Świat bez miłości. Listy Jamesa Baldwina
Baldwin rozprawia się z amerykańską hipokryzją, skupiając się tym razem na miłości chrześcijańskiej oraz własnym kryzysie religijnym. Jeszcze jako nastolatek gorliwie poszukiwał w Kościele miłości, bezpieczeństwa i mądrości. Recenzja książki Następnym razem pożar.
W ostatnich dekadach widać rosnące zainteresowanie twórczością Jamesa Baldwina – afroamerykańskiego pisarza i aktywisty. Mówi się wręcz o „Baldwinowskim momencie”. W książce Begin Again: James Baldwin’s America and Its Urgent Lessons for Our Own (2020), która trafiła na listę bestsellerów New York Timesa, Eddie S. Glaude wskazuje na wizjonerski charakter dzieł Baldwina: autor opisał, co może się stać, jeśli biała Ameryka będzie usilnie wierzyć w swoją niewinność. Podczas protestów ruchu Black Lives Matter po zabójstwie George’a Floyda na transparentach widniały cytaty z przełomowych esejów Baldwina. W 2016 roku na ekrany wszedł film dokumentalny Raoula Pecka, Nie jestem twoim Murzynem, na podstawie rękopisu Baldwina Remember This House, a w 2018 – adaptacja jego powieści Gdyby ulica Beale umiała mówić w reżyserii Barry’ego Jenkinsa. Za sprawą mediów społecznościowych i popularnych profili jak Son of Baldwin słowa Baldwina trafiają dziś do młodego pokolenia i inspirują do działania.
Baldwin jednoczy, a to rzadkość. W czym tkwi jego siła? Często podkreśla się, że potrafi pisać o kwestiach fundamentalnych, takich jak miłość, moralność czy sprawiedliwość w porywający, bezkompromisowy, a zarazem zniuansowany sposób. Charyzmatyczny styl i umiejętności retoryczne sprawiają, że jego teksty elektryzują i pobudzają do namysłu nad historią relacji rasowych w Stanach. Twórczość Baldwina skupia się na życiu czarnych w Ameryce, na psychologicznych konsekwencjach rasizmu i narodowej mitomanii, a także na związkach między rasą, męskością a seksualnością. Żeby móc pisać, Baldwin musiał jednak wyjechać ze Stanów. Przyznał zresztą, że nie był w stanie pracować, ponieważ obawiał się o swoje życie. W 1948 roku przeprowadził się do Francji i choć później wracał do Stanów, przez większość czasu mieszkał w Europie. Dystans pozwolił mu jednak zobaczyć Amerykę wyraźniej.
Dzieła Baldwina, z których większość została przełożona na polski, są u nas coraz popularniejsze. Tej wiosny wydawnictwo Karakter wydało dwie jego książki, w tym zbiór eseistyczny Następnym razem pożar w świetnym przekładzie Mikołaja Denderskiego. Co ciekawe, pierwsze wydanie w tłumaczeniu Daniela Passenta ukazało się nakładem wydawnictwa Książka i Wiedza już dwa lata po amerykańskiej premierze z 1963 roku. To znamienna data – sto lat po podpisaniu przez Lincolna Proklamacji Emancypacji znoszącej niewolnictwo; ten sam rok, w którym Martin Luther King wygłosił pamiętną przemowę „I Have a Dream”; czas zaostrzenia się wewnętrznych sporów w amerykańskim Ruchu na Rzecz Praw Obywatelskich.
Następnym razem pożar składa się z dwóch listów: listu Baldwina do bratanka „Zatrząsł się mój loch” oraz „U stóp krzyża” opatrzonego podtytułem „List z pewnego miejsca, które w sobie noszę”. Taka forma pozwoliła Baldwinowi powiązać słowa skierowane do bliskich z bardziej uniwersalnym przesłaniem. Listy rzucają na siebie światło. Wątek miłości, który stanowi najważniejszy element listu do bratanka, dobrze czyta się przez pryzmat historycznych i religijnych rozważań w „U stóp krzyża”. Pisząc do piętnastoletniego bratanka, Baldwin zastanawia się, jak czarny chłopak u progu dorosłości ma nie tyle przetrwać, co rozwijać się i żyć z odwagą w rasistowskim społeczeństwie: „… zjawiłeś się po to, żeby być kochanym” – pisze do młodego Jamesa – „Kochanym, mój drogi, żebyś miał siły do życia w tym świecie bez miłości”. Miłość jawi się jako warunek ocalenia, a zarazem wyzwanie: gdy lęk o życie powoduje lęk przed bliskością, bycie kochanym pozwala go przezwyciężyć i otwierać się na innych. Być może, jak sugeruje Baldwin, każde kolejne pokolenie musi na nowo uczyć się kochać.
Czytaj też: Faulkner wraca do Polski
Wizja miłości jako formy odwagi nabiera ostrości w „U stóp krzyża”: „Miłość zdziera maski, bez których boimy się żyć, a w których życie, mamy tego świadomość, jest niemożliwe. Mam tu na myśli «miłość» nie tylko w znaczeniu osobistym, ale również rozumianą jako stan istnienia czy też stan łaski – nie w infantylnie amerykańskim brzmieniu łączącym ją z doznawaniem szczęścia, ale w trudnym i uniwersalnym brzmieniu, w które wpisane są poszukiwanie, odwaga i rozwój”. Wzywając do miłości, Baldwin wzywa swojego bratanka do życia bez maski, podkreślając, jak ważne jest, żeby nie uwewnętrznił tego, co słyszy o sobie od białych, bo zniszczy go to – podobnie jak dziadka i ojca. „Otóż zatratę możesz sprowadzić na siebie w jeden sposób: gdy uwierzysz, że naprawdę jesteś tym, co biały świat nazywa czarnuchem. Mówię ci to, ponieważ Cię kocham, i proszę: przenigdy o tym nie zapomnij”.
W dyskusjach na temat twórczości nie-białych autorek i autorów biali krytycy czasem nadużywają terminu „tożsamość”, nadając mu pejoratywne znaczenie: skupienie na tożsamości zamyka ich zdaniem tekst w ramach „politycznej poprawności”, usztywnia język i zmienia sztukę w slogan. Twórczość Baldwina pokazuje natomiast, że związki między tożsamością, estetyką a polityką są znaczenie bardziej złożone.
Kształtowanie jednostkowego poczucia tożsamości to forma oporu wobec definicji, „w których zamknął [czarnych] biały człowiek”. Innymi słowy, to biali zwykli narzucać czarnym stałą, jednorodną tożsamość, względem której budowali własne poczucie wyższości i wyjątkowości. Przemiany i protesty, które miały miejsce w latach 60., wywołały dezorientację i kryzys tożsamości u białych – „oto czarny pełnił w świecie białego funkcję gwiazdy stałej, nieruchomego słupa; teraz więc, gdy porusza się ze swojego miejsca, niebo i ziemia trzęsą się w posadach”.
Baldwin pokazuje, że tożsamość jest płynna, a proces jej budowania mozolny. W „U stóp krzyża” przyznaje, że choć bronił się przed tym jak tylko mógł, „spluwano na [niego i określano], i opisywano i ograniczano, i można było [go] załatwić bez najmniejszego trudu”. Zastygła jest zdaniem Baldwina tożsamość narodowa białej Ameryki obwarowana mitem wyjątkowości i niewinności, która tak naprawdę „stanowi o zbrodni”. Zaprzeczenie nie pozwala na głęboko przemianę i moralną odnowę – „nieodpuszczalne jest, by odpowiedzialni za spustoszenie byli jednocześnie niewinni”. W wierszu „Staggerlee wonders” z tomu Jimmy’s Blues, który ukazał się w 1984 roku, czyli za czasów konserwatywnych rządów Reagana, Baldwin pyta: „Czy ślepota może być czymś pożądanym?” Najwyraźniej niezachwiana wiara we własną niewinność pozwala białej Ameryce dalej śnić swój sen.
W „U stóp krzyża” Baldwin rozprawia się z amerykańską hipokryzją, skupiając się tym razem na miłości chrześcijańskiej oraz własnym kryzysie religijnym. Jeszcze jako nastolatek gorliwie poszukiwał w Kościele miłości, bezpieczeństwa i mądrości. Kościół wydawał mu się z początku „bardzo ekscytujący”. „Młody brat Baldwin” niemal trzy lata spędził na ambonie. Z czasem zaczął jednak dostrzegać w instytucji kościelnej więcej mitów niż miłości. „Chodzi mi naprawdę o to” – pisał – „że w Kościele nie było miłości. Maskowano nim nienawiść żywioną względem innych… oraz rozpacz”. Kochać można było tych, którzy wierzyli tak samo. Biali nie miłowali zatem czarnych, a czarni nie miłowali białych: „Tak jak my dla białych byliśmy potomkami Chama, przeklętymi na wieki wieków, tak biali byli dla nas potomkami Kaina”. We wspólnocie wiernych odnalazł jednak „pewną wolność, która była bliska miłości” – wolność, która czasem wybrzmiewa w pieśniach gospel, w jazzie i bluesie, w których jest coś „cierpkiego i ironicznego, coś kategorycznego i niejednoznacznego”.
W 2015 roku amerykański pisarz i dziennikarz Ta-Nehisi Coates wydał zbiór esejów Między światem a mną, który ukazał się w Polsce w przekładzie Dariusza Żukowskiego (Agora, 2021). Znajdziemy w nim między innymi poruszający list autora do syna. Podobnie jak list Baldwina do bratanka, jest on pisany z miłością, troską i nadzieją, a zarazem zakorzeniony w brutalnych realiach życia w Stanach. Jak niewiele – wbrew pozorom – zmieniło się w kwestii relacji rasowych ukazują opisy walki o przetrwanie na ulicach Baltimore w latach dziewięćdziesiątych. Z kolei w kwietniu miała miejsce premiera przekładu Przełomów Julietty Singh autorstwa Aleksandry Szymczyk (Współbycie, 2024) – eseju, który również przybiera formę listu, tym razem do sześcioletniej córki autorki. Dobrze czyta się te eseje razem, bo wszystkie dobitnie pokazują, że bliskość w świecie bez miłości wymaga otwartego mówienia o krzywdzie. Być może właśnie forma listu takiej otwartości sprzyja.
James Baldwin, Następnym razem pożar, przeł. Mikołaj Denderski, Karakter, 2024.
I taki to był tydzień w kulturze. Płacz na „Kiss the Future” i Live Nation, który jest jak Żabka
Ok, przyznaję… popłakałem się. I to oglądając film o Bono, a konkretnie „Kiss the Future” o U2 i wojnie w Bośni. To był film skazany na porażkę, ale potem wydarzył się cud opowi...
czytaj więcej ->I taki to był tydzień w kulturze. Śmierć Alice Munro i nowy portret Karola III
O patrzcie! Nowy portret króla Karola III! Wcale nie wygląda jak coś, co mogłoby w galerii skojarzeń wisieć między obrazem „Papieża Inocentego X” pędzla Francisa Bacona a plakat...
czytaj więcej ->I taki to jest miesiąc w kulturze #3. Czy wystawa Ignacego Czwartosa wpisuje się w program tegorocznego Biennale?
Szabłowski przyznaje, że oglądając wystawę główną Biennale, był znudzony. Aleksander Hudzik – że był zagubiony, bo wystawa nie daje wyraźnych wskazówek na temat prac. Mimo wszys...
czytaj więcej ->