„Autoportret z jakimś ścierwem”. Twórczość Agaty Słowak
Jest powód, dla którego obrazy Agaty Słowak rezonują wśród młodych osób. Są w całkowicie bezwstydny sposób tylko i wyłącznie o niej samej. Malarstwo artystki można było zobaczyć niedawno na wystawie w galerii BLUM w Tokio, dziś jeden z jej obrazów trafił na plakat festiwalu muzycznego Ephemera
Poczułam, że muszę natychmiast się wysrać. Pobiegłam do toalety po drugiej stronie korytarza i przykucnęłam przed sedesem, twarzą do drzwi. Widziałam płytki podłogi między udami. Parłam z całej siły. Wybuchło jak granat, z rozbryzgiem wody, która rozlała się aż do drzwi. Zobaczyłam maleńką nagą lalkę na końcu zwisającego z mojej cipy czerwonawego sznurka. Nie wyobrażałam sobie, że jest we mnie coś takiego. Musiałam dojść z tym do swojego pokoju. Wzięłam to w jedną rękę – było dziwnie ciężkie – i ruszyłam korytarzem, ściskając to między udami. Byłam zwierzęciem.
(Annie Ernaux, Zdarzyło się, tłum. Agata Kozak)
Co to znaczy być kobietą w Polsce dla Generacji Z? Podczas gdy dla starszych dziewczyn patriarchat w momencie dorastania i młodości nadal był czymś oczywistym, dwudziestoparoletnie dziewczyny w Polsce dojrzewają w momencie, gdy Polki w końcu zaczynają dochodzić swoich praw. Dla Agaty Słowak, która ma lat 22, kiedy w 2016 wybucha „czarny protest”, musiało to być doświadczenie formatywne. Kiedy stykam się z jej malarstwem po raz pierwszy w 2019, na wystawie „Farba znaczy krew” trafiam na obraz „Miłość”. Mówi mi on coś o własnych dramatach, intymności i okropieństwie bycia kobietą, na co trudno było mi znaleźć słowa. Teraz już nie muszę, a zamiast tego zastanawiam się, jak opisać, co czuję, gdy patrzę na jej malarstwo.
Obrazy Agaty Słowak to psychoanaliza dla generacji Z. Choć niełatwa w odbiorze, estetyka młodej malarki zdążyła zjednać sobie spore grono fanów wśród najmłodszego, jak i „starszego” pokolenia milenialsów – w obu przypadkach ze względu na to, że Słowak otwarcie zmaga się z tym, co materialne, cielesne, dotyczące bebechów, miękkich tkanek i podbrzuszy, a nie tego, czego i tak mamy w nadmiarze, czyli dematerializacji życia, technologizacji i relacji międzyludzkich coraz częściej pozbawionych fizycznej realności. U Słowak ciało wraca do swojej gęstej, bolesnej materialności: skóra jest boleśnie realna, często brzydka i o niezdrowym kolorze, pomarszczona lub trupia, o odcieniu, który dawno nie widział żadnej pielęgnacji. Ohydne ciała o trupim zabarwieniu pogrążone są w niszczącym pożądaniu. Jaki to kontrast ze światem onlajnu, coraz bardziej wypranym z nieprzyjemnych i skrywanych emocji!
Malarka też instynktownie odpowiedziała na frustrację najmłodszego pokolenia wynikającą z uwięzienia w płci kulturowej. Ciała u Słowak są hybrydyczne i wielopłciowe – na wzór antycznego hermafrodyty, zwłaszcza na wczesnych obrazach, z 2018 lub 2019, jak „Portret Danielki W.” czy „Julia jako krwiożerczy wąż”, gdzie seksualne lęki i fantazje zaburzały realizm i logikę, wytwarzając ciała wielopostaciowe, pół-zwierzęce, pół-ludzkie, gdzie przynależność gatunkowa i płciowa były przygodna.
Ciało transpłciowej Danielki Weiss pokryte jest lamparcimi cętkami, ma nabrzmiałego penisa, damskie sandały na wysokich koturnach i długie, delikatne włosy. Jest spętane łańcuchami i na czworakach, jak pies, a do penisa przywiązany jest granat. W tle wybuchają ogniste pociski, świat płonie, toczy się trzecia wojna światowa. Pożądanie pali i niszczy, nie ma w sobie nic miłego i sympatycznego, i zbiera swoje żniwo – może dlatego relacje, w których ktoś może nas zranić, są dziś częściej wypierane przez relacje przyjacielskie. Słowak nigdy nie bała się pokazywać tej mrocznej strony związków i samej kobiecości.
Przez ostatnie dwa lata artystka miała trzy kluczowe wystawy. Jedna z nich otworzyła się w zeszłym miesiącu w Tokio, poprzednia miała zaś miejsce w Nowym Jorku (Fortnight Institute, 2023), nie było więc możliwości obejrzenia ich w Polsce. Obrazy Słowak są jednak popularne dzięki Instagramowi, na którym śledzi ją 15 tys. followersów. Ich liczba znacząco wzrosła przez ostatnie półtora roku, od czasu otrzymania przez nią Paszportu Polityki. Wystawa w Tokio w Blum & Poe, której kuratorką jest ceniona amerykańska krytyczka Alison Gingeras, zestawia ją z Aleksandrą Waliszewską i czerpie z filozofii Williama Blake’a, który kwestionował tradycyjną moralność i pochodzenie dobra i zła.
W tekście kuratorskim Gingeras czytamy wypowiedź malarki na temat obrazu „There’s a Fckn Goats Outside” [sic!] (2023): „Chciałam stworzyć atmosferę śmierci niewinności. Mroczne kózki, które wyglądają, jakby szły na rejw, są metaforą ludzi, którzy pragną pieniędzy, a także wyjątkowości kojarzonej z figurą artysty”. Być może w tej wypowiedzi Słowak ujawniła więcej, niż zamierzała. Jej instagram zaroił się od celebrytów, zwłaszcza od chwili otrzymania Paszportu: Małgorzata Szumowska czy Andrzej Chyra chętnie pokazują się u boku artystki, czerpiąc edgy look z jej mrocznego malarstwa. Wydaje się, że odkąd artystka wkroczyła do dekadenckiego art worldu, który ją coraz bardziej zawłaszcza (ponieważ sukces w świecie sztuki musi dziś z konieczności oznaczać rownież aprobatę wywodzących się z klas wyższych i najwyższych kolekcjonerów, dyktujących tu warunki), jej malarstwo również zyskało dużo bardziej dekadencki odcień. Jest to też zapewne świadectwo osobistej artystycznej ewolucji i dojrzewania jako kobiety, jednak można zauważyć subtelne sygnały świadomości klasowej. Malarka w wywiadach wspominała o swoim awansie społecznym, podróży ze świata małego miasteczka do środowiska stołecznej elity, nie traktuje go jednak tak dosłownie, jak Marta Nadolle i Patryk Różycki, niedawno oskarżani o oportunizm w magazynie „Szum” przez Tomasza Kozaka.
W Tokio znalazły się najnowsze obrazy, „Autoportret z jakimś ścierwem”, który dosadnie ukazuje kwestię „wszystkiego na sprzedaż”. Na płótnie mamy wyidealizowany autoportret artystki, a obok zdekapitowane, oskórowane „ścierwo”, zwłoki wyglądające na zwierzęce. Czy jednak na pewno? Nienaturalnie długie nogi i korpus, a do tego długi, diabli ogon… czy Słowak jest tu pogromczynią szatana ze średniowiecznych i klasycystycznych obrazów, czy też widzimy – podobnie, jak w dawnym malarstwie – życie i śmierć tej samej osoby ukazane są obok siebie.
Zamiast nadawać dosłowne tytuły obrazom, Słowak nawiązuje do swojej autobiografii, jak w podwójnym portrecie „Mój piękny brat Kacper”. Na pierwszym planie znajduje się młodszy brat malarki, trzymający w dłoniach martwego (znowu…) ptaka, może to wrona, a może kolejny mały szatan – a za nim ona sama, jakby delikatnie czuwająca starsza siostra, bardziej doświadczona, chcąca ochronić brata przed niebezpieczeństwami życia. Na próżno, martwy ptak potwierdza, że poza światem rodzinnego domu czyha jedynie zło. To jednak wyjątkowy przypadek – w innych dziełach członkowie rodziny nie są ukazywani wprost. Agata-postać z obrazów oderwała się całkowicie od tej rodzinnej, ciepłej tkanki, a w środku ma już tylko chłód, jak topniejący bałwanek w jej wnętrznościach zabawnie ukazany w „Baby It’s Cold Outside” (2023). Na innym obrazie, „Tumor In The Chest” (2023), malarka znów jest wypatroszona, lecz tym razem jej ciało skrywa już tylko głowę kochanka, który w jak pasożyt (albo rak) zjada ją od środka.
Słowak zawsze przedstawiała niezdrową dynamikę związków miłosnych: czy to damsko-męskich, czy homoseksualnych. Seks u niej bezwzględnie pali i niszczy, prowadzi do cierpienia i niezdrowego uzależnienia. Odrzucone pożądanie, miłość jako źródło frustracji i cierpienia oraz dzieciobójstwo to również powracające wątki. Pożądanie jest straszne, a między kobietą i mężczyzną jeszcze bardziej niebezpieczne, bo mogące prowadzić do ciąży. Stąd liczne usuwane, zakrwawione płody w jej twórczości.
W ostatnim roku coś się jednak zmieniło i ukonkretniło w tych obrazach. Oczywiście seks i pożądanie były obecne już wcześniej, w formie relacji sadomasochistycznych z kobietami. Teraz pojawił się wielki fallus. Obsesja na punkcie fallusa wiąże się z poczuciem winy, które wyjaśniałoby, dlaczego penis – umieszczany w samym centrum obrazów „Konstelacja penisa”, „Jądra na tle białej ściany” czy „R.I.P.”, gdzie elementy pasji Jezusa Chrystusa pojawiają się w kontekście handjoba – poprzebijany jest gwoźdźmi.
Ukrzyżowanie zmienia się tu w podwójną karę – gwoźdźmi przebite są również palce kobiety z paznokciami pokrytymi czarnym lakierem. Cierpią więc oboje, a w przypadku „R.I.P.”, jeśli otoczone chryzantemami ciało jest martwe, dłoń w zasadzie masturbuje już tylko trupa. Ostatni raz w kontekście pasyjnym penisy przedstawiała w Polsce Dorota Nieznalska, w słynnej pracy „Pasja”, za którą latami prześladowały ją procesy o obrazę uczuć religijnych. Coś się jednak chyba musiało w Polsce zmienić, mimo dekady rządów PiS, bo nikt nie pozywa dziś Słowak. Być może jest tak dlatego, że jej prace funkcjonują poza polskim kontekstem, a szkoda. W najnowszej polskiej sztuce to wyjątkowe dzieła skupione na erotyce, gdzie kobieta przepisuje reguły pożądania. Jeśli słynny obraz kobiecego łona Gustave’a Courbeta to „początek świata” męskiego spojrzenia, obrazy Słowak są jego symbolicznym końcem. Przy okazji skupiają się na motywie symbolicznej śmierci, ale nie wiadomo, czyjej – obiektu pożądania czy kobiety, która spaliła się, pragnąc?
Jest jeszcze jeden powód, dla którego obrazy Słowak rezonują wśród młodych osób. Są w całkowicie bezwstydny sposób tylko i wyłącznie o niej samej. Jednak, jak zasugerowałam wyżej, sposób, w jaki analizują własne uczucia i emocje, wychodzi poza gapienie się we własny pępek do świata społecznego. Twórczość Słowak ukazuje bezwzględne działanie awansu klasowego na samo ciało, na wnętrzności. Skutkiem „sukcesu” jest kompletna alienacja i odcięcie – również od emocji. Nie chodzi tu o jakieś niebywałe perwersje, ale o gromadzenie doświadczenia, a w konsekwencji: siłę wizji dziewczyny, która być może zobaczyła o wiele za dużo za wcześnie. Podziwiam Słowak za umiejętność powołania do istnienia tak kompletnej i wszechogarniającej wizji. Tak jak w tytule jej wystawy dyplomowej w Sinfonii Varsovii w 2019, ta wizja wciąż jest CHWDP, czyli chuj w dupę pięknu. Skąpana w ekskrementalnych brązach i krwawych burgundach, Słowak kreuje własny rodzaj piękna.
Czytaj też: Dużo chodzę po kościołach. Zuzanna Bartoszek
I taki to był tydzień w kulturze. WGW i Matejko na okładce płyty Lady Gagi
Jest to tydzień WGW, FRINGE i generalnie wielkich wydarzeń w kulturze, ale ja mam ochotę wspomnieć o filmie „Jego trzy córki”, który sobie cichaczem wpadł na Netflix.
czytaj więcej ->„Ciężko pojąć, że recenzent mija się z prawdą”. Polemika: Wiśniewski vs Peresada
Jeśli coś mnie jeszcze dziwi po 25 latach za klawiaturą, to zła wola odbiorców. Jeszcze jako tako rozumiem, że ktoś cieszy się błędem albo interpretuje jakąś dwuznaczność na nie...
czytaj więcej ->Artystyczna trasa SUZUKI i Mint. Co warto zobaczyć podczas Warsaw Gallery Weekend i FRINGE Warszawa
Jeden weekend, dwie wielkie imprezy artystyczne, ponad sto wernisaży. W Warszawie rozpoczyna się Warsaw Gallery Weekend i FRINGE Warszawa.
czytaj więcej ->