Reklama

Przeżywamy dokładnie to samo, co osoby cis. „Kobieta z…”

Jakub Wojtaszczyk
film
wywiad
26.04.2024
11 min. czytania

Osoby LGBTQ+ nie są w Polsce wolne. Dlatego adekwatne jest nawiązywanie do klasycznych filmów o walce o wolność w naszym kraju. Rozmowa z Anu Czerwińskim i Angelą Getler o pracy nad filmem Małgorzaty Szumowskiej i Michała Englerta „Kobieta z…”.

Jakub Wojtaszczyk: Małgorzata Szumowska i Michał Englert już dwadzieścia lat temu myśleli o nakręceniu filmu o osobie trans. Minęło sporo czasu zanim „Kobieta z…” ujrzała światło dzienne. Na jakim etapie dostaliście propozycję współpracy? 

Anu Czerwiński: Najpierw reżyserka obsady Magdalena Szwarcbart zaprosiła mnie na casting i zaproponowała rolę w filmie. Dopiero później spotkałem się z Gośką i Michałem sam na sam. Zainteresowali się, że robię filmy dokumentalne. Zapytali, czy nie chciałbym im asystować na planie. I tak właśnie, od słowa do słowa, zostałem asystentem reżyserów oraz trans policją (śmiech), czyli konsultantem ds. transpłciowości, który pilnuje, by osoby trans w filmie nie były papierowe, a ich doświadczenia – ukazane prawdziwie. 

Angela Getler: Zostałam polecona przez Katarzynę Szustow [m.in. koordynatorka intymności – red.]. Dostałam scenariusz na miesiąc przed rozpoczęciem zdjęć. Po przeczytaniu, przedłożyłam krytykę – w dużej mierze pozytywną, bo też tekst bardzo mnie wzruszył. Z czwórką głównych aktorów skonsultowałam ich role, opowiedziałam o doświadczenia i uczuciach, jakie towarzyszyły mi nawet w najbardziej intymnych chwilach. Potem ruszyliśmy na plan, gdzie wspierałam reżyserów i aktorów swoją radą. Na drugą połowę zdjęć cugle przejął Anu.

A.Cz.: Gośka i Michał nie dążą do pełnej kontroli na planie, tylko dopuszczają do siebie ludzi z zewnątrz. Wierzą w intuicję swoich współpracowników, bo wiedzą, że wszyscy pracujemy dla dobra filmu. Myślę, że zadecydowali, iż chcą mieć asystentów na planie, kiedy usłyszeli nasz feedback do scenariusza. Uwagi nie były ogólne, tylko odnosiły się do szczegółów.

A.G.: Do takich, o których nie przeczyta się w internecie czy w książkach.

Anu Czerwiński, fot. archiwum prywatne

Trzeba je przeżyć?

A.Cz.: Tak. Na przykład zaproponowałem, by osoby z prowincji, na której żyje Aniela, główna bohaterka, były jej bardziej przychylne. Nie chciałem, żeby za pomocą trans bohaterki małomiasteczkowa Polska była demonizowana albo przedstawiana w opozycji do całej społeczności LGBTQ+. Podczas lektury scenariusza przypominałem sobie początki mojej tranzycji. Grubo dziesięć lat temu pracowałem w Bytomiu przy spektaklu teatralnym. Spotkałem tam i sprzątaczki, i pana z ochrony, i górników. Byli bardzo pomocni. Nie mieli problemu z moją transpłciowością. Zwracali się do mnie per „synek”.

A.G.: Jako trans kobieta doświadczyłam, choć może w innych kontekstach, większości sytuacji, które spotkały Anielę. Towarzyszyły nam też podobne emocje. Na przykład  pamiętam, że podczas lektury scenariusza zwróciła moją uwagę scena, w której młoda Aniela, jeszcze przed tranzycją, w kobiecym ubraniu przemierza ciemną uliczkę. Spotyka pijanego kolegę z pracy. Ten od razu krzyczy: „Andrzej, to ty?!”. Powiedziałam Gośce: „Miałam podobnie”. Tyle tylko, że było popołudnie, środek lata, a ja stałam pięć metrów od typa, którego znałam od przedszkola. Nie poznał mnie. Tym bardziej podpity facet nocą nie rozpoznałby Anieli. Zaproponowałam, by zamiast tego zaczął ją podrywać. Podobnie było z kolejnymi obrazami życia bohaterki. Tylko sceny intymne napisaliśmy zupełnie od początku. We wcześniejszej wersji seks między Anielą a jej żoną Izą był bardzo udany. Tymczasem moje doświadczenia z dysforią w negliżu były inne.

To pierwszy polski film, gdzie transpłciowość gra pierwsze skrzypce. Oglądamy czterdziestopięcioletnią podróż bohaterki do zrozumienia własnej tożsamości.

A.Cz.: Niektóre osoby aktywistyczne ze społeczności LGBTQ+ protestują przeciwko temu, by cis hetero twórcy kręcili filmy o osobach trans czy nieheteronormatywnych. W wypadku „Kobiety z…” musimy pamiętać nie tylko o dużym budżecie, ale też reżyserze i reżyserce, którzy robią kino autorskie na bardzo wysokim poziomie. To świetna okazja do opowiedzenia historii osoby transpłciowej w udany sposób. Twórcy są otwarci na głosy ze społeczności. Wchodząc na plan, byłem bardzo wzruszony. Kino wpływa na społeczną świadomość. „Kobieta z…” ma wartość edukacyjną w tym sensie, że opowiada o  transpłciowości uniwersalnym językiem; mówi o ludzkich emocjach, z którymi każdy widz może się utożsamić.

A.G.: Widziałam, jak twórcy filmu z czasem nie tylko intelektualnie podążali za tranzycją Anieli, ale w pewnym momencie zaczęli ją czuć i przechodzić razem ze swoją bohaterką. „Bawili się” tematem, a na dodatek robili to dobrze. Coraz mniej się wtrącałam, tylko rozkoszowałam się ich procesem twórczym. 

Angela Getler(po prawej), autor Łukasz Bąk

Scenariusz to jedno. Drugie to praca z aktorkami i aktorkami. Jakie pytania usłyszeliście?

A.G.: Na start pojawiły się pytania o seks. Nie były one jednak nieprzyjemne czy wścibskie, koncentrujące się na jego mechanice, tylko dotyczyły emocji. Co czuje osoba trans, gdy doświadcza tak intymnej sytuacji? Opowiedziałam, że kiedy funkcjonowałam w innej roli społecznej, przed tranzycją, to seks, nawet z bliską i kochaną osobą, sprawiał mi dyskomfort. Nie umiałam patrzeć partnerce w oczy, bo za każdym razem musiałam w swojej głowie znaleźć się w miejscu kobiecego komfortu. Odpływałam myślami, by wyobrazić sobie taki seks, który mnie samą rusza, w kontraście do tego, jaki mi przyszło uprawiać. 

Oczywiście, zarówno Mateusz Więcławek, jak i Małgorzata Hajewska-Krzysztofik (Haja), czyli filmowa Aniela, w młodości i w późniejszym okresie życia – nie znają doświadczenia transpłciowości. Ale nie jest ono zupełnie różne od innych sytuacji życiowych, na przykład każdy na pewnym etapie może doświadczyć ostracyzmu, poczucia niedopasowania. Wiele z nas mogło też chcieć dla siebie dobrze, w międzyczasie mimowolnie krzywdząc bliską osobę. Pracowaliśmy nad tym, by przez pryzmat własnych trudnych przeżyć Mateusz i Haja odnaleźli uczucia, które kierują Anielą.

A.Cz.: Osoby trans przecież nie mają innych uczuć niż osoby cis. Wymienialiśmy  się doświadczeniami, więc aktorzy nie odgrywali przeczytanej w gazecie biografii, tylko wczuli się w historie, bo się z nami zaprzyjaźnili.

Film to w dużej mierze melodramat rozgrywający się pomiędzy Anielą a Izą. Państwo w kwestii miłości rzuca bohaterkom kłody pod nogi, na przykład muszą się rozwieść, bo przecież w Polsce małżeństwo dwóch kobiet jest niedozwolone. Opowiedzcie o waszej współpracy z aktorkami, Bogumiłą Bajor i Joanną Kulig, czyli Izą na różnych etapach życia.

A.Cz.: Aktorzy i aktorki bali się, by nie przekroczyć granicy poprawności politycznej. Asia nie była wyjątkiem. W dublu jednej ze scen powiedziała do Anieli per „on”. Przestraszona, przybiegła do nas. W silnych emocjach, którymi operuje grając, powiedziała, że musimy powtórzyć ujęcie. Sprzeciwiłem się. W prawdziwym życiu inni też mylą zaimki. Nie zrozum mnie źle. Uważam, że poprawność polityczna w świecie aktywistycznym jest ważna, bo kształtuje dobre postawy. Natomiast film nie jest podręcznikiem do aktywizmu, tylko ma odzwierciedlać rzeczywistość. W małych miejscowościach ludzie nie do końca wiedzą, jak zachować się wobec osoby trans, ponieważ często pierwszy raz taką widzą. Dlatego pilnowaliśmy też tej niepoprawności.

Anu Czerwiński i Małgorzata Szumowska, autor Hubert Komerski

W filmie jest również wybitna scena napadu złości Izy, którą Asia wzięła z małżeńskiej kłótni i przełożyła na konfrontację z Anielą. Aktorzy odczarowali to, że osoby trans potrzebują specjalnej troski, że trzeba wokół nich chodzić na paluszkach. Przecież przeżywamy dokładnie to samo, tylko czasami z innych powodów.

A.G.: Bogusia gra młodą Izę w czasie, kiedy związek z Anielą, jeszcze w męskiej roli społecznej, dopiero rozkwita. Opowiedziałam jej swoją historię. Moja dziewczyna była mną urzeczona, bo doskonale ją rozumiałam, instynktownie wiedziałam, co czuje. Oczywiście było tak, bo też jestem kobietą, o czym ona wtedy jeszcze nie wiedziała. Zarówno w młodej Izie, jak i później, kiedy portretowała ją Asia, widziałam swoją partnerkę. Ponownie przeżywałam tamte uczucia, gdy z jednej strony walczyłam o siebie, a z drugiej krzywdziłam moją, dziś już byłą, miłość.

Kobieta z…” nawiązuje do filmów Wajdy „Mężczyzna z…”. Aniela jest niczym bohaterka grana przez Jandę, tylko determinuje ją walka o samostanowienie czy wolność do miłości i prywatności. Zmiana ustrojowa nie oznacza, że tę walkę wygrywa, prawda?

A.Cz.: Agnieszkę Jandy cechuje wytrwałość, by za wszelką cenę poznać prawdę. Natomiast Aniela Hai jest delikatna, na początku nawet przestraszona, ale ma też poczucie godności. Nie idzie jak taran przez życie, tylko się temu życiu poddaje. Ale w tej delikatności jest determinacja, bo – podobnie jak Agnieszka Jandy – odzyskuje siłę do walki z chorym systemem. W procesie tranzycji z niewiadomych przyczyn jedno z badań polega na oglądaniu zdjęć porno w gabinecie seksuologicznym. W taki obrzydliwy sposób biegły lekarz określa twoją tożsamość seksualną. W filmie Aniela musi opisywać reakcje, jakie wywołują w niej zdjęcia. Początkowo Aniela Hai pokornie odpowiadała: „To nie”, „To też nie”. Podpowiedziałem Szumowskiej, by aktorka w pewnym momencie sprzeciwiła się badaniu. W taki sposób daliśmy jej siłę sprawczą.

Niektórzy mogą się oburzyć…

A.Cz.: …że nam chodzi o tożsamość jednostki, a u Wajdy o walkę z komuną i wolność wszystkich Polaków? W demokratycznej Polsce żyją setki tysięcy osób LGBTQ+, które nie mają prawa do małżeństwa i adopcji dzieci, które muszą w sposób urągający godności przechodzić proces tranzycji. Nie możemy dysponować swoim życiem prywatnym. Państwo włazi nam do łóżka, wpływa na nasze relacje z rodziną, determinuje nawet komu możemy zapisać spadek w wypadku naszej śmierci. Osoby LGBTQ+ nie są w Polsce wolne. Dlatego  adekwatne jest nawiązywanie do klasycznych filmów o walce o wolność w naszym kraju.

A.G.: Nasza bohaterka nie rozważa, który ustrój, komunizm czy demokracja, jest lepszy. Po prostu walczy o swoje życie. Paradoksalnie, mimo że należy do szczególnej mniejszości, właśnie z nią może się zidentyfikować większość osób w Polsce. Przecież Aniela, jak gros Polaków, pochodzi z małej mieściny, daleko od Gdańska czy Warszawy. W kontraście do bohaterów Wajdy jest na uboczu wielkich, historycznych przemian i wydarzeń. Jedyne, do czego dąży, to szczęście – mimo zastanych okoliczności.

fot. Materiały No Mad Films

Media podkreślają istotność „Kobiety z…”, jednocześnie do dyskusji w „Hali odlotów” zaproszono Katarzynę Szumlewicz, czołową feministkę anty-trans. Jak oceniacie rozmowy toczące się wokół filmu?

A.Cz.: Nasza bańka doskonale wie, kim jest Katarzyna Szumlewicz. Natomiast niekoniecznie wiedzą to inne osoby. Mam nadzieję, że był to błąd researchu programu.

A.G.: To była formuła show zaczerpnięta z komercyjnej telewizji, gdzie zaprasza się takich gości, którzy byliby w stanie się pokłócić. Pracowałam w telewizji, robiłam swój program i wiem, że jak się dobrze przemyśli temat, to zawsze się uda znaleźć takich gości, którzy może i będą z różnych stron barykady, ale znajdą pole do konstruktywnej dyskusji. Tymczasem nie dość, że Szumlewicz jest znana z bardzo przykrych, poniżających wypowiedzi, ma doktorat z pedagogiki, a nie psychiatrii, neurobiologii czy endokrynologii. Nie ma żadnych kompetencji, by wypowiadać się o nas, osobach transpłciowych. Transfobia to jej weekendowe hobby!

A.Cz.: W temacie trans osób nastoletnich, obok tranzycji postawiła narkotyzowanie się i samookaleczanie! To nawet nie jest pogląd, tylko kłamstwo, wypowiedź, która nie ma jakiegokolwiek podparcia w faktach. Prowadzący czy dziennikarze powinni kontrować tego typu wypowiedzi, bo są one absolutnie niedopuszczalne na antenie publicznej telewizji. Ale być może formuła programu przerosła osoby dyskutujące? Tak długo, jak nie będzie ustawy o zmianie kodeksu karnego dotyczącej mowy nienawiści wobec osób LGBTQ+, tak długo  będą padały transfobiczne i homofobiczne sformułowania.

A.G.: Na premierze „Kobiety z…” był Adam Bodnar, obecny Minister Sprawiedliwości. Tydzień później wydał zalecenie do sędziów, by procesom sądowym o ustalenie danych osób transpłciowych nadać status „Pilne”. Teraz trwają one nawet kilka lat, wymagają pozwania rodziców, co zostało ukazane w historii Anieli. Mam nadzieję, że to tylko początek zmian, do jakich przyczyni się nasz film. 

Anu Czerwiński – dokumentalista, operator filmowy, montażysta, twórca wideo do przedstawień teatralnych, aktor.

Angela Getler – dziennikarka Polskiej Agencji Prasowej i studentka organizacji produkcji filmowej na PWSFTviT w Łodzi. Wcześniej prezenterka i dziennikarka telewizji News24.

fot. Materiały No Mad Films