapeczkach i że kiedyś się zapowiadał, ale oszalał. Witkowski odpowiada najlepszą możliwą kontrą: „Zastanawiam się, jak taki Siwczyk robi risercz do swojego artykułu? Przez googla? Bo co zdanie, to kłamstwo”. Internet wiwatuje. Siwczyk traci punkty za brak przygotowania. A ja, jak po każdym freak-fightcie, zastanawiam się, po co w ogóle na to patrzę. 

Świat się pali, na amerykańskich kampusach harcuje policja, tymczasem ja doktoryzuję się znajomości nazwisk osób odpowiedzialnych za ramówkę Nickelodeon i z tego, kto komu zrobił krzywdę na planie zdjęciowym serialu z Arianą Grande (dokument „Cisza na planie”, HBO), a potem utrwalam sobie wiedzę z historii wojen między zwaśnionymi korporacjami produkującymi płatki śniadaniowe i krakersy z jagodowym dżemem. („Bez lukru”, czyli historia ciastek Pop Tarts na Netfliksie). Na szczęście tydzień, który zaczął się od wiedzy bezużytecznej na temat amerykańskiej popkultury (a nie, przepraszam, zaczął się od Teatru Telewizji z Krystyną Jandą w reżyserii Magdy Umer, dzięki któremu zrozumiałem, że wszyscy ci, którzy przez osiem lat mówili, że nie mają telewizorów, jednak oglądają telewizję), kończy się na otwarciu Millenium Docs Against Gravity. I chociaż film otwierający festiwal, „Ostatnia wyprawa”, pozostawił mnie wątpiącym, bo czy nie obejrzałem właśnie ponadgodzinnej opowieści o tym, że Wanda Rutkiewicz jednak żyje i ukrywa się w Tybecie… to na festiwalu zobaczę i film „Rave” Dawida Nickela i Łukasza Rondudy o dziedzictwie polskiej kultury techno, i genialny „Jeszcze nie jestem tym, kim bym chciała” o fotografce Libuše Jarcovjákovej, albo piękny „Przynoszę ci dzikość”, czyli debiut Dyby i Adama Lacha – opowieść o kulturze i o tym, jak giną nasze rzeki. Te filmy, których pewnie bez festiwalu nigdy bym nie zobaczył, to skarb!