Reklama

Świat bez miłości. Listy Jamesa Baldwina

Joanna Mąkowska
książka
recenzja
15.05.2024
8 min. czytania

Baldwin rozprawia się z amerykańską hipokryzją, skupiając się tym razem na miłości chrześcijańskiej oraz własnym kryzysie religijnym. Jeszcze jako nastolatek gorliwie poszukiwał w Kościele miłości, bezpieczeństwa i mądrości. Recenzja książki Następnym razem pożar.

W ostatnich dekadach widać rosnące zainteresowanie twórczością Jamesa Baldwina – afroamerykańskiego pisarza i aktywisty. Mówi się wręcz o „Baldwinowskim momencie”. W książce Begin Again: James Baldwins America and Its Urgent Lessons for Our Own (2020), która trafiła na listę bestsellerów New York Timesa, Eddie S. Glaude wskazuje na wizjonerski charakter dzieł Baldwina: autor opisał, co może się stać, jeśli biała Ameryka będzie usilnie wierzyć w swoją niewinność. Podczas protestów ruchu Black Lives Matter po zabójstwie George’a Floyda na transparentach widniały cytaty z przełomowych esejów Baldwina. W 2016 roku na ekrany wszedł film dokumentalny Raoula Pecka, Nie jestem twoim Murzynem, na podstawie rękopisu Baldwina Remember This House, a w 2018 – adaptacja jego powieści Gdyby ulica Beale umiała mówić w reżyserii Barry’ego Jenkinsa. Za sprawą mediów społecznościowych i popularnych profili jak Son of Baldwin słowa Baldwina trafiają dziś do młodego pokolenia i inspirują do działania. 

Zobaczyć Amerykę

Baldwin jednoczy, a to rzadkość. W czym tkwi jego siła? Często podkreśla się, że potrafi pisać o kwestiach fundamentalnych, takich jak miłość, moralność czy sprawiedliwość w porywający, bezkompromisowy, a zarazem zniuansowany sposób. Charyzmatyczny styl i umiejętności retoryczne sprawiają, że jego teksty elektryzują i pobudzają do namysłu nad historią relacji rasowych w Stanach. Twórczość Baldwina skupia się na życiu czarnych w Ameryce, na psychologicznych konsekwencjach rasizmu i narodowej mitomanii, a także na związkach między rasą, męskością a seksualnością. Żeby móc pisać, Baldwin musiał jednak wyjechać ze Stanów. Przyznał zresztą, że nie był w stanie pracować,  ponieważ obawiał się o swoje życie. W 1948 roku przeprowadził się do Francji i choć później wracał do Stanów, przez większość czasu mieszkał w Europie. Dystans pozwolił mu jednak zobaczyć Amerykę wyraźniej. 

Dzieła Baldwina, z których większość została przełożona na polski, są u nas coraz popularniejsze. Tej wiosny wydawnictwo Karakter wydało dwie jego książki, w tym zbiór eseistyczny Następnym razem pożar w świetnym przekładzie Mikołaja Denderskiego. Co ciekawe, pierwsze wydanie w tłumaczeniu Daniela Passenta ukazało się nakładem wydawnictwa Książka i Wiedza już dwa lata po amerykańskiej premierze z 1963 roku. To znamienna data – sto lat po podpisaniu przez Lincolna Proklamacji Emancypacji znoszącej niewolnictwo; ten sam rok, w którym Martin Luther King wygłosił pamiętną przemowę „I Have a Dream”; czas zaostrzenia się wewnętrznych sporów w amerykańskim Ruchu na Rzecz Praw Obywatelskich. 

James Baldwin przy maszynie do pisania, Stambuł, 1966, fot. Sedat Pakay, Smithsonian National Museum of African American History and Culture

Życie bez maski

Następnym razem pożar składa się z dwóch listów: listu Baldwina do bratanka „Zatrząsł się mój loch” oraz „U stóp krzyża” opatrzonego podtytułem „List z pewnego miejsca, które w sobie noszę”. Taka forma pozwoliła Baldwinowi powiązać słowa skierowane do bliskich z bardziej uniwersalnym przesłaniem. Listy rzucają na siebie światło. Wątek miłości, który stanowi najważniejszy element listu do bratanka, dobrze czyta się przez pryzmat historycznych i religijnych rozważań w „U stóp krzyża”. Pisząc do piętnastoletniego bratanka, Baldwin zastanawia się, jak czarny chłopak u progu dorosłości ma nie tyle przetrwać, co rozwijać się i żyć z odwagą w rasistowskim społeczeństwie: „… zjawiłeś się po to, żeby być kochanym” – pisze do młodego Jamesa – „Kochanym, mój drogi, żebyś miał siły do życia w tym świecie bez miłości”. Miłość jawi się jako warunek ocalenia, a zarazem wyzwanie: gdy lęk o życie powoduje lęk przed bliskością, bycie kochanym pozwala go przezwyciężyć i otwierać się na innych. Być może, jak sugeruje Baldwin, każde kolejne pokolenie musi na nowo uczyć się kochać. 

Wizja miłości jako formy odwagi nabiera ostrości w „U stóp krzyża”: „Miłość zdziera maski, bez których boimy się żyć, a w których życie, mamy tego świadomość, jest niemożliwe. Mam tu na myśli «miłość» nie tylko w znaczeniu osobistym, ale również rozumianą jako stan istnienia czy też stan łaski – nie w infantylnie amerykańskim brzmieniu łączącym ją z doznawaniem szczęścia, ale w trudnym i uniwersalnym brzmieniu, w które wpisane są poszukiwanie, odwaga i rozwój”. Wzywając do miłości, Baldwin wzywa swojego bratanka do życia bez maski, podkreślając, jak ważne jest, żeby nie uwewnętrznił tego, co słyszy o sobie od białych, bo zniszczy go to – podobnie jak dziadka i ojca. „Otóż zatratę możesz sprowadzić na siebie w jeden sposób: gdy uwierzysz, że naprawdę jesteś tym, co biały świat nazywa czarnuchem. Mówię ci to, ponieważ Cię kocham, i proszę: przenigdy o tym nie zapomnij”. 

James Baldwin, Stambuł 1964, fot. Sedat Pakay, Smithsonian National Museum of African American History and Culture

W dyskusjach na temat twórczości nie-białych autorek i autorów biali krytycy czasem nadużywają terminu „tożsamość”, nadając mu pejoratywne znaczenie: skupienie na tożsamości zamyka ich zdaniem tekst w ramach „politycznej poprawności”, usztywnia język i zmienia sztukę w slogan. Twórczość Baldwina pokazuje natomiast, że związki między tożsamością, estetyką a polityką są znaczenie bardziej złożone. 

Kształtowanie jednostkowego poczucia tożsamości to forma oporu wobec definicji, „w których zamknął [czarnych] biały człowiek”.  Innymi słowy, to biali zwykli narzucać czarnym stałą, jednorodną tożsamość, względem której budowali własne poczucie wyższości i wyjątkowości. Przemiany i protesty, które miały miejsce w latach 60., wywołały dezorientację i kryzys tożsamości u białych – „oto czarny pełnił w świecie białego funkcję gwiazdy stałej, nieruchomego słupa; teraz więc, gdy porusza się ze swojego miejsca, niebo i ziemia trzęsą się w posadach”. 

Miłość i mity

Baldwin pokazuje, że tożsamość jest płynna, a proces jej budowania mozolny. W „U stóp krzyża” przyznaje, że choć bronił się przed tym jak tylko mógł, „spluwano na [niego i określano], i opisywano i ograniczano, i można było [go] załatwić bez najmniejszego trudu”. Zastygła jest zdaniem Baldwina tożsamość narodowa białej Ameryki obwarowana mitem wyjątkowości i niewinności, która tak naprawdę „stanowi o zbrodni”. Zaprzeczenie nie pozwala na głęboko przemianę i moralną odnowę – „nieodpuszczalne jest, by odpowiedzialni za spustoszenie byli jednocześnie niewinni”. W wierszu „Staggerlee wonders” z tomu Jimmys Blues, który ukazał się w 1984 roku, czyli za czasów konserwatywnych rządów Reagana, Baldwin pyta: „Czy ślepota może być czymś pożądanym?” Najwyraźniej niezachwiana wiara we własną niewinność pozwala białej Ameryce dalej śnić swój sen. 

W „U stóp krzyża” Baldwin rozprawia się z amerykańską hipokryzją, skupiając się tym razem na miłości chrześcijańskiej oraz własnym kryzysie religijnym. Jeszcze jako nastolatek gorliwie poszukiwał w Kościele miłości, bezpieczeństwa i mądrości. Kościół wydawał mu się z początku „bardzo ekscytujący”. „Młody brat Baldwin” niemal trzy lata spędził na ambonie. Z czasem zaczął jednak dostrzegać w instytucji kościelnej więcej mitów niż miłości. „Chodzi mi naprawdę o to” – pisał – „że w Kościele nie było miłości. Maskowano nim nienawiść żywioną względem innych… oraz rozpacz”. Kochać można było tych, którzy wierzyli tak samo. Biali nie miłowali zatem czarnych, a czarni nie miłowali białych: „Tak jak my dla białych byliśmy potomkami Chama, przeklętymi na wieki wieków, tak biali byli dla nas potomkami Kaina”. We wspólnocie wiernych odnalazł jednak „pewną wolność, która była bliska miłości” – wolność, która czasem wybrzmiewa w pieśniach gospel, w jazzie i bluesie, w których jest coś „cierpkiego i ironicznego, coś kategorycznego i niejednoznacznego”.

Baldwin powracający do Nowego Jorku po kilkumiesięcznym pobycie w Europie, 1965, Hulton Archive

W 2015 roku amerykański pisarz i dziennikarz Ta-Nehisi Coates wydał zbiór esejów Między światem a mną, który ukazał się w Polsce w przekładzie Dariusza Żukowskiego (Agora, 2021). Znajdziemy w nim między innymi poruszający list autora do syna. Podobnie jak list Baldwina do bratanka, jest on pisany z miłością, troską i nadzieją, a zarazem zakorzeniony w brutalnych realiach życia w Stanach. Jak niewiele – wbrew pozorom – zmieniło się w kwestii relacji rasowych ukazują opisy walki o przetrwanie na ulicach Baltimore w latach dziewięćdziesiątych. Z kolei w kwietniu miała miejsce premiera przekładu Przełomów Julietty Singh autorstwa Aleksandry Szymczyk (Współbycie, 2024) – eseju, który również przybiera formę listu, tym razem do sześcioletniej córki autorki. Dobrze czyta się te eseje razem, bo wszystkie dobitnie pokazują, że bliskość w świecie bez miłości wymaga otwartego mówienia o krzywdzie. Być może właśnie forma listu takiej otwartości sprzyja.

 

James Baldwin, Następnym razem pożar, przeł. Mikołaj Denderski, Karakter, 2024.