I taki to był tydzień w kulturze. Czwartos odwrócony pupą, „Iron Man” we Wrocławiu

Aleksander Hudzik
przegląd tygodnia
19.04.2024
3 min. czytania

Zabawa miesza się ze wzruszeniem, a jak wyjdziemy przez polski pawilon tylnymi (i tajnymi) drzwiami, to znajdujemy się przy odwróconym pupą do Polski pawilonie Ignacego Czwartosa.

To już! W Wenecji ruszyło Biennale, a to oznacza, że do Włoch zjechał świat cały, by przy aperolu protestować przeciw aktualnie istotnym wojnom, lub tak jak artyści w polskim pawilonie – przypominać o tych, które wciąż się toczą, ale stały się mniej atrakcyjne medialnie. Zabawa miesza się ze wzruszeniem, a jak wyjdziemy przez polski pawilon tylnymi (i tajnymi) drzwiami, to znajdujemy się przy odwróconym pupą do Polski pawilonie Ignacego Czwartosa. 

Tymczasem we Wrocławiu zamiast o Biennale przez jakieś 30 godzin rozmawiano o wystawie „Iron Man” Pawła Jacha i Krystiana Trutha Czaplickiego w Galerii Mieszkanie Gepperta. Dyskusję sprowokowała rzeźba Czaplickiego, manekin o kobiecych kształtach z doklejoną do twarzy brodą i manekinem dziecka przywiązanym do pasa. Tyle wystarczyło, żeby w bogobojnych mieszkańcach tego spokojnego miasta, którym wszystko kojarzy się z p…filią, wzbudzić… sam nie wiem co, chyba obrazę uczuć p…filskich. Zniszczono gablotę, w której pokazywano zdjęcie rzeźby, na artyście urządzono mały internetowy lincz, ale nikt się tym specjalnie nie przejął, bo to nie teatr w centrum Warszawy, wokół którego można uprawiać politykę, tylko sztuka w niewielkiej galerii. Szkoda, bo ofiarami takiego działania są przede wszystkim artyści, wystawieni raz po raz na pożarcie. A ty, Wrocławiu, jak se chciałeś być Europejską Stolicą Kultury (2016), to bądź se nią dalej!

Art Transparent

Kojarzycie Grimes? Jeśli bawiliście się na imprezach taneczno-weselnych w okolicach lat 2011/2012, to kojarzyć musicie. Więc ta Grimes wystąpiła na festiwalu Coachella (takim Openerze dla Amerykanów, którzy mogą sobie pozwolić na bilet o wartości przekraczającej przeciętny roczny dochód mieszkańca małego miasta w Polsce). Dj’ka Grimes, niegdyś wysmarowująca na Twitterze płomienne posty o tym, żeby jej nie mansplainować, jak się gra, potem partnerka słynnego mansplainera Elona Muska, a teraz po prostu beneficjentka życia kulturalnego, zagrała tak źle, że trzeba było koncert przerwać. Z powodów technicznych, choć osoby identyfikujące się jako ofiary koncertu wspominały dziennikarzom, że set brzmiał, jakby Grimes słuchała go po raz pierwszy dopiero na scenie. I tak artystka stała się bohaterką swojego własnego koszmaru. Za to ludzie na Coachelli mogli posłuchać, jak Billie Eilish śpiewa z Laną Del Rey, czego zazdroszczę tak bardzo, że w zamian mógłbym posłuchać nawet seta Grimes granego w duecie z jej eks.

Czytaj też: Ciekawi mnie tylko to, co obce. Kim jest Adriano Pedrosa i czy odmieni weneckie Biennale

A czy coś mi się w tym tygodniu podobało? Jeszcze jak! Serial „Sympatyk” na platformie HBO, a w zasadzie dopiero pierwszy odcinek. Wojna w Wietnamie, opowiedziana z perspektywy Wietnamczyków. Serial na podstawie książki, której przyznano Pulitzera (2016, Viet Thanh Nguyen), w reżyserii Park Chan-wooka („Służąca, „Podejrzana”) jest jak wielkie przepraszam od HBO dla tych, którzy, jak ja, stracili cztery godziny życia na serial „Reżim”. 

Sympatyk, HBO