Pięć filmów z American Film Festival, które warto zobaczyć
Wybór najciekawszych pozycji z programu przyprawiał o ból głowy, ale niezależnie od tego, czy ktoś szukał murowanych hitów, czy nieoczywistych odkryć, na pewno wrócił usatysfakcjonowany. Sprawdźcie, na które festiwalowe tytuły warto czekać – w kinach i na platformach streamingowych.
American Film Festival jak co roku przedstawił gęstą mapę kina zza oceanu. Od niezależnych projektów anonimowych twórców, przez nagradzane dzieła mistrzów, aż po głośne hollywoodzkie produkcje. Fabuły szły pod rękę z dokumentami, współczesne tytuły z żelazną klasyką, a kameralne i osobiste opowieści z głosami zaangażowanymi społecznie. Początek imprezy przypadł na finał wyborów prezydenckich w USA, a odniesienia do ideowych sporów dzielących Amerykanów znalazły się nie tylko w sekcji „Polityka na ekranie”. Dużym zainteresowaniem cieszyły się retrospektywy poświęcone Dorothy Arzner, jednej z pierwszych reżyserek w fabryce snów, i Robertowi Altmanowi (AFF zwieńczył trzyletni przegląd jego twórczości).
Z okazji swoich 15. urodzin festiwal pokazał większość filmów nagradzanych w ubiegłych edycjach (co ważne, o wyróżnieniach decyduje publiczność) i przypomniał, ile nowych talentów odkryliśmy dzięki nim. Do Wrocławia przybywają też znakomici goście, a Indie Star Award odebrał osobiście aktor, reżyser i scenarzysta Jesse Eisenberg („The Social Network”), który nad Wisłą zrealizował swój nowy obraz „Prawdziwy ból”. Wybór najciekawszych pozycji z programu przyprawiał o ból głowy, ale niezależnie od tego, czy ktoś szukał murowanych hitów, czy nieoczywistych odkryć, na pewno wrócił usatysfakcjonowany. Sprawdźcie, na które festiwalowe tytuły warto czekać – w kinach i na platformach streamingowych.
Pełnometrażowy debiut Sarah Friedland opuścił festiwal w Wenecji z aż trzema nagrodami – i nie ma w tym cienia przypadku. Amerykańska reżyserka wykazuje się rzadką finezją, po aptekarsku odmierza rytm narracji i wie, że dialogi nie powinny być ważniejsze niż obrazy. Film podąża za 80-letnią Ruth, która traci pamięć i zostaje wysłana przez syna do ekskluzywnego domu opieki. Friedland obserwowała zmagania swojej babci z demencją i pracowała jako opiekunka schorowanych nowojorskich artystów. Od pierwszych scen rozumiemy, że zna temat od podszewki i kreśli wieloznaczny portret starości, wymykający się prostym diagnozom. „Znajomy dotyk” jednocześnie chwyta totalne zagubienie bohaterki, jej imponującą determinację w walce o niezależność i desperackie próby zaprzeczania chorobie. Równie ważne są tu codzienne, budowane nieufnie relacje z opiekunką i lekarzem, co zatarta więź z synem, którego w pierwszej, znakomitej scenie kobieta bierze za adoratora. Reżyserka nazywa swój debiut historią inicjacyjną, co znajduje przełożenie na to, jak Ruth adaptuje się do nowego miejsca, ludzi, zwyczajów. Dawno nie widziałem tak głębokiego studium rozpadu pamięci i czułego wejrzenia w hermetyczny świat placówek opiekuńczych. Film zasłużenie wygrał Konkurs Breakthrough we Wrocławiu.
Włoch Roberto Minervini kręcił już oryginalne dokumenty o amerykańskim Południu („Co zrobisz, gdy świat stanie w ogniu?”, „Po drugiej stronie”), lecz teraz sięgnął po fabułę. Na papierze „Przeklęci” są filmem historycznym o wojnie secesyjnej, a konkretniej o grupie ochotników wysłanych przez Armię Unii do patrolowania zachodnich krańców USA. Twórca nie zamierza jednak robić krwawego, spektakularnego widowiska ani analizować przyczyn rozdarcia kraju. Bardziej interesują go myśli i uczucia zwykłych żołnierzy, którzy starają jakoś zracjonalizować swoje działania i nadać sens wszechobecnemu cierpieniu. Malarskie ujęcia eksponują nie tylko ich znój, ból i rezygnację, ale i naturalne piękno amerykańskiego interioru. Konieczność wędrówki i okiełznania dzikiej przyrody zdaje się wpisana w dzieje podzielonego narodu, więc film działa też na poziomie metaforycznym. Minervini zadaje po drodze uniwersalne pytania o niepotrzebną śmierć tysięcy mężczyzn, religijne i ekonomiczne motywacje walczących oraz brutalną wojskową hierarchię. Nagroda za reżyserię w canneńskiej sekcji Un Certain Regard może być zwiastunem jego kolejnych fabularnych projektów.
Czytaj też: ILE NA DZIESIĘĆ: O „Bokserze” i „Kuleju”
Już po „Dzieciństwie wodza” i „Vox Lux” było wiadomo, że Brady Corbet ma wielkie ambicje, ale niekoniecznie potrafi je realizować. W przeszło trzygodzinnym „The Brutalist” jest podobnie, ale reżyser i tak stworzył swoje najlepsze dzieło, o które będziemy się spierać latami. Sporo obiecuje już pierwsza awangardowa sekwencja, którą wieńczy przybycie węgierskiego architekta László Tótha do USA i odwrócone ujęcie Statui Wolności. Powojenne losy żydowskiego artysty ukazują doświadczenia, traumy i marzenia rzeszy imigrantów szukających nowego życia i nadziei za Wielką Wodą. Chwilami dziwi, jak kameralną i klasyczną opowieść snuje Corbet, ledwo muskając wielkie dwudziestowieczne tematy: Holocaust, ksenofobię i antysemityzm, wyzysk klasy robotniczej. Zdarza mu się jednak błysnąć formalną brawurą i wizjonerskim gestem. Choćby w monumentalnych zamglonych kadrach z kamieniołomu w Carrarze, gdzie główny bohater trafia ze swoim bogatym mecenasem. Centralne miejsce zajmuje w filmie architektura brutalistyczna, a szerzej – napięcie między sztuką i kapitałem, bez którego geniusze tacy jak Tóth niczego nie zbudują. Chciałoby się, żeby – w ślad za bohaterem – reżyser więcej eksperymentował i wyznaczał nowe ścieżki, bo myśli głównie o przytłaczającej skali i metrażu. Pewnie kiedyś ulepi swoje arcydzieło, na razie mamy przedsmak w postaci „The Brutalist”.
Pustynne krajobrazy Nowego Meksyku stają się tłem dla historii dorastania dwóch sióstr, Violet i Evy. W pięciu rozdziałach oglądamy wakacje dziewczynek, nastolatek, a potem młodych kobiet, które przylatują do ojca mieszkającego z dala od Kalifornii. Debiutująca w pełnym metrażu Alessandra Lacorazza upycha kilkanaście lat życia bohaterek w dziewięćdziesięciu minutach, ale wcale nie idzie na skróty. Tka swoją wizję z subtelności, niedopowiedzeń, skrywanych głęboko emocji i konfliktów. Wykorzystuje wizualne powtórzenia i scenograficzne detale, by uspójniać opowieść i pomagać widzom w orientacji. Pozornie film jest prostą opowieścią coming-of-age, stopniowo jednak dostrzegamy, że dojrzewanie sióstr nie oznacza dojrzewania ich rodzica. Mężczyzna raz potrafi być opiekuńczy i kochający, innym razem agresywny i nieodpowiedzialny. Lacorazza skupia się więc tyleż na zyskiwaniu świadomości przez Violet i Evę, co na kryzysie maczystowskiego modelu męskości i ojcowskiego autorytetu. Tata dziewczyn należy do hiszpańskojęzycznej mniejszości w USA, która również gra w filmie ważną rolę. Na ekranie splatają się wątki rodzinne, obyczajowe i queerowe, co pozwala omijać nudne scenariuszowe schematy. Losy trojga postaci mówią coś ważnego zarówno o kondycji rozbitych rodzin, jak i przeoczonej inicjacji dzieci, którą musi sobie uzmysłowić rodzic. Wspólne letnie przygody i wspomnienia nie zastąpią bowiem codziennego kontaktu i autentycznej bliskości.
Zwycięzca sekcji American Docs. Film Sabriny Van Tassel wychodzi od tajemniczego zaginięcia Mary Ellen Johnson-Davis, do którego doszło w listopadzie 2020 roku. Jej rdzenne pochodzenie w praktyce sprawia, że policja plemienna nie może przesłuchać nikogo poza rezerwatem, a inne organy ścigania nie są zbyt pomocne. Reżyserka nie zatrzymuje się jednak na pojedynczej historii i bada ogólną sytuację rdzennej ludności, która wciąż doświadcza przemocy, wykluczenia i niesprawiedliwej polityki władz. W dokumencie słyszymy wypowiedzi krewniaczek Johnson-Davis, aktywistek, prawnika czy agenta FBI, które nie pozostawiają złudzeń. Losy wielu indiańskich kobiet są naznaczone przez zbrodnie białych Amerykanów, którzy czują się bezkarni i najczęściej zachowują anonimowość.
Reżyserka sięga też do przeszłości, analizując destrukcyjny wpływ chrześcijańskiego systemu edukacji na plemienne kultury i języki. Jej wstrząsająca opowieść uświadamia skalę instytucjonalnego zła, które rozwijało się przez całe dekady i nadal jest źródłem międzypokoleniowej traumy w rdzennych wspólnotach. Niewiele w „Zaginionej” światła i nadziei, bo Van Tassel sugeruje, że odnalezienie Johnson-Davis zakrawałoby na cud, a sensowne reformy prawne nie zostaną uchwalone w najbliższym czasie. Takie dokumentalne relacje mogą być jednak pierwszym sygnałem do jakiejkolwiek zmiany.
American Film Festival trwa online do 17 listopada. Wybrane filmy z programu można oglądać na Nowe Horyzonty vod ( https://www.nowehoryzonty.pl/vod-ind.s?c=1207 ).
Czytaj też: Wyłącz Donalda. O filmie „Wybraniec”
Kultura obowiązkowa 18–24 listopada
„Ziółka, drzewka, y chruściki” Agnieszki Brzeżańskiej, potrójna wystawa w Krupa Art Foundation, filmowy festiwal autorskich narracji „Korelacje” oraz Watch Docs, czyli filmy o p...
czytaj więcej ->I taki to był tydzień w kulturze. Booker za „Orbital” i miłość Polaków do finisaży
Jest w nas Polakach jakiś strach przed końcem i miłość do finisażu, do tej kolejki co się ustawia, żeby pożegnać cokolwiek trzeba właśnie żegnać. Z ponad 20 tysięcy osób, które ...
czytaj więcej ->„Oskarżam architektów”. Rozmowa z Filipem Springerem
„Czy możemy sobie pozwolić na budowanie wszystkiego, na co tylko mamy ochotę? Moim zdaniem nie” – mówi Filip Springer, autor książki „Szara godzina. Czas na nową architekturę”.<...
czytaj więcej ->