Timeless Film Festival rusza 8 kwietnia. Podpowiadamy, co obejrzeć

Wojciech Tutaj
film
recenzja
4.04.2024
10 min. czytania

Przestańmy wyglądać za ocean, targani podziwem i zazdrością, gdy kilka kroków stąd mamy do odkrycia niewyobrażalne skarby filmowe. Wojciech Tutaj poleca filmy z Timeless Film Festivalu.

Quentin Tarantino czy Krzysztof Kieślowski? Chinatown (1974) czy Godzilla (1954)? Hollywoodzkie musicale czy kultowe horrory? Timeless Film Festival zmusza widzów do trudnych, czasem niemożliwych wyborów. Pierwsze polskie wydarzenie w całości poświęcone klasyce kina każe się też zastanowić, czy od lat nie tkwimy w zaklętym kręgu tych samych tytułów, reżyserów, kinematografii i zjawisk. W programie gołym okiem widać dominację kina amerykańskiego i zachodnioeuropejskiego, fetyszyzowanego przez anglojęzyczne wydawnictwa, platformy i instytucje kultury. Wystarczy wspomnieć, istotne skądinąd, retrospektywy Elaine May i duetu Powell & Pressburger. Do niedawna te filmy stanowiły nienaruszalny kanon i inspirację dla najpopularniejszych dziś twórców. Coraz śmielej sięgamy jednak po kino z nieoczywistych zakątków, bardziej wywrotowe formalnie i politycznie, zagubione w archiwach lub zlekceważone w swoim czasie. Niniejszy przewodnik po programie Timeless jest próbą zwrócenia uwagi na klasykę nieznaną albo niewystarczająco eksponowaną u nas – a może jednak ciekawszą, śmielszą, bliższą współczesności? Seanse Pulp Fiction (1994) i Amadeusza (1984) odbędą się jeszcze nie raz, dzieła brazylijskich, chińskich i gruzińskich mistrzów zawsze odkładamy na później. Pora to zmienić!

Wszystko, na co Hollywood nie zezwala  

Przestańmy wyglądać za ocean, targani podziwem i zazdrością, gdy kilka kroków stąd mamy do odkrycia niewyobrażalne skarby filmowe. Po sąsiedzku, węgierscy, czescy i słowaccy artyści rozwijali w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych genialne nowofalowe projekty, a na fali transformacji znaleźli godnych następców. Program festiwalu pozwala na przykład prześledzić wielopoziomową zależność między kinem urodzonego eksperymentatora Miklósa Jancsó, niesłusznie zapomnianego Györgya Fehéra i ikony slow cinema Béli Tarra. Pierwszy z korowodu węgierskich mistrzów w Desperatach (1966) ukazuje mroczną przeszłość kraju (II połowa XIX wieku), bazując na minimalistycznym stylu i alegorycznym kodzie. Ostatni też spogląda wstecz, lecz jego Harmonie Werckmeistera (2000) – zamknięte w trzydziestu dziewięciu długich ujęciach – odmalowują pesymistyczny obraz lokalnej prowincji i tropią proces narodzin totalitaryzmu. 

Desperaci (1966)

Jeszcze groźniej i posępniej wygląda Zmierzch (1990) Fehéra, antykryminał i filozoficzny traktat w jednym, który wychodzi od sprawy zabójstwa dziecka, a zmierza ku refleksji nad wszechobecnym złem. Każde z trzech arcydzieł wyróżnia się formalnym nowatorstwem i iście fatalistyczną aurą. Dobrym pomysłem na podwójny seans może być zestawienie Zmierzchu i W biały dzień (1958) – filmu Ladislao Vajdy rozpracowującego ten sam wątek kryminalny. Reżyser miał zresztą węgierskie korzenie, ale poruszał się po torach klasycznego kina i dał nam prawdziwy wzorzec gatunku. Choć jego nazwisko niemal zniknęło z rejestrów, pasjonujący obraz śledztwa w alpejskich plenerach udowadnia, że opanował fach do perfekcji. 

Trochę lepiej rozpoznana jest w Polsce czechosłowacka nowa fala, ale nigdy dość pochwał dla Małgorzaty, córki Łazarza (1967), wybitnej panoramy średniowiecza i chrystianizacji spod ręki Františka Vláčila, oraz Ucha (1970)Karela Kachyni – studium życia w państwie podejrzeń, podsłuchów i społecznej paranoi. Festiwal odkryje za to inną twarz uznanej reżyserki Věry Chytilovej, która przed awangardowymi i anarchistycznymi Stokrotkami (1966) zrealizowała O czymś innym (1963) – bliższy ziemi i ówczesnej obyczajowości szkic dwóch kobiet: gospodyni domowej i gimnastyczki. Realistyczna fabuła skrywa nie tylko modernistyczne tricki formalne, ale i głęboko feministyczne przesłanie. 

Prawdziwą gratką będzie natomiast pokaz Obrazów starego świata (1972) – mistrzowskiego dokumentu-poematu Dušana Hanáka, który śmiało można nazwać jednym z ważniejszych europejskich filmów lat 70. Słowacki twórca kreśli niepodrabialne portrety ludzi egzystujących jakby poza czasem, powielających tradycje przodków i zespolonych z surowym tatrzańskim krajobrazem. Zabawa kamerą i montażem nie przesłania prawdy o znikającym bezpowrotnie skrawku rzeczywistości. Podobną wrażliwość, zrodzoną z nienaiwnego zachwytu nad prostotą, reprezentuje Otar Iosseliani, którego Pastorałka (1975) może dać wytchnienie wielu uczestnikom festiwalu. Gruziński mistrz opowiada o przyjeździe muzycznego zespołu do małej wioski, dostrajając rytm filmu do rytmu życia tamtejszej społeczności i natury. Zdradza przy okazji wielki talent obserwacyjny, dyskretne poczucie humoru i fascynację zwyczajnością.

Maratończycy  

Nie na każdym festiwalu można przetestować swoją koncentrację i wytrzymałość. Timeless wystawi jednak publiczność na próbę, prezentując wielogodzinne kolosy w sprzyjających warunkach kinowych. Tych legendarnych filmów raczej nie nadrobicie w domu, rozproszeni przez internetowe komunikaty i galopujące myśli. Jeśli niestraszne wam wielkie ideowe spory, meandry europejskiej historii i wystawne kostiumowe eposy, wybierzcie Wiek XX (1976; 317 min!). Opus magnum Bernardo Bertolucciego nie cieszy się taką sławą, jak wyrafinowany Konformista (1970) czy kontrowersyjne Ostatnie tango w Paryżu (1972), ale zdumiewa na każdym poziomie. Od inscenizacyjnego rozmachu, przez spójność i wartkość narracji, aż po historiozoficzną głębię. W losach dwóch przyjaciół rozpisanych na cztery dekady spotykają się barokowy przepych i lewicowa wrażliwość, widma faszyzmu i wojny. Inny rodzaj spektaklu aranżuje oferuje biograficzny Ludwig (1973) Luchino Viscontiego. To 238 minut czystej dekadencji, malarskich zdjęć i psychoanalizy bawarskiego władcy ceniącego sztukę wyżej niż politykę. Słowem, kwintesencja poszukiwań, stylu i myśli włoskiego maestra, porównywanego z Federico Fellinim i Michelangelo Antonionim. 

Kto woli przewidywać przyszłość, niech wyruszy Aż na koniec świata (1991) z Wimem Wendersem. Prawie pięciogodzinny film rozgrywający się na czterech kontynentach i kręcony w jedenastu krajach projektuje eklektyczną i świadomie niedoskonałą wizję jutra. Kino drogi, spiskowo-apokaliptyczna otoczka i futurystyczna scenografia idą tu pod rękę, a zdiagnozowana przez reżysera choroba obrazów, które stają się bardziej realne niż rzeczywistość, wydaje się znajomym elementem współczesności. Wenders podąża za spontaniczną Claire i tajemniczym Trevorem po różnych zakątkach globu, objawiając się nie tylko jako prorok nowoczesności, ale i miłośnik popkultury, ekscentrycznych widowisk i nieskrępowanej sztuki opowiadania. Najbardziej wymagająca może się dziś okazać konfrontacją z Miłością szaloną (1969; 254 min) – filmem radykalnie offowym. Jacques Rivette, nadal pozostający w cieniu innych francuskich nowofalowców, nie oglądał się na widza i konsekwentnie szukał granic eksperymentu. Sceny wspólnej codzienności reżysera i aktorki przerywa wiernym zapisem z prób do jego nowego spektaklu. Namysł nad nierozerwalnym splotem życia i sztuki, tak charakterystyczny dla autora, dopełnia precyzyjne studium rozpadającego się związku i długa lista pytań: o mity, jakie tworzy wokół siebie artysta, wierność pasji czy sens teatru.

Aż na koniec świata (1991) reż. Wim Wenders

Zaginione w akcji

Jeśli ktoś nie chce utknąć w fotelu kinowym na kilka godzin, niech wybierze ekscytującą przygodę z krótszymi filmami, które pozostają w Polsce enigmą. Nie wszystkie zagraniczne perły doczekały się premier nad Wisłą, czasem z powodów politycznych, częściej przez brak zainteresowania filmowymi rubieżami. Timeless ma szansę wypełnić kilka białych plam, może wręcz otworzyć dyskusję o nowym, wielokulturowym kanonie? 

Warto zainteresować się Indiami Zachodnimi (1979) Meda Hondo, jedną z najdroższych produkcji w historii Afryki. Dzieło wymyka się klasyfikacjom, łącząc energiczny musical, zjadliwą satyrę na francuski imperializm i przekrojowe spojrzenie na dzieje Karaibów i uniwersalną metaforę kolonializmu. Umowność scenografii, którą tworzy wielki statek, pomaga twórcy bawić się różnymi konwencjami i uciec od nachalnej politycznej krytyki. 

Indie Zachodnie (1979) Med Hondo

Pełne formalnej inwencji i ironii jest też Wspomnienie (1968) Tomása Gutiérreza Alei, które dla odmiany zabiera nas do Hawany lat sześćdziesiątych. Intelektualista Sergio obserwuje postrewolucyjną Kubę i wdaje się w romanse z młodszymi kobietami. Reżyser proponuje kino intymne i refleksyjne, a zarazem silnie zaangażowane. Główny bohater tylko pozornie góruje nad rzeczywistością – dystansując się od ludzi i przemian społecznych, staje się niewygodnym, burżuazyjnym elementem w oczach władzy i jednostką całkowicie bierną. 

Kuba we Wspomnieniach cierpi z powodu nierówności klasowych i ekonomicznego zastoju – jeszcze brutalniej wyglądają brazylijskie realia w Pixocie (1980). Bez arcydzieła Hectora Babenki nie byłoby Miasta Boga (2002), ale dopiera teraz doceniają je zwolennicy szorstkiego realizmu i paradokumentalnej rejestracji. Razem z tytułowym bohaterem i jego kolegami doświadczamy okrucieństwa i nędzy, które są codziennością nastolatków w zakładach poprawczych i na ulicach São Paulo. Kontakt z tą bezlitosną historią prowokuje do niewygodnej rewizji naszych idealistycznych przekonań. 

Estetyczna surowość cechuje też Milczenie wokół Krystyny M. (1982), dzieło teoretycznie odległe od Pixotea, ale też wkładające kij w mrowisko. Oto bowiem laureatka Oscara Marleen Gorris wytacza ciężkie feministyczne działa w opowieści o trzech kobietach oskarżonych o zabicie właściciela butiku. Ich zbrodni nikt nie podważa, lecz psycholożka kryminalna, a za nią i reżyserka, rozpatruje sytuację poza kategoriami moralnymi. Woli zastanowić się nad wpływem patriarchalnej opresji na decyzję niewyróżniających się sprawczyń. Holenderski film powoli wraca na zasłużone miejsce wśród klasyków kina kobiecego.

Wspomnienie (1968) Tomás Gutiérrez

Bajecznie utalentowani Azjaci

Nie byłbym sobą, gdybym nie polecił też azjatyckiej klasyki, którą znamy w Polsce raczej wybiórczo. Sekcja „Japonia 1954: Rok cudów” pewnie zyska należną uwagę, ale w cieniu japońskiego kanonu zawsze leżały wybitne filmy z innych stron kontynentu. Spragnieni rzadkich olśnień mogą wyłowić Gwiazdę pośród chmur (1960), odkrywane na nowo arcydzieło Ritwika Ghataka. Twórca nigdy nie zyskał takiej międzynarodowej sławy jak Satyajit Ray, ale był równie znamienitym przedstawicielem autorskiego kina z Indii. W swojej rozdzierającej wizji zaświadcza o cierpieniu, poświęceniu i psychicznym wyczerpaniu wpisanym w życiorysy bengalskich kobiet. Tropienie feministycznych śladów w historii X muzy coraz częściej zdumiewa nas aktualnością indyjskich opowieści z lat sześćdziesiątych, choć kojarzymy ten kraj ze skrajnym patriarchatem i dyskryminacją obywatelek. 

Gdy mowa o przypominaniu klasyków, nie sposób ominąć Pokojówki Kim Ki-younga. Zachwyty nad oscarowym Parasite (2019) można łatwo przenieść na koreański film z 1960 roku, którym mocno inspirował się Bong Joon-ho. Wprawdzie Kim nie uprawia szalonej żonglerki gatunkowej, ale bezbłędnie wykorzystuje gęstniejące napięcie między służącą, jej pracodawcą i jego żoną. Walka klas, chwiejąca się piramida społeczna i podwójna mieszczańska moralność to motywy, które z czasem tylko nabrały wagi. Gładkie przejście od dramatu obyczajowego w stronę paranoicznego thrillera zapowiada zaś cechy nowego kina koreańskiego, które wychwala dzisiaj pół świata.  

Godnym zwieńczeniem festiwalu może być seans zrekonstruowanej wersji Żegnaj, moja konkubino (1993). Arcydzieło Chena Kaige zdobyło Złotą Palmę w Cannes jako pierwszy film chińskojęzyczny i symbolizowało odrodzenie tamtejszego kina i sztuki po chaosie rewolucji kulturalnej. Epicka narracja stawia w centrum trójkąt miłosny, a w tle odmalowuje dzieje Państwa Środka, od lat dwudziestych do lat siedemdziesiątych. Rozliczenie z maoistowskimi zbrodniami czy dziedzictwem wojny uzupełnia spojrzenie na jednostki uwikłane w gwałtowne procesy polityczne, niespełnione uczucia i tożsamościowe kryzysy. Kaige daje popis reżyserowania intensywnymi kolorami, stylowymi kostiumami, operowym nadmiarem i chińską melancholią. Chwyta ducha czasów i cień ludzkich obsesji, przypominając jednocześnie, że klasyka kina bywa synonimem artystycznej doskonałości. Rozsiądźcie się więc wygodnie, wbijcie wzrok w wielki ekran i dajcie się porwać strumieniowi obrazów!

Dodatkowe rekomendacje: Inne spojrzenie (1982, reż. Károly Makk), Wschód księżyca (1955, reż. Kinuyo Tanaka), Dwadzieścia cztery źrenice (1954, reż. Keisuke Kinoshita), Obcy i mgła (1974, reż. Bahram Beyzaie), Wydarzenia bez znaczenia (1974, reż. Mostafa Derkaoui), Człowiek z ogoloną głową (1966, reż. André Delvaux).

Timeless Film Festival, 8 – 15 kwietnia 2024, Warszawa.

Żegnaj, moja konkubino (1993)